- Nagrodę...? - powtórzyłem, choć w dziwny sposób balem się poruszyć wargami. W końcu znajdowały się tak strasznie blisko ust Matha. W głowie mi huczało, a moje myśli pragnęły nakazać mojemu ciału spokój. Czułem jednak jak moje policzki wściekle pieką, a serce dudni oszalałe.
Palce mężczyzny zacisnęły się mocniej na moich pośladkach, a jego biodra przywarły ciasno do moich. Spomiędzy moich ust wydobył się mimowolny, cichy jęk. Resztki mojego spokoju i opanowania legły w gruzach, zastąpione niepewnością i zawstydzeniem. Moje ciało skurczyło się w ramionach niedźwiedzia, który przyjął to z pomrukiem triumfu, by w następnej chwili pokonać tę niewielką odległość i wpić się w moje usta.
Nie miałam pojęcia co się dzieje... To znaczy zdawałam sobie sprawę z pocałunku, więcej, moje usta wbrew mnie poruszyły się pragnąc nadążyć za rytmem jaki im narzucono, tylko nie wiedziałam jak to w ogóle możliwe. Przecież Math poznał mój sekret... Wiedział o mnie, o tym, jaka jestem. Wiedział, że nie jestem kobietą, nie w pełni, że zmienię się zapewne lada chwila, wystarczyło tylko, aby mój umysł znów skoncentrował się na innym odczuciu, innych emocjach. Przecież to niemożliwe, żeby mężczyzna to akceptował... Odkąd pamiętałam wszystkim to zawsze przeszkadzało. Poznawali jedną część mnie, lubili ją, ale kiedy druga część mojej natury wyskakiwała znienacka cofali się, zdegustowani, zaskoczeni. Uznawali, że jestem zbyt dziwną istotą na to, by próbować wiązać ze mną jakiekolwiek dłuższe plany, czy choćby mnie pożądać. Nawet driady, choć biegały za mną niezwykle często, nie lubiły mojej żeńskiej formy. Uważały ją za zbędną, wręcz przeszkodę, a do tego chyba w pewnym stopniu odrażającą.
A teraz? Teraz czułam gorące usta mężczyzny wpijające się z zapałem w moje. Jego język, który błądził w moich ustach. Wielkie, silne dłonie, które rytmicznie zaciskały się na moich pośladkach. Wszystko to sprawiało, że gorące fale rozpływały się po moim ciele, sprawiając, że słyszałam szum własnej krwi, która pragnęła rozsadzić mi żyły, pędzona przez galopujące serce.
Jednocześnie z podnieceniem i fascynacją poczułam jednak także i... strach. Spory, wijący się tuż ponad sercem i zmierzający do gardła, które zostało przezeń ściśnięte tak, by nie pozwolić mi nawet zaczerpnąć powietrza, co i tak było trudne. Właśnie strach sprawił, że cofnęłam się, odsuwając z niemałym trudem od niedźwiedzia i znów zmieniając formę. Jako mężczyzna czułem się pewniej... Może to przez siłę fizyczną? Może przez to, że w tej formie spokój i logiczne myślenie wychodziły mi lepiej?
- P-przypali się... - rzuciłem szybko. Głos mi drżał, nie tylko z resztą głos, bo moje ciało zdawało mi się teraz zrobione ze zbyt plastycznego materiału, który ponadto za bardzo odbierał każdy bodziec.
Skupiłem się na mieszaniu zawartości garnka, starając się nie zauważać tego jak Math mi się przygląda. Na jego ustach błądził uśmieszek pełen zadowolenia.
Gdy wreszcie udało mi się podać mu jedzenie, przystąpiłem do przygotowywania naparu na mój wciąż zbolały nieco żołądek i ból głowy, który powrócił z chwilą, kiedy moje serce nieco się uspokoiło. Znajomy, silny zapach ziół sprawił, że poczułem się nieco lepiej, nieco spokojniej i pewniej. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że mógłbym mieszkać w miejscu, gdzie nie byłoby wiecznie snującego się po pomieszczeniach zapachy świeżych i suszonych roślin. To było coś, co było częścią mnie samego. Moich wspomnień z najwcześniejszego dzieciństwa, czymś co przypominało mi skąd pochodzę, kim jestem.
Wreszcie usiadłem z kubkiem parującego płynu w dłoniach. Math za to wstał i nałożył sobie kolejną, solidną porcję gulaszu. Albo był naprawdę bardzo głodny, albo mu smakowało... miałem ogromną nadzieję, że to drugie.
- Driady wyraźnie cię lubią... - napomknął niedźwiedź, ja zaś zadrżałem na samo wspomnienie tego, jak znalazły mnie w lesie (tak, pamięć nieco bardziej mi wróciła, na moje nieszczęście).
- Niestety tak - wyszeptałem i upiłem kolejny łyk ziół, które przyjemnie rozgrzewały mój żołądek.
- Dlaczego tak się tobą interesują?
- To przez... moje pochodzenie - zwiesiłem głos, zastanawiając się przez chwilę jak to wszystko sprawnie ująć w logiczną całość. - Pochodzę ze świata, gdzie magia wygasa. Są jednak miejsca, gdzie źródła magii dalej pulsują. Taka jest Ishar, puszcza, z której pochodzi mój tata. Tata jest druidem, synem driady i człowieka. Driady chciały, żeby związał się z jedną z nich i niejako stworzył nowszą.... żywszą ich wersję. Tylko, że tata poznał mojego drugiego tatę... - w tym momencie Math spojrzał na mnie wyraźnie zaintrygowany tym co mówiłem. - Tak, wiem, to dziwne, ale mam dwóch ojców... Ja i moje rodzeństwo urodziliśmy się dlatego, że tata podał tatusiowi pewnie napar i... zresztą to skomplikowane. W każdym razie okazało się, że tatuś to dodatkowo swego rodzaju źródło magii i pozwala Ishar dalej istnieć. To połączenie sprawia, że driady bardzo interesują się mną i moim rodzeństwem... Najwięcej magii ma w sobie Solly, ale jako kobieta jest dla driad bezużyteczna... Asther jest najbardziej ludzki z nas wszystkich, a ja... no cóż. Jak to kiedyś powiedziała mi jedna driada: "byłbym idealny"... - zamilkłem nie bardzo mając ochotę mówić dalej i wyjawiać w jakich okolicznościach to usłyszałem. Mimowolnie za to zadrżałem i skrzywiłem się. Najchętniej pozbawiłbym się tych konkretnych wspomnień.
Wstałem i pozbierałem naczynia z ławy, by posprzątać.
<Math? Niedługo będę musiał wracać do cywilizacji, wiesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz