Gdyby nie to, że nie musiałem oddychać, miałbym teraz niezły problem z bólem przepony. Nemain potrafił być rozwalający. Jego tok rozumowanie serio przechodził często moje pojęcie.
- A już myślałem, że chcesz mi się oświadczyć - tylko z trudem powstrzymałem ochotę ponownego ryknięcia śmiechem.
Kruk puścił moje dłonie i spojrzał na mnie z wyrzutem. Widać było, że nie przejmując się jego wyznaniem go uraziłem i to tym razem chyba poważnie, bo odsunął się, gotów wstać i odejść.
- Poczekaj - rzuciłem i pociągnąłem go, bu usiadł obok mnie. - Ja po prostu od dawna wiem, że kochasz Uriana na zabój - uśmiechnąłem się z lekkim politowaniem.
- Co? Skąd niby?! - spytał, wpatrując się na mnie tak, jakbym się ośmielił go opętać i w umyśla mu grzebać.
- Bo to po prostu widać - rzuciłem. - Widziałem nie raz jak wlepiasz w niego te zakochane, cielęce gały, niemal się przy tym śliniąc. Poza tym chyba każdy wie, że na niego lecisz. W końcu widać, jak za nim biegasz, jak na niego reagujesz... Naprawdę nie potrzeba do tego być medium. Poza tym ja mam dodatkowe doświadczenie. W końcu sam jeszcze niedawno cierpiałem, bo Alan nie chciał moich uczuć dostrzec... albo jak kto woli przyjąć do wiadomości.
- A jak udało ci się... no... Zejść z nim?
- Po prostu wreszcie miałem okazję mu faktycznie powiedzieć co do niego czuję i mu to okazać. Do tego natura gargulca przyszła mi z pomocą... A tym samym ja mogłem przyjść z pomocą jemu - uśmiechnąłem się w tym miejscy szeroko, na wspomnienie owej "pomocy". Czułem jak momentalnie robi mi się ciepło, szczególnie poniżej pasa. - Może jak powiesz Uriemu co do niego czujesz...
- Mówiłem! Mnóstwo razy! Z tym, ze on chyba mnie traktuje mnie poważnie... Nie podobam mu się, to pewnie dlatego. Ty też nie uważasz, że jestem ładny. - Szaman wyglądał tak, jakby za chwilę miał zamiar się rozpłakać. Najlepiej tuż przy mnie, smarcząc mi w rękaw.
- No już, weź się w garść. Nie mówiłem, że nie jesteś przystojny - pocieszyłem go, lekko klepiąc po plecach. - Przecież całkiem spora grupka uważa, że jesteś przystojny...
- Niby kto? - Kruk spojrzał na mnie z miną taką, jakby mi właśnie wyrosły czułki.
Westchnąłem, widząc, że i w tym aspekcie Nei był tak zapatrzony w starszego szamana, że nie widział nawet tego jakimi spojrzeniami obrzucały go kobiety. To sprawiło jednak, że na coś wpadłem...
- Może wywołaj w Urianie zazdrość? - kiedy Nemain spojrzał na mnie pytająco pospieszyłem z wyjaśnieniami. - Umów się z kimś. Pokaż, że podobasz się innym. niech on to widzi... Musisz mu jakoś pokazać, że to ty jesteś ten.... no wiesz, najlepszy, najpiękniejszy - wymieniałem.
Kruk myślał przez chwilę intensywnie.
- Pokazać, że jestem najpiękniejszy.... Jak na przykład wygrać konkurs piękności?
Zastrzelcie mnie! - coś takiego przebiegło mi przez myśl, kiedy z ogromnym trudem powstrzymałem się przed wybuchem śmiechem, choć czułem niemal ból, kiedy wesołość, pragnęła wydostać się z mojego gardła. To jak dosłownie Nemain zrozumiał moją radę mnie po prostu rozłożyło na łopatki... Ale jednocześnie podsunęło głupi pomysł. Tak, pewnie w piekle się kiedyś usmażę za tę swoją wredotę, ale nie umiałem się powstrzymać.
- Tak. To całkiem dobry pomysł - rzuciłem słabo, po czym odchrząknąłem. - Wyobraź sobie. Ty, połykany wzrokiem i on widzący na co cię stać i jak na ciebie reagują inni...
- No nie wiem... - zawahał się chwilkę.
- Trochę odwagi! Dasz radę! - podniosłem go na duchu i znów chrząknąłem, chcąc ukryć uśmieszek, który błądził mi na ustach. - A teraz muszę już iść. Alan na mnie czeka, a ja muszę jeszcze poszukać Dei...
Wstałem i pożegnałem się z Krukiem, który pognał w stronę miasta. Ja zaś wycierając łzy z oczu ruszyłem wgłąb lasu.
Kolejna godzina poszukiwań nie przyniosła rezultatu, a odwiedziłem już chyba każde miejsce, w którym Dei przeważnie zbierała zioła. Przynajmniej o tych wspominała i wiedziałem, że sporo istot z tych miejsc korzysta... Sprawiło to, że sam poważnie zacząłem się martwić o druidkę. Postanowiłem więc skorzystać z czegoś, czego zapewne miałem niedługo żałować, ale co tam...
Kiedy duch zyskuje na materialności traci nieco ze swoich czysto duchowych właściwości. Ceną tego jest kilka ograniczeń, jak choćby takie, że jesteśmy jednak bardziej przywiązani do normalnego czasu i przestrzeni. Nie możemy już sobie całkowicie swobodnie hulać z prędkościami zdecydowanie przerastającymi możliwości istot materialnych, a nasza duchowa świadomość raczej ogranicza się do nas samych, oddzielając nas od innych dusz. To tak, jakby częściowo wyjść z planu astralnego, który był przeznaczony tylko dla tych niematerialnych bytów. Żeby więc skorzystać z dobrodziejstw tego planu i możliwości duchów trzeba było prosić je o pomoc... a na to były dwa sposoby, albo je spętać, albo obiecać im przysługę... Ja byłem zmuszony do tej drugiej opcji, a trzeba było wspomnieć, że duchy bywały kapryśnymi skurwielami lubiącymi prosić o różne absurdalne rzeczy w najmniej odpowiednich porach. Ale jak mus to mus...
Znalezienie zbłąkanej duszy i nakłonienie jej do spełnienia "dobrego uczynku" za "drobną" opłatą w późniejszym terminie, nie było trudne. Dowiedziałem się więc, że z Dei wszystko w porządku i, że siedzi w jaskini jakiegoś niedźwiedzia, którego ogólnie w Gaju szanowali. Deidre często ucinała sobie pogawędki z różnymi zwierzakami, zwierzoludźmi i innymi stworami, więc mogłem spokojnie wrócić do domu i przekazać Alanowi dobre wieści.
Tak jak podejrzewałem gargulec chyba w oknie czekał na powrót mój lub swojej przyjaciółki, bo ledwie otworzyłem drzwi, a podbiegł do mnie.
- Spokojnie. Dei siedzi u znajomego niedźwiadka. Jest cała, zdrowa i pewnie niedługo wróci - uspokoiłem go pospiesznie, na co odetchnął z wyraźną ulgą, szczególnie, kiedy przyciągnąłem go do siebie i mocno objąłem.
Kolejna godzina poszukiwań nie przyniosła rezultatu, a odwiedziłem już chyba każde miejsce, w którym Dei przeważnie zbierała zioła. Przynajmniej o tych wspominała i wiedziałem, że sporo istot z tych miejsc korzysta... Sprawiło to, że sam poważnie zacząłem się martwić o druidkę. Postanowiłem więc skorzystać z czegoś, czego zapewne miałem niedługo żałować, ale co tam...
Kiedy duch zyskuje na materialności traci nieco ze swoich czysto duchowych właściwości. Ceną tego jest kilka ograniczeń, jak choćby takie, że jesteśmy jednak bardziej przywiązani do normalnego czasu i przestrzeni. Nie możemy już sobie całkowicie swobodnie hulać z prędkościami zdecydowanie przerastającymi możliwości istot materialnych, a nasza duchowa świadomość raczej ogranicza się do nas samych, oddzielając nas od innych dusz. To tak, jakby częściowo wyjść z planu astralnego, który był przeznaczony tylko dla tych niematerialnych bytów. Żeby więc skorzystać z dobrodziejstw tego planu i możliwości duchów trzeba było prosić je o pomoc... a na to były dwa sposoby, albo je spętać, albo obiecać im przysługę... Ja byłem zmuszony do tej drugiej opcji, a trzeba było wspomnieć, że duchy bywały kapryśnymi skurwielami lubiącymi prosić o różne absurdalne rzeczy w najmniej odpowiednich porach. Ale jak mus to mus...
Znalezienie zbłąkanej duszy i nakłonienie jej do spełnienia "dobrego uczynku" za "drobną" opłatą w późniejszym terminie, nie było trudne. Dowiedziałem się więc, że z Dei wszystko w porządku i, że siedzi w jaskini jakiegoś niedźwiedzia, którego ogólnie w Gaju szanowali. Deidre często ucinała sobie pogawędki z różnymi zwierzakami, zwierzoludźmi i innymi stworami, więc mogłem spokojnie wrócić do domu i przekazać Alanowi dobre wieści.
Tak jak podejrzewałem gargulec chyba w oknie czekał na powrót mój lub swojej przyjaciółki, bo ledwie otworzyłem drzwi, a podbiegł do mnie.
- Spokojnie. Dei siedzi u znajomego niedźwiadka. Jest cała, zdrowa i pewnie niedługo wróci - uspokoiłem go pospiesznie, na co odetchnął z wyraźną ulgą, szczególnie, kiedy przyciągnąłem go do siebie i mocno objąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz