W niedużym odstępie czasu trafiliśmy w miejsce gdzie ziemia zastąpiona
była kamienną drogą, a drzewa budynkami o szpiczastych zakończeniach.
Wyglądały z nich istoty, które zajęte były codziennymi czynnościami.
Jedna kobieta rozwieszała właśnie swoje mokre ubrania, a inna
przygotowywała ciepły obiad dla swojej rodziny, którego zapach niósł się
uliczkami. Oczywiście zanim się tu znaleźliśmy musieliśmy przejść przez
bramę, otoczoną z dwóch stron wysokim murem oraz pod strażą dwóch
rosłych mężczyzn. Ukłoniłem im się lekko lecz zwyczajnie mnie
zignorowali. Zimna powierzchnia przyniosła wielką ulgę zmęczonym stopom
po przebytej drodze. W oddali zauważyłem pokaźną budowlę, która
wyróżniała się na tle innych. Akademia! To musi być akademia! Już
chciałem pobiec w jej stronę lecz wtedy uświadomiłem sobie, iż przedtem
musimy jeszcze odwiedzić miejsce gdzie przyodziejemy nowe stroje. Żadne z
nas nie wiedziało jednak, w którą stronę powinniśmy się kierować.
Mijało nas wiele istot lecz wszystkie z nich zajęte były swoimi sprawami
i nie zwracały na nas uwagi. Poza tym ich twarze wyrażały wrogość i za
każdym razem gdy ktoś potrącił moje ramie odskakiwałem ze strachu na
bok. W szczególności obawiałem się tych pokaźnych rozmiarów istot o
muskularnej budowie ciała. Gdyby tylko chcieli mogliby jednym uderzeniem
powalić mnie na ziemię. Wtedy minęła nas grupka dzieci, która stanęła
przed nami, a raczej przed Korą. Dokładnie były to dwie dziewczynki,
które z wyglądu nic, a nic się nie różniły. Musiały być siostrami.
- Masz śliczne włosy - powiedziała z zachwytem jedna pięknotka, a druga jej przytaknęła.
- Dziękuję - odpowiedziała syrena uśmiechając się do dziewczynek.
- Chcielibyście się z nami pobawić? - spytały razem gdy nagle podbiegła do nas kobieta, która wyglądała na bardzo zmartwioną. Nie była stara lecz nie wyglądała również na najmłodszą. Jej upięte włosy dodawały jednak kilka lat.
- Wszędzie was szukałam. Nie możecie mi tak uciekać - powiedziała do dzieci z głosem pełnym troski. Widać, że znaczyły dla niej bardzo dużo. - Zaraz zaprowadzę was do sierocińca.
Ujęła dziewczynki przedtem odwracając się w naszą stronę.
- Wybaczcie mi. Jestem Matthar Tarres. Prowadzę tutejszy sierociniec. Czy mogę w czymś pomóc? - była bardzo uprzejma i sympatyczna. Cały czas się uśmiechała, co zwiększyło moją pewność siebie.
- Właściwie to tak - powiedziała Kora. - Szukamy miejsca gdzie moglibyśmy zakupić jakieś ubrania.
- Niedaleko znajduje się Butik Samanthy. Wystarczy, że skręcicie w prawo za następną kamienicą i będziecie na miejscu.
- Dziękujemy - powiedzieliśmy wspólnie, a kobieta obdarzyła nas szczerym uśmiechem, po czym znikła wraz z dziewczynkami wśród tłumu. My natomiast ruszyliśmy przed siebie i skręciliśmy w miejscu, o którym wspominała kobieta. Przez chwilę Kora tłumaczyła mi jak odróżniać kierunki świata i strony: prawą i lewą co jest zawsze przydatne. Trafiliśmy do butiku gdzie czekała na nas już kolejna istota.
- Witajcie w moim butiku. Jak pewnie się spodziewacie mam na imię Samantha. Chyba wiem czego potrzebujecie - zaśmiała się patrząc na Korę ubraną w moją koszulkę oraz jej brak na moim ciele. - Ale najpierw powiedzcie jak was zwą.
- Ja jestem Kora, a to Canic - kiwnąłem głową w geście powitania.
- W takim razie zapraszam - zachichotała.
Weszliśmy w głąb sklepu gdzie atakowały nas jaskrawe barwy tkanin. Ja wolałem ciemniejsze odcienie i chodziłem jedynie w czerni. Takie ubranie dała mi Speme. Kora wdała się w konwersację z Samanthą. Co chwilę słyszałem "Ten kolor pasuje do twoich oczu" albo "W tym będziesz wyglądać idealnie" Zmęczony usiadłem na krześle, które stało w rogu przy dziwnej maszynie. Znalazłem duży guzik, który wyglądał bardzo obiecująco więc go kliknąłem. Chwilę potem maszyna włączyła się. Kobieta szybko podbiegła krzycząc abym się odsunął i wyłączyła ją tym samym przyciskiem.
- Przepraszam - powiedziałem nadal lekko wystraszony.
- To nic - uśmiechnęła się lekko choć widać było, że straciła do mnie zaufanie i teraz nie spuści ze mnie oka. - Może i tobie coś wybierzemy?
Kiwnąłem przecząco głową, a Samantha wzruszyła ramionami.
- Jeśli zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać. Coś czuję, że pasowałby ci fiolet - wzięła głęboki wdech - Możesz się nam już pokazać! - krzyknęła do Kory, która właśnie wyszła zza warstwy materiału zawieszonego na drążku.
<Kora? Cóżże wybrałaś? c: >
- Masz śliczne włosy - powiedziała z zachwytem jedna pięknotka, a druga jej przytaknęła.
- Dziękuję - odpowiedziała syrena uśmiechając się do dziewczynek.
- Chcielibyście się z nami pobawić? - spytały razem gdy nagle podbiegła do nas kobieta, która wyglądała na bardzo zmartwioną. Nie była stara lecz nie wyglądała również na najmłodszą. Jej upięte włosy dodawały jednak kilka lat.
- Wszędzie was szukałam. Nie możecie mi tak uciekać - powiedziała do dzieci z głosem pełnym troski. Widać, że znaczyły dla niej bardzo dużo. - Zaraz zaprowadzę was do sierocińca.
Ujęła dziewczynki przedtem odwracając się w naszą stronę.
- Wybaczcie mi. Jestem Matthar Tarres. Prowadzę tutejszy sierociniec. Czy mogę w czymś pomóc? - była bardzo uprzejma i sympatyczna. Cały czas się uśmiechała, co zwiększyło moją pewność siebie.
- Właściwie to tak - powiedziała Kora. - Szukamy miejsca gdzie moglibyśmy zakupić jakieś ubrania.
- Niedaleko znajduje się Butik Samanthy. Wystarczy, że skręcicie w prawo za następną kamienicą i będziecie na miejscu.
- Dziękujemy - powiedzieliśmy wspólnie, a kobieta obdarzyła nas szczerym uśmiechem, po czym znikła wraz z dziewczynkami wśród tłumu. My natomiast ruszyliśmy przed siebie i skręciliśmy w miejscu, o którym wspominała kobieta. Przez chwilę Kora tłumaczyła mi jak odróżniać kierunki świata i strony: prawą i lewą co jest zawsze przydatne. Trafiliśmy do butiku gdzie czekała na nas już kolejna istota.
- Witajcie w moim butiku. Jak pewnie się spodziewacie mam na imię Samantha. Chyba wiem czego potrzebujecie - zaśmiała się patrząc na Korę ubraną w moją koszulkę oraz jej brak na moim ciele. - Ale najpierw powiedzcie jak was zwą.
- Ja jestem Kora, a to Canic - kiwnąłem głową w geście powitania.
- W takim razie zapraszam - zachichotała.
Weszliśmy w głąb sklepu gdzie atakowały nas jaskrawe barwy tkanin. Ja wolałem ciemniejsze odcienie i chodziłem jedynie w czerni. Takie ubranie dała mi Speme. Kora wdała się w konwersację z Samanthą. Co chwilę słyszałem "Ten kolor pasuje do twoich oczu" albo "W tym będziesz wyglądać idealnie" Zmęczony usiadłem na krześle, które stało w rogu przy dziwnej maszynie. Znalazłem duży guzik, który wyglądał bardzo obiecująco więc go kliknąłem. Chwilę potem maszyna włączyła się. Kobieta szybko podbiegła krzycząc abym się odsunął i wyłączyła ją tym samym przyciskiem.
- Przepraszam - powiedziałem nadal lekko wystraszony.
- To nic - uśmiechnęła się lekko choć widać było, że straciła do mnie zaufanie i teraz nie spuści ze mnie oka. - Może i tobie coś wybierzemy?
Kiwnąłem przecząco głową, a Samantha wzruszyła ramionami.
- Jeśli zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać. Coś czuję, że pasowałby ci fiolet - wzięła głęboki wdech - Możesz się nam już pokazać! - krzyknęła do Kory, która właśnie wyszła zza warstwy materiału zawieszonego na drążku.
<Kora? Cóżże wybrałaś? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz