- Wstań! Wstań i walcz! Ty śmiesz nosić moje nazwisko?! - Krzyk. Krzyk,
który słyszałam codziennie i słyszę do dnia dzisiejszego. Widząc
nadchodzące ostrze w moją stronę, strach zabronił mi uciekać. Jedyny
ruch jaki zdążyłam zrobić sprawił, że zimny metal przedarł się przez
moją bluzkę. Szkarłatna ciesz skapywała na zieloną trawę, a ja kucałam
nie odczuwając bólu na plecach, ale zaczynając go czuć w dość, dziwnym i
innym miejscu, gdzie powinno znajdować się serce. Jeszcze do niedawna
myślałam, że wypełnia mnie czarna dziura, dopiero dzięki niemu
zrozumiałam, że nawet mnie stać na jakieś uczucia, które we mnie
siedziały, lecz teraz umarły, pozostawiając po sobie czarną plamę...
Sufit... A więc znów miałam ten sam koszmar, który odwiedza mnie noc w noc, nie dając ani minuty wytchnienia. Przez następne minuty wpatrywałam się w biel swojego sufity, który był bez ani jednego zanieczyszczenia, często widzimy takie ściany chodniki czy inne świetne produkty człowieka, a czy sam człowiek może być aż tak idealny? Wyturlałam się z łóżka, żeby spojrzeć na swoje potargane włosy i opadające ramiączko od bluzki. Idealny widok z samego rana. Dopiero, gdy me usta dotknęły szkła, a zaraz po tym ciepłej cieczy, poczułam że jednak żyje, a szkoda. Po wizycie w łazience narzuciłam na siebie bluzę, której kaptur zgrabnie okrywał mi połowę twarzy. Samą kawą człowiek nie żyję. Miałam dużą nadzieję, że uda mi się przemknąć obok gospodyni, która natręctwem przewyższa wszystkie stwory tego świata. Mieszkam tutaj już pół roku, a do teraz nie wiem czym ona jest. Nigdy nie zdradziła ani jednej swojej mocy, jej charakter pasuje mi prawie że do każdej rasy, a to że wychyla się jedynie jak chce wyjść, wcale mi niczego nie ułatwia. Jak można było się spodziewać, tak samo było i tym razem.
- A gdzie się moja kochana wybiera? Późno już jest - Miła, pomarszczona twarz. To śmieszne, ale przypominała mi te wszystkie babcie z opowieści, które jak dobre wróżki pojawiały się w najbardziej oczekiwanych chwilach i pomagały jakąś cenną radą, której i tak nikt nie rozumiał i kiwał głową dla niepoznaki
- Idę się przejść, proszę się nie martwić - Minęłam jej drzwi, aby jak najszybciej znaleźć się na dworze. Nie chciałam jej krzywdzić, nawet nie odczuwałam takiej potrzeby. Była dobra, niewinna, na głodzie omijałam takich ludzi, jeśli miałam się w kogoś "wgryźć" to w kogoś, kto już nigdy nie powtórzyłby swoich czynów, w końcu aż taką gnidą nie jestem. Odetchnęłam świeżym powietrzem, napawając się zapachami, które mnie otaczały. Z dziecięcym uśmiechem ruszyłam skocznym krokiem w najciemniejsze zaułki tego miasta, które w okolicach mojego zamieszkania nie były niczym rzadkim. Wskakując na kolejny niepęknięty kamień w chodniku, do moich uszu dobiegł cudowny dźwięk krzyku i wołania o pomoc. Niczym balerina obróciłam się dookoła własnej osi i zaczęłam skakać po skałach w tym kierunku. Widząc mężczyznę, trzymającego za ramię drobną kobietę, przygryzłam dolną wargę z tym samym uśmiechem, który widniał na mojej twarzy podczas polowań.
- Pan zostawi tą panią, głodna już jestem - wymruczałam mu do ucha, oczywiście, że chciał się bronić, jednak był zwykłym ulicznym złodziejem. Owszem, już nie raz natknęłam się na podobnych sobie, czy też inne rasy. Czasami rozchodziliśmy się bez najmniejszych sprzeczek, a niekiedy cóż, dochodziło do rozlewu krwi. Sama nie raz wracałam głodna, z kilkoma ranami, ale przynajmniej zabawa była przednia. Dziewczyna czując, że nikt jej nie trzyma odbiegła szybciej niż niektóre zwierzęta, przestraszone przez dźwięk nadchodzącego myśliwego. Wolną ręką ściągnęłam z głowy kaptur, aby nic nie pobrudzić.
- Walnięta baba! - Kopał, bił, rzucał się. Nie lubię jak jedzenie próbuje mi uciec. Nie przeciągałam tego, rozerwałam mu koszulkę, paznokciem malując mu na klatce piersiowej kilka znaków, mamrocząc słowa w moim języku. W końcu zaczynając od podbrzusza jechałam palcem aż do gardła, patrząc mu w oczu, które zachodziły mgłą. Delikatnie otwarłam usta, widząc jak biała chmura powoli wychodzi z jego wiotkiego ciała. Przełykając ostatnią część, puściłam go, aby bezwładnie opadł na beton, poruszając kończynami. Oblizałam kącik ust, przeskakując nad nim, zabawa z chodnikiem zaczęłam się od nowa. Zadowolona ze swych łowów wracałam do mieszkania, kiedy przeraził mnie głos babci.
- Kochanienka mam coś dla Ciebie - Wyskoczyła przede mnie, niczym rozbawiony kot. Nie ukrywałam swojego zaskoczenia.
- Powinnam pytać co? - Westchnęłam cicho
- Jest szkoła! Akademia, nadajesz się tam
- Mam 20 lat, nie nadaje się do szkoły, niech sobie pani odpuści - Chciałam ją minąć, jednak poczułam jak wciska mi w ręce jakiś kawałek papierka
- Zastanów się, tam są tacy jak Ty i nie liczy się wiek - Zadowolona ze swojego działania schowała się w swoim mieszkaniu, to samo zrobiłam po kilku minutach. Rzuciłam skrawek kartki na stół i poszłam od razu pod prysznic. Siedząc przy szklance z kawą patrzyłam beznamiętnie na ulotkę. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam czytać tą całą ich ofertę, a raczej to co zapisała ma kochana sąsiadka, nie umiejąca się nie wtrącać. Pokręciłam rozbawiona głową, uciekając ze swoją nową lekturą na dach, gdzie spędzałam większość czasu....
Sufit... A więc znów miałam ten sam koszmar, który odwiedza mnie noc w noc, nie dając ani minuty wytchnienia. Przez następne minuty wpatrywałam się w biel swojego sufity, który był bez ani jednego zanieczyszczenia, często widzimy takie ściany chodniki czy inne świetne produkty człowieka, a czy sam człowiek może być aż tak idealny? Wyturlałam się z łóżka, żeby spojrzeć na swoje potargane włosy i opadające ramiączko od bluzki. Idealny widok z samego rana. Dopiero, gdy me usta dotknęły szkła, a zaraz po tym ciepłej cieczy, poczułam że jednak żyje, a szkoda. Po wizycie w łazience narzuciłam na siebie bluzę, której kaptur zgrabnie okrywał mi połowę twarzy. Samą kawą człowiek nie żyję. Miałam dużą nadzieję, że uda mi się przemknąć obok gospodyni, która natręctwem przewyższa wszystkie stwory tego świata. Mieszkam tutaj już pół roku, a do teraz nie wiem czym ona jest. Nigdy nie zdradziła ani jednej swojej mocy, jej charakter pasuje mi prawie że do każdej rasy, a to że wychyla się jedynie jak chce wyjść, wcale mi niczego nie ułatwia. Jak można było się spodziewać, tak samo było i tym razem.
- A gdzie się moja kochana wybiera? Późno już jest - Miła, pomarszczona twarz. To śmieszne, ale przypominała mi te wszystkie babcie z opowieści, które jak dobre wróżki pojawiały się w najbardziej oczekiwanych chwilach i pomagały jakąś cenną radą, której i tak nikt nie rozumiał i kiwał głową dla niepoznaki
- Idę się przejść, proszę się nie martwić - Minęłam jej drzwi, aby jak najszybciej znaleźć się na dworze. Nie chciałam jej krzywdzić, nawet nie odczuwałam takiej potrzeby. Była dobra, niewinna, na głodzie omijałam takich ludzi, jeśli miałam się w kogoś "wgryźć" to w kogoś, kto już nigdy nie powtórzyłby swoich czynów, w końcu aż taką gnidą nie jestem. Odetchnęłam świeżym powietrzem, napawając się zapachami, które mnie otaczały. Z dziecięcym uśmiechem ruszyłam skocznym krokiem w najciemniejsze zaułki tego miasta, które w okolicach mojego zamieszkania nie były niczym rzadkim. Wskakując na kolejny niepęknięty kamień w chodniku, do moich uszu dobiegł cudowny dźwięk krzyku i wołania o pomoc. Niczym balerina obróciłam się dookoła własnej osi i zaczęłam skakać po skałach w tym kierunku. Widząc mężczyznę, trzymającego za ramię drobną kobietę, przygryzłam dolną wargę z tym samym uśmiechem, który widniał na mojej twarzy podczas polowań.
- Pan zostawi tą panią, głodna już jestem - wymruczałam mu do ucha, oczywiście, że chciał się bronić, jednak był zwykłym ulicznym złodziejem. Owszem, już nie raz natknęłam się na podobnych sobie, czy też inne rasy. Czasami rozchodziliśmy się bez najmniejszych sprzeczek, a niekiedy cóż, dochodziło do rozlewu krwi. Sama nie raz wracałam głodna, z kilkoma ranami, ale przynajmniej zabawa była przednia. Dziewczyna czując, że nikt jej nie trzyma odbiegła szybciej niż niektóre zwierzęta, przestraszone przez dźwięk nadchodzącego myśliwego. Wolną ręką ściągnęłam z głowy kaptur, aby nic nie pobrudzić.
- Walnięta baba! - Kopał, bił, rzucał się. Nie lubię jak jedzenie próbuje mi uciec. Nie przeciągałam tego, rozerwałam mu koszulkę, paznokciem malując mu na klatce piersiowej kilka znaków, mamrocząc słowa w moim języku. W końcu zaczynając od podbrzusza jechałam palcem aż do gardła, patrząc mu w oczu, które zachodziły mgłą. Delikatnie otwarłam usta, widząc jak biała chmura powoli wychodzi z jego wiotkiego ciała. Przełykając ostatnią część, puściłam go, aby bezwładnie opadł na beton, poruszając kończynami. Oblizałam kącik ust, przeskakując nad nim, zabawa z chodnikiem zaczęłam się od nowa. Zadowolona ze swych łowów wracałam do mieszkania, kiedy przeraził mnie głos babci.
- Kochanienka mam coś dla Ciebie - Wyskoczyła przede mnie, niczym rozbawiony kot. Nie ukrywałam swojego zaskoczenia.
- Powinnam pytać co? - Westchnęłam cicho
- Jest szkoła! Akademia, nadajesz się tam
- Mam 20 lat, nie nadaje się do szkoły, niech sobie pani odpuści - Chciałam ją minąć, jednak poczułam jak wciska mi w ręce jakiś kawałek papierka
- Zastanów się, tam są tacy jak Ty i nie liczy się wiek - Zadowolona ze swojego działania schowała się w swoim mieszkaniu, to samo zrobiłam po kilku minutach. Rzuciłam skrawek kartki na stół i poszłam od razu pod prysznic. Siedząc przy szklance z kawą patrzyłam beznamiętnie na ulotkę. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam czytać tą całą ich ofertę, a raczej to co zapisała ma kochana sąsiadka, nie umiejąca się nie wtrącać. Pokręciłam rozbawiona głową, uciekając ze swoją nową lekturą na dach, gdzie spędzałam większość czasu....
Znowu ten sam sufit, ten sam widok
niepoukładanych czarnych kudłów i znowu ta sama kartka na stole. Nie
wiem dlaczego, nie mam pojęcia co mnie pchnęło do tego, aby pójść tam i
zobaczyć co mi powiedzą. Budynek sam w sobie robił wrażenie, pomimo iż
przechodziłam obok niego nie raz, to nigdy nie sądziłam, że przekroczę
jego mury i to jeszcze w takiej potrzebie. Nauka i książki nie były mi
obce, jednak jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miała grzecznie siedzieć w
klasie i słuchać się innych. Wchodząc do gabinetu, chciałam się raczej
wycofać. Wszystko było gustownie urządzone, a kobieta przy biurku już na
wejściu się do mnie miło uśmiechała.
- Dobrze, że już jesteś, zaraz zacznie się pierwsza lekcja - oznajmiła mi ze spokojem, to chwila właśnie się dostałam?
- A to... Nie muszę czekać? Czegoś przynieść, czy coś w tym stylu? - Zmarszczyłam nieco brwi nie spuszczając jej z oczu.
- Nie. Tutaj masz wszystkie potrzebne informację, pierwszą lekcje masz w skrzydle zachodnim, sala 12b, szybko znajdziesz. - Zostałam wygnana przez pomachanie ręką.
- Dobrze, że już jesteś, zaraz zacznie się pierwsza lekcja - oznajmiła mi ze spokojem, to chwila właśnie się dostałam?
- A to... Nie muszę czekać? Czegoś przynieść, czy coś w tym stylu? - Zmarszczyłam nieco brwi nie spuszczając jej z oczu.
- Nie. Tutaj masz wszystkie potrzebne informację, pierwszą lekcje masz w skrzydle zachodnim, sala 12b, szybko znajdziesz. - Zostałam wygnana przez pomachanie ręką.
Ruszyłam do tego całego skrzydła, trzymając w
rękach coś na wzór mapy. Mijając kolejne drzwi, poczułam pod swoim
butem, coś twardego. Zaciekawiona, spojrzałam w dół, aby ujrzeć jakiś
breloczek. Rozbawiona znaleziskiem podniosłam go i podrzucając szukałam
dalej. Nie musiałam długo czekać na osobę, która chyba właśnie tego
szukała. Jakaś istotka szła niedaleko mnie z głową pochyloną ku ziemi.
Spoglądałam raz na metalowy breloczek, a raz na nieznaną mi istotkę.
Wypuściłam z ust powietrze rzucając w to coś metalem, nawet się nie
zatrzymując. Z oddali usłyszałam jedynie dźwięk metalu odbijającego się o
głowę, a zaraz po tym cichy jęk, aż nie mogłam się powstrzymać, aby się
nie uśmiechnąć.
<Ktoś popisze? :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz