W nocy nie spałem zbyt dobrze. Przecież nie ma to jak chwile, kiedy leżysz już w łóżku, starasz się zasnąć, a twój umysł, zamiast spokojnie odpłynąć w sen i dać odpocząć ciału, działa na wysokich obrotach. Najgorsze było to, że w takich chwilach zazwyczaj męczyło cię to, czego najbardziej nie chciałeś pamiętać, o czym najbardziej nie chciałeś myśleć. Czym silniej chciało się wyprzeć z umysłu jakąś myśl, tym natrętniej wracała, zasypując cię ciągłym "a co by było gdyby?"
W moim przypadku też tak było. Wciąż zastanawiałem się nad tym czy mnie i Coral mogłoby się udać... oczywiście, gdyby ona chciała ze mną być, w co wątpiłem. W końcu byłem jaki byłem i nawet jeżeli starałem się nieco swoje życie i działania naprostować to... no cóż, narobiłem już swoje i pokazałem się od mało przyjemnej strony. Oczywiście miałem nadzieję, że dziewczyna przynajmniej mnie lubi. W końcu jeszcze stąd nie uciekła, nie narzekała, nie spoglądała na mnie z góry, a wręcz przeciwnie pokazała mi już nie raz, że nawet się o mnie martwi, ale... czy to cokolwiek znaczyło, tak... w tym konkretnym sensie?
- Ja się kiedyś osobiście zatłukę - wymamrotałem szeptem sam do siebie, zirytowany kolejnym natłokiem myśli, który kazał mi rozważyć wszelkie za i przeciw.
Jedna część mnie z radością świergotała, że to jest TO. To uczucie, któremu nie mogłem przepuścić, że wszystko będzie dobrze, że mógłbym się zmienić, nauczyć jak sprawić, żeby była szczęśliwa, ze mną i tylko ze mną.
Zaraz jednak odzywała się druga strona. Ta podcinała mi skrzydła przed oczyma malując obraz wystraszonych, wpatrzonych we mnie oczu Coral. A co jeżeli znów popełnię jakiś błąd? Co jeżeli zrobię coś co i ją zrani? Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Nie wiem ile tak leżałem bijąc się z myślami, ale w końcu udało mi się zasnąć. Nie pospałem jednak długo, bo sen miałem dziwnie czujny i zdołał mnie obudzić gwar pierwszych, krzątających się po ulicach mieszkańców. Zazwyczaj mi to bynajmniej nie przeszkadzało, ale ostatnio wszystko we mnie było dziwne...
Wstałem i stwierdziłem, że Coral i Świergotek śpią jeszcze smacznie. Wyszedłem więc i w pospiechu ruszyłem na targ. Postanowiłem zrobić dobre śniadanie, zrobiłem więc małe zakupy w których skład wchodziły choćby placuszki z bananami i konfitura z dodatkiem czekolady. Wziąłęm też kilka owoców dla liprona.
Miałem już wracać kiedy usłyszałem nawoływanie. W moją stronę biegł Finian.
- Zadyszki dostaniesz - zaśmiałem się kiedy wyhamował jak to miał w zwyczaju ledwie centymetr od ściany. Półelf miał niemałe kłopoty ze wzrokiem i naprawdę przydałyby mu się okulary, ale był zbyt dumny na to, żeby zacząć je nosić.
- Mam zlecenie na kilka skórek - oznajmił szybko. - Przydałby mi się kompan, co ty na to?
Swego czasu dość często wybierałem się z Finianem na polowania. We dwójkę zawsze było bezpieczniej, no i oczywiście mogliśmy więcej zarobić.
- Jak zwykle wieczorem? - może nie było to jakoś specjalnie rozsądne, ale lubiliśmy polować właśnie po zmroku. Mni9e łatwiej było się wtedy ukryć, a blondyn mógł polegać bardziej na swoim słuchu, niż wzroku, co zdecydowanie mu odpowiadało.
- Wiedziałem, że się zgodzisz - ucieszył się i wręczył mi karetkę, na której nabazgrolił co też mieliśmy zabić. Lista krótka nie była, ale sądziłem, że w przeciągu nocy zdołamy się z tym uporać.
Pożegnałem się z Finianem, obiecując, że zjawię się na obrzeżach Gaju jeszcze przed zmrokiem i ruszyłem do domu. Ledwie wyszedłem zza zakrętu, a omal nie wpadłem na Coral, która widząc mnie stanęła jak wryta.
- Coś się stało? -zapytałem od razu.
- C-co? Nie... to znaczy. Obudziłam się, ciebie nie było, więc się martwiłam - rzuciła pospiesznie, jednym tchem.
- Dobra... - przeciągnąłem to słowo, bo rumieniec na buźce anielicy sugerował, że do końca szczera nie jest. Przez chwilę odwróciłem się nawet za oddalającym się Finianem, zastanawiając się czy to nie czasem jego widok tak na nią podział. nic jednak na to nie wskazywało... nie zmieniało to jednak faktu, że poczułem ukłucie zazdrości.
- Wracajmy do domu, kupiłem nieco słodkości na śniadanie - uśmiechnąłem się i ująłem dłoń dziewczyny, żeby ruszyć razem z nią do naszego lokum... "Naszego" brzmiało nadzwyczaj fajnie.
Rozpakowałem zakupy i zabrałem się za wykładanie pyszności an talerz. Coral za to, pokroiła jabłko Świergotkowi i wstawiła na ogniu wadę na herbatę.
- To co? Idziemy dziś do cukierni zapytać o pracę dla ciebie? - zagadnąłem, siadając przy stole.
- Idziemy?
- Przyda ci się mała obstawa, tak na pierwszy raz - skwitowałem, wiedząc, że dziewczyna bardzo się tym denerwuje.
- A... nie masz jakichś innych planów? - zapytała z lekkim wahaniem, uważnie przyglądając się zawartości kubka, który trzymała w dłoniach.
- Nie... Znaczy, wieczorem jestem umówiony z Finianem na polowanie, ale dzień mam wolny, więc mogę ci pomóc.
- Dobrze - rzuciła uśmiechając się, ale jakoś... niepewnie? Czy ja coś znów przeskrobałem? Zrobiłem coś nie tak? A może Sam wygadała, że pytałem ją o Coral? Jeśli tak, to chyba ją zamorduję...
<Coral, wybacz, że tyle to trwało>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz