Opowiadałem Yriannie o wypadku, który spotkał mnie i moją towarzyszkę, gdy do pokoju weszła ów bohaterka zdarzenia. To było coś... niezwykłego. Lekko wilgotne włosy dziewczyny opadały na jej lewe ramię. Piękna szafirowa suknia uwydatniła wszystkie atuty dziewczyny. Posiadała wcięcie w tali, była smukła oraz wydawała się... taka lekka. Każdy jej ruch prezentujący ubranie był pełen gracji. Spoglądała na mnie swymi złocistymi oczami z widocznym wyczekiwaniem. Po chwili jej wzrok przeniósł się na moje usta. Dopiero teraz dostrzegłem, że miałem je lekko uchylone z zadziwienia. Yrianna spojrzała na mnie z nieudolnie ukrywanym rozbawieniem.
- Możesz powtórzyć? - zapytałem rumieniąc się lekko. Shirley okazała się znacznie piękniejsza niż z początku mi się wydawało.
- Jak wyglądam? - odparła na mą prośbę również zawstydzona dziewczyna.
- Bardzo interesująco...znaczy się, niezwykle... ale w pozytywny sposób... Yrianne, ratuj? - zapytałem gospodyni, licząc na pomoc z jej strony. Shirley podeszła do mnie lekko poirytowana.
- Gabrielu, nie wywiniesz się od odpowiedzi - zdeklarowała Shirley po czym uśmiechnęła się lekko. Widać było, że stara się wydawać rozluźniona i stanowcza. - To proste. Po prostu powiedz czy przypominam bardziej worek kartofli, czy też człowieka.
Yrainne niemal zadławiła się herbatą, którą piła.
- Mam nadzieję, że nie była to aluzja do mojej sukienki. - wtrąciła się strażniczka. Opanowałem się i postanowiłem wypowiedzieć to, co było wystarczająco wymijające wobec uczuć które odczuwałem i jednocześnie dość poetyckie, by przypisać to randze komplementu.
- Piękny jest nie przedmiot, który widzimy, lecz chwila, w której go dostrzegamy - powiedziałem nie będąc do końca przekonany, czy moje słowa zostaną przez nią odpowiednio odebrane. Shirley spojrzała na mnie i z wielką gracją zajęła miejsce obok Yrianny.
- Powiem ci, Gabriel, że masz niezwykły talent do wykręcania się od odpowiedzi. Tym razem ci odpuszczę, lecz drugim razem nie pójdzie ci tak łatwo - powiedziała dziewczyna. Po jej tonie głosu wywnioskowałem, że ciągle zastanawiała się co właściwie chciałem jej przekazać po przez tą wypowiedź. Chwilę rozmawialiśmy z właścicielką domu o sprawach lekkich i przyjemnych po czym pożegnaliśmy się z nią i wraz z Shirley wyszliśmy z jej domu. Gdy po raz drugi tego dnia stanęliśmy przed miejską bramą, uświadomiłem sobie, że jest pewna sprawa, którą powinienem załatwić. Planowałem to zrobić jutro, lecz jeśli dzięki temu potrafiłbym przytrzymać Shirley przy sobie, to mogło się to zdarzyć równie dobrze dzisiaj. Spojrzałem na dziewczynę z ukosa, oceniając jej stan psychiczny. Lekko zawstydzona, opowiadała mi jakąś historię, lecz przez mój brak podzielności uwagi, odciąłem się na chwilę od świata zewnętrznego i nie wiedziałem o czym ona właściwie była. Wydawało się, że ma dość dobry nastrój, uśmiechała się lekko i ukradkiem na mnie spoglądała. Postanowiłem zaryzykować. Dziewczyna właśnie skończyła swą wypowiedź. Staliśmy tuż przed zachodnią bramą.
- Słuchaj, Shirley, muszę jeszcze na chwilę pójść do miasta. Czeka na mnie specjalna dostawa w sklepie Mrs.Fella. Co prawda, mogę udać się tam sam, lecz, jak to mówią, w grupie zawsze raźniej... a więc, pójdziesz ze mną? - zapytałem, plącząc się nieco we własnej wypowiedzi. Dziewczyna udała naburmuszoną.
- To niesprawiedliwe. Dobrze wiesz, że nie znam drogi do Akademii i wykorzystujesz to! Chyba nie mam wyboru. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej- odparła, lecz mimo wszystko nie wydawała się zdenerwowana. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w kierunku bramy.
< Shirley? Może Shirley zaciągnie Gabryśka po drodze do jakiegoś innego miejsca, bliższego sercu smoczycy? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz