Wysłuchałem wszystkiego co Dei miał do powiedzenia. A przynajmniej tyle, ile zechciał mi zdradzić na swój temat. Nie naciskałem, nie wymuszałem na nim niczego... Może prócz pocałunku. W każdym razie widziałem jak trudnym było to tematem, jak wiele negatywnych wspomnień przywoływało i cofało w ten czas, który był jedynie cierniem w sercu. Westchnąłem zirytowany, dopisując do swojej listy kolejne powody, dla których tak uparcie nienawidziłem Driad. Były nieznośne, nie znały słowa dość, a jeszcze na dodatek nękały niewinną istotę, bo miały swoje jakieś niezrozumiałe dla normalnych widzimisię. Zacisnąłem mocno szczęki, powstrzymując pełne nienawiści warknięcie.
Na samą myśl, że znowu te stosy patyków miałyby nękać Dei, ogarniał mnie zwierzęcy szał. Odchrząknąłem głośno, próbując przywrócić się do porządku, by nie nastraszyć gościa. Mimo trudnego początku, bardzo chcianego gościa.
- Wcale im się nie dziwię - mruknąłem, z niechęcią oddając Dei pustą już miskę. Gdy odwrócił się, by odejść do miejsca, gdzie składałem naczynia, klepnąłem go w tyłek. Chłopak zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie przez ramię, a z twarzy mogłem wyczytać rozdarcie między chęcią przywalenia mi w twarz, a przejścia obok mnie raz jeszcze, by sprawdzić moją kolejną reakcję. Choć pewnie spodziewał się, że klepnąłbym go raz jeszcze. Dla zasady.
Wolałem w prawdzie jego kobiecą formę. Jakby nie patrzeć gustowałem w tej właśnie płci, lubowałem się w miękkości ich ciał, gładkości skóry, pełnym kształtom, na których z przyjemnością zaciskałem palce. Mężczyźni pozbawieni byli tego powabu. Ciała mieli twarde, umięśnione, skórę szorstką. Tyłki zgrabne, ale w niczym nie przypominały tych kobiecych. I nie mieli przednich zderzaków, kolejny minus, który mógł mi nie przypasować, choć nie każda kobieta mogła cieszyć się sporym rozmiarem.
W każdym razie, jak Dei-kobieta zdawała się być idealna dla moich wszelakich gustów. Tak ta męska forma, mogła mnie odstręczać. Choć jak zauważyłem, było to czysto teoretyczne rozumowanie. Dei to wciąż był Dei, nie ważne w której powłoce. Udało mi się dostrzec to dość szybko, prowokując prymitywnie chłopaka do odsłonięcia siebie. Byli różni, a jednocześnie jednakowi. Musiałem przyznać, ze niezwykle mnie to intrygowało. Nawet bardziej niż powinno.
- Nie dziwisz? - zapytał i usiadł na krześle obok, wbijając we mnie podejrzliwe spojrzenie.
- Jeśli kiedykolwiek uraczyłeś je tym gulaszem, a przyznać muszę, że jest obłędny, to wcale im się nie dziwię - mruknąłem, wyciągając przed siebie rękę, by zacisnąć palce na kolanie chłopaka. Mrugnąłem przy tym zalotnie, uzyskując efekt, którego oczekiwałem. Dei rozluźniła się i zaśmiała rozkosznie, zaplatając kosmyk długich włosów na palce. Zarumieniła się przy tym słodko, odwracając wzrok gdzieś na bok. Cudowna. - Jesteś idealna.
- Mówisz tak, bo cię nakarmiłam - prychnęła z rozbawieniem, zdejmując moją dłoń ze swojej nogi. No cóż, nie żeby mi się to podobało, ale nie chciałem jej w końcu do siebie zrazić, prawda?
- Jestem dużym facetem, który lubi dobrze zjeść. Czego chcieć więcej? - mruknąłem w odpowiedzi, podnosząc się z miejsca, skoro odrzuciła na razie moje zaloty. Nie żebym miał zamiar się poddać. Jakoś... Chciałem ją bliżej, a jak los pozwoli to i dogłębniej, poznać. Przeciągnąłem się, analizując co miałem dzisiaj do zrobienia. Miałem gościa, a w składziku czekał na mnie martwy jeleń. Musiałem trochę z nim poromansować, nim zaczął się w pełni rozkładać.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - zapytałem dziewczynę, ustanawiając priorytet dla jej sprawy. Zapewne nie nie zajęłoby mi zbyt wiele czasu odprowadzenie jej do domu, a jak podejrzewałem, właśnie to chciała zrobić. Mogłem przy okazji wykorzystać okazję, by oddać kilka zamówień mieszkańcom. Jelenia przełożę na później, chyba robale nigdzie go nie wyniosą. Najwyżej upoluję kolejnego, a tym pożywię młode wilki, które jeszcze nie opanowały trudnej sztuki przetrwania.
- Muszę wrócić do miasta, pójść na zajęcia. Mam trochę... Rzeczy do zrobienia - mówiła cicho, kierując przestraszone spojrzenie ku wyjściu. Chyba przypomniałem jej, że wkrótce musi opuścić moją "bezpieczną" jaskinię i ponownie przejść prze las pełen Driad, nie mających zbyt przyjemnych zamiarów.
- Masz szczęście, że też tam idę - zaśmiałem się ochryple, kładąc dłoń na głowie dziewczyny i potargałem jej włosy w mocnym, pseudo pieszczotliwym geście. - Więc zbieraj swój śliczny tyłek i zgarnij co masz zgarnąć, a ja cię bezpiecznie odprowadzę, gdzie nic nie zagrozi twojej cnocie. No... Chyba, że ja. - Ostatnie zdanie wypowiedziałem ciszej, tak by nie mogła tego dosłyszeć. Choć wątpliwym było i to, zważywszy na to jak blisko niej się znalazłem.
Zacząłem zgarniać potrzebne przedmioty, które winienem dać klientom w wymianie za potrzebne mnie rzeczy. Koce, owoce, warzywa, materiały, które mogłem na coś przerobić, albo zlecić ich przerobienie komu innemu. Pieniądze w niczym mi nie służyły, jednak przysługa za przysługę zawsze były u mnie w cenie. O czym Dei pewnie zdąży przekonać się nie raz.
<To jak, ślicznotko? Zbierasz się i idziemy grzecznie przez las czy jednak będziesz odwlekać chwilę?>
Na samą myśl, że znowu te stosy patyków miałyby nękać Dei, ogarniał mnie zwierzęcy szał. Odchrząknąłem głośno, próbując przywrócić się do porządku, by nie nastraszyć gościa. Mimo trudnego początku, bardzo chcianego gościa.
- Wcale im się nie dziwię - mruknąłem, z niechęcią oddając Dei pustą już miskę. Gdy odwrócił się, by odejść do miejsca, gdzie składałem naczynia, klepnąłem go w tyłek. Chłopak zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie przez ramię, a z twarzy mogłem wyczytać rozdarcie między chęcią przywalenia mi w twarz, a przejścia obok mnie raz jeszcze, by sprawdzić moją kolejną reakcję. Choć pewnie spodziewał się, że klepnąłbym go raz jeszcze. Dla zasady.
Wolałem w prawdzie jego kobiecą formę. Jakby nie patrzeć gustowałem w tej właśnie płci, lubowałem się w miękkości ich ciał, gładkości skóry, pełnym kształtom, na których z przyjemnością zaciskałem palce. Mężczyźni pozbawieni byli tego powabu. Ciała mieli twarde, umięśnione, skórę szorstką. Tyłki zgrabne, ale w niczym nie przypominały tych kobiecych. I nie mieli przednich zderzaków, kolejny minus, który mógł mi nie przypasować, choć nie każda kobieta mogła cieszyć się sporym rozmiarem.
W każdym razie, jak Dei-kobieta zdawała się być idealna dla moich wszelakich gustów. Tak ta męska forma, mogła mnie odstręczać. Choć jak zauważyłem, było to czysto teoretyczne rozumowanie. Dei to wciąż był Dei, nie ważne w której powłoce. Udało mi się dostrzec to dość szybko, prowokując prymitywnie chłopaka do odsłonięcia siebie. Byli różni, a jednocześnie jednakowi. Musiałem przyznać, ze niezwykle mnie to intrygowało. Nawet bardziej niż powinno.
- Nie dziwisz? - zapytał i usiadł na krześle obok, wbijając we mnie podejrzliwe spojrzenie.
- Jeśli kiedykolwiek uraczyłeś je tym gulaszem, a przyznać muszę, że jest obłędny, to wcale im się nie dziwię - mruknąłem, wyciągając przed siebie rękę, by zacisnąć palce na kolanie chłopaka. Mrugnąłem przy tym zalotnie, uzyskując efekt, którego oczekiwałem. Dei rozluźniła się i zaśmiała rozkosznie, zaplatając kosmyk długich włosów na palce. Zarumieniła się przy tym słodko, odwracając wzrok gdzieś na bok. Cudowna. - Jesteś idealna.
- Mówisz tak, bo cię nakarmiłam - prychnęła z rozbawieniem, zdejmując moją dłoń ze swojej nogi. No cóż, nie żeby mi się to podobało, ale nie chciałem jej w końcu do siebie zrazić, prawda?
- Jestem dużym facetem, który lubi dobrze zjeść. Czego chcieć więcej? - mruknąłem w odpowiedzi, podnosząc się z miejsca, skoro odrzuciła na razie moje zaloty. Nie żebym miał zamiar się poddać. Jakoś... Chciałem ją bliżej, a jak los pozwoli to i dogłębniej, poznać. Przeciągnąłem się, analizując co miałem dzisiaj do zrobienia. Miałem gościa, a w składziku czekał na mnie martwy jeleń. Musiałem trochę z nim poromansować, nim zaczął się w pełni rozkładać.
- Jakie masz plany na dzisiaj? - zapytałem dziewczynę, ustanawiając priorytet dla jej sprawy. Zapewne nie nie zajęłoby mi zbyt wiele czasu odprowadzenie jej do domu, a jak podejrzewałem, właśnie to chciała zrobić. Mogłem przy okazji wykorzystać okazję, by oddać kilka zamówień mieszkańcom. Jelenia przełożę na później, chyba robale nigdzie go nie wyniosą. Najwyżej upoluję kolejnego, a tym pożywię młode wilki, które jeszcze nie opanowały trudnej sztuki przetrwania.
- Muszę wrócić do miasta, pójść na zajęcia. Mam trochę... Rzeczy do zrobienia - mówiła cicho, kierując przestraszone spojrzenie ku wyjściu. Chyba przypomniałem jej, że wkrótce musi opuścić moją "bezpieczną" jaskinię i ponownie przejść prze las pełen Driad, nie mających zbyt przyjemnych zamiarów.
- Masz szczęście, że też tam idę - zaśmiałem się ochryple, kładąc dłoń na głowie dziewczyny i potargałem jej włosy w mocnym, pseudo pieszczotliwym geście. - Więc zbieraj swój śliczny tyłek i zgarnij co masz zgarnąć, a ja cię bezpiecznie odprowadzę, gdzie nic nie zagrozi twojej cnocie. No... Chyba, że ja. - Ostatnie zdanie wypowiedziałem ciszej, tak by nie mogła tego dosłyszeć. Choć wątpliwym było i to, zważywszy na to jak blisko niej się znalazłem.
Zacząłem zgarniać potrzebne przedmioty, które winienem dać klientom w wymianie za potrzebne mnie rzeczy. Koce, owoce, warzywa, materiały, które mogłem na coś przerobić, albo zlecić ich przerobienie komu innemu. Pieniądze w niczym mi nie służyły, jednak przysługa za przysługę zawsze były u mnie w cenie. O czym Dei pewnie zdąży przekonać się nie raz.
<To jak, ślicznotko? Zbierasz się i idziemy grzecznie przez las czy jednak będziesz odwlekać chwilę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz