Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

wtorek, 3 maja 2016

Nemain - Na drodze do marzeń (do Holdera)

Uradowany z uzyskania równie wspaniałej rady, pofrunąłem do swojej chatki, by przygotować się przed jutrzejszym dniem. Miałem tyle do zaplanowania! Dzisiaj niewiele mógłbym zdziałać, szukać odpowiednich materiałów czy kogoś, kto uszyłby dla mnie specjalne ubranie. Zresztą nawet nie miałem pewności co konkretnie musiałbym zrobić.
Dlatego potrzebny był mi plan! I to nie byle jaki plan, ale PLAN! Musiałem tam przecież zalśnić, oczarować sobą Uriana, by wszystko poszło po mojej myśli. A potem... Potem może moje sny by się urzeczywistniły?
Zarumieniłem się na samą myśl o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdybym choć raz miał trochę szczęścia w życiu. Obcowałem z duchami, można niekiedy powiedzieć, że tańczyłem z losem. Który jednak nie był dla mnie przychylny. Nieodwzajemniona miłość potrafi naprawdę dać w kość.
Zwłaszcza, że byłem krukiem.
Wylądowałem zgrabnie przed swoim domkiem, od razu przybierając swoją ludzką postać. Przeszedłem przez próg, głośno i radośnie obwieszczając, że właśnie powróciłem. Spojrzałem z szerokim uśmiechem na półkę, na której siedziały w rządku moje laleczki. Moje hobby, któremu poświęcałem wolną chwilę. Jeśli akurat nie miałem zamówienia na nowe amulety ochronne. Laleczki, które stworzyłem były moimi powiernikami, towarzyszyły mi każdego dnia w mojej samotni.
Szczególnym uwielbieniem obdarzyłem jedną  - Hani. Wynik mojego eksperymentu. Umieściłem w jej szmacianym ciałku włosy Uriana i ożywiłem ją. Wkradła się w nią dusza jakiegoś zwierzątka, które zyskało dzięki cząsteczce drowa umiejętności mówienia i logiczną świadomość.
- Wróciłem! - zawołałem radośnie, biorąc na ręce mojego pupila. Szwy pełniące rolę ust wykrzywiły się w grymasie, który mogłem odczytać jedynie jako niezadowolenie. Rzadko się zdarzało, by okazywała inne emocje. Była wiecznie zła i nic na to nie mogłem poradzić, taka już była jej mroczna natura.
- Nie podoba mi się twoja radość - mruknęła, zaplatając wątłe rączki na piersi. Gdyby jej oczy cokolwiek wyrażały, zapewne teraz wbijała by grube, zimne szpile wprost w moje serce. Tak jak robią to istoty z jej pobratymcami, wykorzystywanymi do złych uroków. - Oznacza to tylko, że znowu coś żałosnego chodzi po twojej głowie.
- Bo mam plan! - odpowiedziałem radośnie, niezrażony wątpliwościami towarzyszki. Po prostu taka była Hani.
- Plan jak dobrać się do spodni Uriana? - prychnęła, a pogłębiający się wyraz niezadowolenia na wyszywanej twarzyczce sprawił, że puścił jeden ze szwów.
- Nie, nie taki plan - zaśmiałem się. Wziąłem do ręki jeden z czystych zwojów i zapisywałem kolejne podpunkty swojego planu. A raczej zapisywałem wszystko, co przyszło mi na myśl, weryfikując co najwyżej to co znalazło się na liście. - Bardziej... Plan, by to Urian dobrał się do moich spodni.
- Nie uważasz, że jest za stary? - Przerwała moją pracę, by podać mi szpulkę z nicią i igłą, bym mógł ją naprawić. Przerwałem swoją pracę, by pomóc Hani. Miałem już wprawę w szyciu, dlatego poprawienie jej usteczek zajęło mi chwilę. Mogłem nieco mocniej zaciągnąć szew, by nie była w stanie nic powiedzieć. Chociaż nie mogłem wykluczyć tego, że po tym nauczyłaby się brzuchomówstwa. Nie wiem co byłoby gorsze. Tak czy siak, by gadała.
- Mówisz zupełnie jak Ad - westchnąłem niezadowolony, że w moim otoczeniu znajduje się kolejna istota, podważająca niejako przyszłość mojego wymarzonego związku. Jak na złość nagle dostrzegali jakieś problemy. Że niby spora różnica wieku. Że rasy nie te. Nie rozumieli potęgi uczucia, naprawdę.
- Bo może ma rację? Nie żebym była nie miła, czy miała coś do starszych istot, ale... - zawiesiła na chwilę głos, zamierając w bezruchu. Przez chwilę miałem nadzieję, że łaska bóstw mnie odwiedziła i odebrała duszyczkę Hani, jednak nie. Nie stało się tak, bo po chwili znów kontynuowała. - Wiesz, w toku ewolucji wiele organów zanika. Na przykład u ludzi są organy szczątkowe, które kiedyś funkcje pełniły, dziś zajmują tylko miejsce. Urian ma prawie trzy tysiące lat. Zapewne... Zawartości swoich spodni nie używał od tysiącleci. Jesteś pewien, że wciąż coś tam posiada? Nie znam się na anatomii, ale to nie usycha i nie odpada?
- Zamilcz wreszcie - warknąłem niemiło, zirytowany jej gadaniem. Wziąłem ją mało delikatnie, czego i tak nie poczuje - a szkoda, i wsadziłem ją do karnego pudełka. Było zaklęte tak, by tłumiło dochodzące ze środka dźwięki, więc Hani mogła krzyczeć ile sił w słomie, a ja i tak jej nie usłyszę. Nie lubiłem tego robić, później była na mnie obrażona i nie odzywała się zbyt wiele, a mnie wkupienie się na nowo w jej łaski zajmowało nieco czasu. Jednak teraz zdecydowanie przegięła. Powinna być świadoma tego, że Urian jest dla mnie niezwykle ważny i nic co powie, nie sprawi, że zmienię zdanie. Nie sprawi, że mi się odwidzi. Jedynie mnie zirytuje i doprowadzi do konfliktu między nami.
Fukając pod nosem wściekle, wróciłem do przerwanego zajęcia z jeszcze większą werwą i zacięciem dopisując kolejne punkty, sugestie i plany. Jutro czeka mnie pracowity dzień. Wszystko przecież na konkurs musi być idealne. Udowodnię im, że posiadam sporo uroku. Ja im jeszcze pokażę. Opadną im szczęki!
*
Następnego dnia motywacja mnie nie opuściła. Wciąż tliła się silnie w moim sercu, napędzając mnie do działania. Nie byłem w stanie usiedzieć w miejscu, więc z samego rana wyfrunąłem z domu, zabierając ze sobą listę jak i marudną Hani, która całą drogę umilała mi docinkami. Powstrzymałem się jednak od wściekłego krakania, bo moje myśli zaprzątnięte były czymś zupełnie innym. Miałem cel! Miałem plan! I żadna laleczka nie odwiedzie mnie od tego! Nawet prośbą o skierowanie się do weterynarza, bo latam po akademii jakbym miał wściekliznę...
Po prostu nie mogłem się uspokoić.
Stwierdziłem, że jeśli chcę przedstawić siebie jakimś strojem, musi składać się głównie z piór. Siebie jednak nie oskubię, bo będzie to bolesne i nie widziało mi się utracenie zdolności latania. Jeszcze ktoś pomyliłby mnie z oskubanym kurczakiem. A to niewybaczalne!
Dlatego ganiałem po schowkach w Akademii, szukając porzuconych piórek, które mógłbym podkraść. Pewnie nikt by się nie zorientował, patrząc na ilość kurzu w każdym z tych pomieszczeń.
Byłem w trakcie przekopywania ogromnego pudła, kiedy usłyszałem hałasy na korytarzu. Wychyliłem z zaciekawieniem głowę, chcąc sprawdzić co się dzieje i zobaczyłem biegnącą w moim kierunku postać. Chyba przed kimś uciekał, przynajmniej tak wnioskowałem po wcześniejszych krzykach. Kiedy chłopak przebiegał obok mnie, odruchowo złapałem go za ramię i wciągnąłem do schowka.
- Nemain - przedstawiłem się, kiedy jasnowłosy skupił na mnie przerażone spojrzenie. Uśmiechnąłem się krzywo, próbując pokazać mu, że jestem sympatyczny i niewiele mam wspólnego z tym, kto go gonił. Choć nie mogłem zaprzeczyć swojej ciekawości, która nakłoniła mnie do tego, by jak najwięcej dowiedzieć się o sytuacji. Mało bezinteresowna pomoc, ale... Byłem ptaszyskiem, prawda? Kochałem takie historyjki i smaczki. - Czy on chciał ci coś zrobić?
- Nie jestem pewien. Po tym, jak mu uciekłem... cóż, prawdopodobnie będzie chciał mnie zabić - odpowiedział nieznajomy, a mnie zaświeciły się oczy. Drama w Akademii! Coś co moja dusza wręcz uwielbiała i paliła się do tego, by być świadkiem! - Uh, przepraszam za mój brak kultury. Mam na imię Dean, ale wolę, kiedy inni zwracają się do mnie Holder.
- Nie ma sprawy! - żachnąłem się i machnąłem dłonią jakby od niechcenia. Sam się przedstawiłem, ale nie wiem czy interesowało mnie jego imię. I tak pewnie za kilka minut zapomnę, i będę czuł się winny, nie mogąc go sobie przypomnieć. Chociaż czułem się zawsze milej, gdy ktoś wyjawiał mi swoje imię. Zwykle robili to z niejaką obawą. W końcu byłem szamanem, nie wiadomo co mogłem zrobić z samą informacją. Najczęściej było to nic, ale kto by szamanowi wierzył. - Lepiej powiedz kto cię gonił. Co zrobiłeś?
- Dotarłem tu chyba niedawno. Sam nawet nie jestem tego do końca pewien. Przez jakiś czas przebywałem w jakimś gabinecie, a później pojawiła się w nim Liliope. Skazała mnie na towarzystwo Winchestera, choć ja szczególnie nad tym nie ubolewam. Można powiedzieć, że dałem się chłopakowi we znaki i praw...
- Czekaj - przerwałem mu, czując irytację kłębiącą się w gardle. - Winchestera? Wysoki, szpetny gbur? Masz na myśli tę prymitywną formę nie-życia? Demona? - warczałem, patrząc na chłopaka ze złością. Która jednak zaraz minęła, kiedy chłopak po krótkim okrzyku... Zemdlał.
Czyli nie wiedział, że igrał właśnie z najbardziej prymitywną formą życia, która skaziła mury akademii swoim brudem? Nie wiedział, że ta bestia, paskuda i okropieństwo jest skazą w szamańskim dorobku zawodowym. Nie dało się tego ani w diabły posłać, bo to stamtąd pochodzi, ani do nieba wysłać, bo bóstwa wszelakie się ich brzydzą. Czym on do licha był?
Zero jakichkolwiek instynktów samoobrony? Uniosłem wątłą rękę chłopaka, która nieprzyjemnie ciążyła. Przysunąłem ją do twarzy i powąchałem. Śmierdział człowiekiem. Może nie stuprocentowym człowiekiem. I było w nim coś... Niepokojącego. Jakaś mroczna aura. Może to ten syf, który pozostawił po sobie demon, kiedy go dotknął? Ble...
Puściłem rękę chłopaka i odsunąłem go od siebie nogą, by znaleźć się jak najdalej od demonicznego brudu. Nie widziało mi się obcowanie z tym i skażenia swojej czystej i nienagannej duszy. Chociaż... Z drugiej strony... Zerknąłem na jasne włosy chłopaka. Przegapić taką okazję, by zwiększyć swoją kolekcję włosów i kawałków należących do innych istot? Nie mogłem do tego dopuścić.
- Zabiłeś go! - wydusiła Hani, kiedy udało jej się odczepić od mojego paska i stanęła przed Holderem, klepiąc go rączką po twarzy.
- Nie zabiłem - prychnąłem, odsuwając ją od niego i ostrożnie, by nie dotykać chłopaka za bardzo, pociągnąłem go za włosy, by wyrwać kilka kosmyków. Gdy tylko pociągnąłem odrobinę za mocno, bliski ich wyrwania, nieprzytomne ciało chłopaka poruszyło się, wierzgnęło nogami, kopnęło mnie w brzuch i odtrąciło moje ręce, uniemożliwiając mi zdobycie tego, co chciałem. Ponowiłem próbę, jednak tym razem, gdy tylko lekko się przysunąłem, chłopak znów przekręcił się na bok i odepchnął mnie. Tego było za wiele!
Warknąłem wściekle, szukając jakiegoś sznura. Skoro Holder nie chciał po dobroci oddać mi odrobiny swoich włosów, sam je sobie wezmę! Nawet większą ilość!
Znalazłem jakiś cienki łańcuch, który mimo swojej grubości był niezwykle trwały, co skrzętnie wykorzystałem związując nogi blondyna. Nim związałem jego ręce, pozbawiłem go kurtki i koszulki, żeby nie zwijał mi się nigdzie materiał, utrudniając sprawę. Ze spodniami było łatwiej. Zsuwając je do kostek wraz z bielizną w niczym mi nie przeszkadzały. Nachodziły na łańcuch na kostkach, dodatkowo unieruchamiając jego nogi. Same korzyści!
Kiedy uporałem się z wierzchnim materiałem i przygotowałem ciało chłopaka do "operacji", zabrałem się za dalszą część. Rozłożyłem na podłodze chustkę, którą potem zwiążę i zrobię z niej niewielką, prowizoryczną sakiewkę, wypełnioną włosami Holdera.
- Wiesz... - mruknęła Hani, podając mi ostre narzędzie, którym będę mógł szybko i bezboleśnie zgolić włosy z ciała chłopaka. - Naprawdę jesteś zboczeńcem.
- Dlaczego tak myślisz? - zapytałem zdumiony, pochylając się nad jedną z nóg jasnowłosego, ignorując z wdziękiem fakt, że tuż nad moją głową znajduje się jego... męskość. Niczym nie okryta, mająca w swojej okolicy długie, ciemne włoski, które także będą moim celem.
- Rozbierasz mężczyzn, związujesz ich, a potem ich obmacujesz... - wyliczała, przesuwając chusteczkę tak, by zgolone włosy wpadały prosto na nią.
- Nie obmacuję! - krzyknąłem z oburzeniem, przesuwając niechcący ostrzem nieco zbyt mocno, raniąc tym skórę. Syknąłem głośno, ścierając kciukiem krew i oblizałem palec, krzywiąc się z niezadowoleniem. Nie przewidziałem, że mogę go zranić i nie miałem niczego pod ręką do oczyszczania ran. Chociaż pewnie od tego nie umrze, nie w tym świecie. - Ja go tylko golę
- Że co proszę? - usłyszałem stłumiony, chrapliwy głos. Zerknąłem w górę, patrząc w ciemne oczy Holdera, w których tliły się ogniki gniewu. Przełknąłem głośno ślinę, wracając szybko do przerwanej pracy. Musiałem zgolić jak najwięcej włosów, nim szarpiący rękami chłopak w końcu się uwolni i mnie dopadnie.
- Nic, nic. Wracaj spać. Winchester jest demonem, pamiętasz? - mruczałem nerwowo, zabierając się za drugą nogę chłopaka. - Możesz znowu zemdleć, nie przeszkadzaj sobie, okej?

<Holder? Zemdlejesz dla mnie? Wiesz... Trochu zajęty Nei jest, nie ładnie tak przeszkadzać!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz