Roześmiałem się, choć być może było to niezbyt taktowne. W końcu sprawa była poważna i to solidnie, a obawy Alana nie były niczym miły. Z tym, że to, jak obawiał się, że go zostawię bardzo wiele mi mówiło o tym jaki miał do mnie teraz stosunek. A to już było powodem do radości.
- Alan, głuptasie, czy ty uważasz mnie za aż takiego chorego masochistę? - spytałem, dalej uśmiechając się radośnie. - Musiałbym naprawdę mieć coś z głową, żeby tak długo się starać po to by spędzić z tobą tylko i wyłącznie jedną noc. Tak dobrze to nie ma. Mam zamiar uprzykrzać ci życie swoją osobą jeszcze bardzo długi czas. Powiedzmy dekadę za każdego kosza z osobna, którego dostałem w ciągu tych dwóch lat, a to będzie... - zrobiłem pauzę, próbując chwilkę doliczyć się tego ile razy gargulec patrzył na mnie w sposób, którego nie powstydziłby się bazyliszek lub mówił mi otwarcie "nie", ale szybko straciłem rachubę. - Nie wiem ile żyją gargulce, ale na bank starczy do końca życia.
Teraz i Alan zaśmiał się z nieukrywaną radością. Tak wiele przyjemności sprawiało mi choćby wywoływanie uśmiechu na jego pięknej buźce. Nie mówiąc już o tym, że znów był rozpalony. Widziałem jak jego pierś unosi się szybciej w przyspieszonym oddechu, oczy, lekko już szkliste, wędrują po moim ciele, a dłonie mimowolnie zaciskają się na moich ubraniach, które najwyraźniej przeszkadzały.
- Z miłą chęcią ci z tym pomogę - wymruczałem i uniosłem go, by ułożyć wygodnie na łóżku.
W pośpiechu pozbyłem się swoich ubrań i już po chwili pieściłem z zapałem rozgrzane ciało mojego chłopaka. Tak, Alan był już mój, mój na zawsze i nigdy nie dopuszczę do tego, by stało się inaczej. Nie teraz kiedy wiedziałem, że wreszcie zaczął odwzajemniać moje uczucia, że ufa mi i, że moja bliskość sprawia mu przyjemność. A wiedziałem, że tak jest. Czułem jak jego ciało wije się pod moim, jak zachłanne są jego usta, gdy łączył je z moimi. Uwielbiałem to.
Kochaliśmy się powoli i długo. Napawałem się każdym dźwięczącym w powietrzu jękiem. Ciało Alana drżało stając się tak gorące, że niemal parzyło, by nieco się ochłodzić dopiero wtedy, gdy opadł na posłanie ciężko oddychając, spełniony.
- Przecudnie tak wyglądasz - wyznałem, obsypując pocałunkami jego rozchylone, zaczerwienione usta. Nie robiłem niczego więcej. Gargulec potrzebował chwili odpoczynku. W końcu jego ciało posiadało też inne potrzeby poza tymi, które narzucała mu teraz ruja. Kiedy więc jego oddech nieco się uspokoił uniosłem go znowu i ruszyłem do łazienki. Wiedziałem, że chłodny prysznic dobrze mu zrobi, a do tego ja mogłem mu pomóc nieco przy myciu. Nie, żebym potrzebował teraz wymówki do tego, by móc błądzić dłońmi po jego ciele.
Gdy skończyliśmy Alan poszedł do pokoju, by się ubrać i nieco posprzątać, ja zaś ruszyłem do kuchni, żeby zobaczyć co też mogłoby się nadawać na śniadanie dla mojego ukochanego. Nie bardzo potrafiłem przygotowywać jedzenie, w końcu ta umiejętność była mi całkowicie zbędna z wiadomego powodu, ale akurat chleb z masłem i białym serem potrafił się udać nawet mnie.
- Dei jeszcze nie ma? - spytał Alan, gdy tylko wszedł do kuchni. Widać było, że martwi się o przyjaciółkę,w końcu było już prawie południe, a po współlokatorce gargulca nie było nawet śladu.
- Pewnie chciała nam dać nieco prywatności - starałem się go uspokoić, niezbyt mi to wyszło najwidoczniej, co łatwo było wywnioskować z tego jak chłopak zerkał a drzwi. - Dobra - rzuciłem i wstałem - ty zjedz, a ja się rozejrzę po mieście, ok?
- Dziękuję - rzucił z uśmiechem.
- Później mi podziękujesz - na moje słowa gargulec zarumienił się słodko. Cmoknąłem go w policzek i zniknąłem obierając a pierwszy cel karczmę, w której ostatni raz widziałem Dei.
<Alanku, tylko mi nigdzie nie znikaj. Kruczku, możesz mnie spotkać i sobie poszczebioczemy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz