Obudziło mnie świergotanie tuż przy uchu.
- Idź, paskudo - wyburczałem zmęczony, tuląc głowę do poduchy z niemałym zapałem i ogromną przyjemnością. Zwierzak jednak nie dał za wygraną i wgramolił się na mnie, żeby ponowić irytujący koncert tuż nad moim uchem. - Dobra. Wstaję, paskudo, wstaję - wymamrotałem dając za wygraną.
Ruszyłem jednak wpierw do łazienki, ignorując to, że lipron doskoczył do drzwi i zaczął przy nich robić kółka. Okazało się, że i tym razem wszystko goiło się na mnie, jak na przysłowiowym psie i wyglądałem o wiele lepiej niż wczoraj, przynajmniej opuchlizna poschodziła.
Po szybkim, niedokończonym, śniadaniu, które znów zjadłem samotnie, no jeśli nie liczyć zwierzaka, który był coraz bardziej rozzłoszczony moim ociąganiem, wyszedłem z domu. Maluch chyba zrozumiał, że bez smyczy nigdzie nie wyjdzie, bo przestał udawać kosmate zwłoki i ruszył dziarskim kroczkiem ulicą, niuchając za czymś zawzięcie.
- Ty wiesz, że ja muszę an zajęcia zdążyć, co? - spytałem stworka, zupełnie tak, jakby mógł mi odpowiedzieć. Myślałem, że lipron chciał tylko wyjść za potrzeba, a tu okazało się, że mały wymarzył sobie dłuższą ekspedycję, bo ciągnął smycz ile miał sił w swoich małych nóżkach. - O co ci chodzi? - zastanawiałem się, idąc za stworzeniem.
Wystarczyło, że spostrzegłem znajomą czuprynę, a już wiedziałem gdzie prowadzi mnie lipron.
- Coral? Stało się coś? - spytałem pospiesznie, widząc, że dziewczyna kuca obok drzewa, opierając się o nie.
- Tarix? - zapytała anielica, ale zaraz usłyszałem ostrzegawcze syczenie i czyjaś dłoń silnie pociągnęła mnie za kołnierz koszuli.
- Yen, co ty do cholery wy... - nie zdołałem dokończyć, bo syrena położyła mi dłoń na ustach, popychając mnie jednocześnie bardziej w krzaki.
- Cisza - syknęła mi do ucha.
Czułem się bynajmniej dziwnie... Zostałem siłą zaciągnięty w krzory, może i by mi to schlebiało, gdyby nie fakt, że martwiłem się o Coral, nie wiedząc co się dzieje, a po drugie miałem wrażenie, że o nic milutkiego to tu nie chodzi...
- Co jest? - zapytałem wreszcie, kiedy zostałem uwolniony.
- Yen próbuje odkryć, na jakie zajęcia chodzi Ithilien - wyjaśniła szeptem Coral, tuląc liprona, który widać po prostu stęsknił się za swoją panią, dlatego mnie tu przywlókł. W tym momencie byłem na zwierzaka... zły. Nie dlatego, że mnie obudził, ale dlatego, że dziewczyna okazywała mu czułość. Ja też chciałem!
- A to nie lepiej go o to zapytać? - fuknąłem, przenosząc wzrok na Yennefer.
- To samo jej mówiła, ale ona twierdzi, że tak się nie robi - wyjaśniała Coral, bo Yen wlepiała cielęcy wzrok w elfa.
- Czy wy widzicie jaki on ma zgrabny tyłek? - spytała syrena w taki sposób, że miałem wrażenie, że zaraz zacznie biegać i krzyczeć, albo jeszcze lepiej, podbiegnie do mężczyzny i zechce ocenić jego walory z bliska.
- Bogowie, kobieto, błagam - jęknąłem. - Ja jadłem śniadanie! Wolałbym, żeby zostało w moim żołądku.
- Nie znasz się! - burknęła rudowłosa i zmierzyła mnie wzrokiem, którego bazyliszek by się nie powstydził.
- Po prostu wolę krągłe, kobiece pośladki, tak się składa - odparowałem z naciskiem na "kobiece". - A wy to nie macie zajęć? - spytałem zaraz.
- No... ale... - Coral wydawała się speszona, Yen tylko coś burknęła pod nosem.
- No ładnie, jeszcze Coral w to wciągasz. Psik na lekcje, obie - rzuciłem, mając przeczucie, że anielica nie zostawi znajomej od tak sobie, bez pomocy.
- Ale ja muszę...!
- Nic nie musisz - przerwałem wypowiedź syreny. - Wy idźcie, a ja się najwyżej dowiem co nie co o tym twoim księciu z bajki.
- Naprawdę? - Oczy Yen roziskrzyły się w nagłej radości.
- A ty nie masz zajęć? - usłyszałem.
- Mam, ale chętnie odpuszczę sobie szermierkę tym razem. A teraz naprawdę zmykać, bo jeszcze Luisa zapragnie was rozstrzelać.
Uradowana Yen rzuciła mi się niemal na szyję, a Coral wzięła liprona, który zdążył zasnąć i po krótki pożegnaniu dziewczyny ruszyły do Akademii. Ja zaś zrobiłem to, co zawsze dobrze mi wychodziło i zniknąłem w cieniu, by przemknąć się cichaczem za odchodzącym elfem.
Krążyłem za nim przez kilka godzin, wciąż zastanawiałem się co takiego Yen w nim widzi. Przecież to, w jaki sposób on odnosił się do innych, ten lodowaty ton, spokój, brak emocji, uśmiechu i takie zerkanie na innych z góry... jak to się mogło komukolwiek podobać? A co najważniejsze... czy coś takiego podobałoby się Coral?
Nagle zapragnąłem znać odpowiedź na swoje pytanie. Zostawiłem więc Ithiliena, o którym już chyba dość wiedziałem, żeby zaspokoić wiedzę Yen, przynajmniej póki co. Ruszyłem do butiku Sam, mając nadzieję, że już tam będzie. I na szczęście się nie pomyliłem.
- O, hej Trix - rzuciła czarnowłosa na przywitanie. - Jeśli szukasz Coral, to...
- Nie... Tym razem przyszedłem do ciebie - stwierdziłem i usiadłem na krześle nieopodal. - Trochę ostatnimi czasy rozmawiałaś z Coral, prawda?
- Owszem - przyznała z uśmiechem, ale i nutka podejrzliwości, czającą się w oczach.
- No więc... czy wy... no dziewczyny rozmawiają o chłopakach, prawda? O tym co im się podoba i takie tam... - wymamrotałem, na co Sam buchnęła śmiechem. - No co?! - fuknąłem, zdenerwowany i nieźle speszony.
- Jeśli pytasz czy mówiła, że ty jej się podobasz, to wybacz, ale na takie tematy jeszcze nie wchodziłyśmy...
- Jeszcze! Czyli będziecie o tym rozmawiać? - uczepiłem się.
- Nie wiem... może... Takie rzeczy przeważnie wychodzą od tak, ale jeśli chcesz to ją dla ciebie podpytam...
- Nie - rzuciłem szybko. Nie to, że nie chciałem poznać odpowiedzi, ale... ciut się tego obawiałem. - Nie pytaj lepiej... Mniejsza. W każdym razie jak Yen tu przyjdzie to jej powiedz: szermierka i łucznictwo z Zaroghiem, uzdrawianie u Aphisa, jasnowidzenie u Uriana, systematyka i retoryka. A co do miejsca pobytu to pokoik w akademiku.
- No dobrze, przekażę - Sam westchnęła, widać było, że nie popiera tej całej "konspiracji".
Pożegnałem się i wyszedłem, żeby pokazać się chociaż na mechanice, przy czym i tak byłem pewien, że dostanę co najwyżej ochrzan... kolejny.
<Coral? Siedzisz jeszcze w szkole, czy może podsłuchiwałaś w sklepiku Sam? ^,^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz