Obudził mnie jęk, przeciągły, urywany, przywodzący na myśl szloch. Dźwięk ten zmienił się w przytłumiony krzyk, a ja poczułem jak ciało leżącego obok chłopaka zwija się. Jego dłonie kurczowo chwytały się okrycia, oddech był szybki i płytki, a spomiędzy rozchylonych warg wymykały się kolejne pojękiwania.
- Nemain... - uniosłem się i delikatnie potrząsnąłem jego ramieniem, pragnąc wybudzić go z koszmaru. Chłopak skrzywił się i wyciągnął drżące ramiona, chcąc mnie odepchnąć, dalej męczony przez senne majaki. Nie chciałem wchodzić w jego umysł, ingerować w niego. W gruncie rzeczy nie lubiłem tego i robiłem tylko wtedy, gdy było to konieczne. Ponowiłem więc próbę, mając jednak na uwadze to, że moja głębsza ingerencja może być konieczna.
Tym razem Neman szarpnął się po raz ostatni, by w końcu otworzyć oczy i spojrzeć na mnie wzrokiem pełnym złości. Zaraz jednak pojawiło się w nich zaskoczenie. Ku mojemu zadowoleniu nie było tam bólu czy czegokolwiek innego, co mogłoby budzić mój niepokój i wskazywać na to, że z Nemainem dzieje się coś złego. Odetchnąłem z ulgą widząc, że jest zdrów i cały. Wbrew pozorom nasz własny, męczony koszmarami umysł mógł nas skrzywdzić bardziej niż ktokolwiek byłby w stanie pomyśleć. W końcu to on miał kontrolę nad ciałem, wpływał na ducha.
- Już dobrze - wyszeptałem przygarniając go do siebie. Był spocony i wciąż lekko drżał. - Możesz być spokojny. Tu nic złego ci się nie stanie.
Nemain nie odpowiedział, a tylko wtulił się we mnie z ciężkim westchnieniem. Utwierdziło mnie to w tym, jak wielki błąd popełniłem puszczając go samego do umysłu tamtej dziewczyny. Nie mogłem przewidzieć, że to aż tak na niego wpłynie, ale powinienem to zrobić. Powinienem zawsze mieć na uwadze to, że chłopak jeszcze się uczy i może stać się coś, co będzie mu zagrażać. Przekląłem się w duchu za swoją lekkomyślność.
- Obiecuję, że już nie zostawię cię z niczym samego - zapewniłem, starając się przy tym dodać czarnowłosemu otuchy. Gładziłem wciąż jego włosy, wsłuchując się w jego stopniowo uspokajający się oddech. Czułem też jak jego ciało się rozluźnia. To był dobry znak. - Spróbuj jeszcze zasnąć - poradziłem.
- Spróbuję... - wyszeptał cichutko.
Resztę nocy nie potrafiłem zmrużyć oka. Przeważnie niewiele spałem, a raz wybudzony niezwykle rzadko potrafiłem na powrót zasnąć. Wysunąłem się więc spod nakrycia, gdy upewniłem się już, że Nemain śpi. Okryłem szczelnie chłopaka, zebrałem resztę luźnych piór, które mogły mu przeszkadzać i usiadłem w fotelu nieopodal łóżka. Jeden z duchów przyniósł mi sporych rozmiarów księgę. Otworzyłem ją i zacząłem wertować karki, uważnie śledząc tekst. W takich chwilach mój czuły na wszelkie drobiny światła wzrok bardzo się przydawał. W końcu drowy przywykły do przebywanie w podziemiach, gdzie światło było czymś nad wyraz rzadkim. Wystarczał nam więc jego najniklejszy blask by doskonale widzieć. Skupienie pełnej uwagi na lekturze przychodziło mi jednak z trudem. Wciąż zerkałem na mojego, pogrążonego we śnie, podopiecznego. Nasłuchiwałem co głośniejszych lub pozbawionych rytmu oddechów. Bardzo martwił mnie jego stan i to, że mimo sporej wiedzy nie zawsze potrafiłem pomóc.
Resztę nocy nie potrafiłem zmrużyć oka. Przeważnie niewiele spałem, a raz wybudzony niezwykle rzadko potrafiłem na powrót zasnąć. Wysunąłem się więc spod nakrycia, gdy upewniłem się już, że Nemain śpi. Okryłem szczelnie chłopaka, zebrałem resztę luźnych piór, które mogły mu przeszkadzać i usiadłem w fotelu nieopodal łóżka. Jeden z duchów przyniósł mi sporych rozmiarów księgę. Otworzyłem ją i zacząłem wertować karki, uważnie śledząc tekst. W takich chwilach mój czuły na wszelkie drobiny światła wzrok bardzo się przydawał. W końcu drowy przywykły do przebywanie w podziemiach, gdzie światło było czymś nad wyraz rzadkim. Wystarczał nam więc jego najniklejszy blask by doskonale widzieć. Skupienie pełnej uwagi na lekturze przychodziło mi jednak z trudem. Wciąż zerkałem na mojego, pogrążonego we śnie, podopiecznego. Nasłuchiwałem co głośniejszych lub pozbawionych rytmu oddechów. Bardzo martwił mnie jego stan i to, że mimo sporej wiedzy nie zawsze potrafiłem pomóc.
Nemain obudził się nieco po wschodzie słońca poradziłem mu by wziął porządną kąpiel, a sam ruszyłem by przygotować nam śniadanie. Chłopak był wciąż jakby osłabiony i nieco zagubiony. Widać było, że pogrążał się w intensywnych myślach, a w jego oczach dostrzec można było zacięcie. Wiedziałem, że mimo wszystko Nemain ma w sobie sporo siły i da sobie radę z tym, co zaprzątało jego umysł. Ja zaś nie popełnię już więcej błędu i będę przy nim, aby mu w tym pomóc.
- Muszę dziś odwiedzić Niniette - oznajmiłem krukowi, kiedy siedzieliśmy już przy stole.
- Znów ma kłopoty z przemianą... - westchnął chłopak, wiedząc dokładnie na czym polegały kłopoty młodziutkiej syreny.
Dziewczyna była swego rodzaju ewenementem. Istoty narodzone z wody miały zawsze większe predyspozycje do magii opartej na życiu, nie na śmierci. Syreny słynęły ze swych pieśni, kontroli nad wodą, pogodą czy nawet leczenia, ale niemal nigdy nie słyszało się o przedstawicielce ich gatunku mogącej wskrzeszać zmarłych czy przywoływać duchy. Niniett była takim właśnie wyjątkiem. Jej głos był cichy i całkowicie pozbawiony hipnotycznej mocy, ciało wątłe i niezwykle rzadko zdolne do przemiany w ludzka postać. Nie potrafiłem odkryć przyczyn tego zjawiska. Nawet duchy nie były w stanie wykryć co takiego stało się z jej duszą, że była tak bardzo odmienna.
- Owszem - przyznałem - Chciałbym, żebyś mi towarzyszył. Tobie łatwiej jest się z nią porozumieć - niezwykle ubolewałem nad tym, że syrena odczuwa przy mnie strach. Nigdy nie zamierzałem uczynić jej żadnej krzywdy, ale tysiące przeżytych lat i ogrom blizn, jakie poraniły nie tylko moje ciało, ale i duszę, często przerażały tych, którzy byli na tyle wrażliwi by je dostrzec. Z resztą, drowom od zawsze bliżej było do demonów niż elfów. Przepaleni w ogniu i przesyceni mroczną magią byliśmy często z nimi nawet myleni.
Po śniadaniu zebrałem kilka potrzebnych mi rzeczy i wyszliśmy z podziemi. Słońce od razu zaatakowało moje wrażliwe oczy i chłodną skórę nieprzywykłą do tego rodzaju ciepła.
Syknąłem, pocierając czoło i starając się przyzwyczaić nieco do zmienionych nagle wokół mnie warunków. Nie było to bynajmniej łatwe, ale było koniecznością.
Nemain, wiedząc co się ze mną dzieje, stanął blisko i położył dłoń na moim ramieniu. Za każdym razem kiedy razem wychodziliśmy w blask dnia widziałem na jego twarzy zmartwienie.
- Nie masz się czym martwić - zapewniłem, uśmiechając się lekko i ruszyłem przed siebie. Nie uszliśmy daleko, a moich uszu dobiegł znajomy dźwięk. Tahr podleciał i wylądował na moim ramieniu. Był sporym ptakiem, więc odczułem aż nazbyt dobrze jego ciężar. Harpia przy okazji zmierzyła Nemaina wzrokiem pełnym nieukrywane niechęci. Tak to już bywało, że ptaki niezbyt za sobą przepadały, a do tego Tahr miał niemiły nawyk kraść łup innych czy wręcz zastraszać przedstawicieli innych gatunków.
- Spokój - pogroziłem ptakowi i pogładziłem jego skrzydło, by po chwili zmusić go do ponownego wzbicia się w powietrze. Widziałem jak Harpia krąży ponad nami co jakiś czas donośnym dźwiękiem obwieszczając swoją obecność.
Nemain prychnął spoglądając w niebo, zupełnie jakby miał ochotę zmienić się i w ptasiej formie przepędzić harpię z tego skrawka nieboskłonu. Skwitowałem to jedynie westchnieniem. Z młodymi tak to było, że musieli się wyszaleć i ze sobą rywalizować.
Niniette już na nas czekała. Jak zwykle siedziała na brzegu Jeziora, w miejscu, gdzie w mgnieniu oka mogła wskoczyć do wody i zniknąć w głębinach.
Lekcje zaczęliśmy niezwłocznie. Wyciągnąłem z torby martwą mysz i ułożyłem ją przed dziewczyną. To co syrena miała zrobić było dla niej rzeczą wiadomą. Poczułem jak powietrze wokół niej faluje gdy przez zasłonę przedarły się wezwane przez nią dusze. Bacznie obserwowałem duchy, tak samo z resztą jak Nemain, który zaciskał dłoń na swoim kosturze, gotowy w każdej chwili przepędzić krnąbrną duszę chcącą uczynić dziewczynie coś złego.
Niniette jednak wiedziała co robi. Słuchała tego, co szeptały jej dusze, by po chwili palcem nakreślić skomplikowane runy. Robiła to powoli, starannie, żłobiąc w piasku kolejne linie. Widać było, że z każdą runą jej dłoń coraz bardziej drga, a piach zaczyna plamić krew.
- Spokojnie i powoli, nie spiesz się z niczym - powiedziałem łagodnie, kiedy pod wpływem bolesnego impulsu szarpnęła dłonią, chcąc jak najszybciej skończyć. Taki pośpiech był najgorszy. Sprawiał, że nekromancie tracili koncentrację i panowanie nad tym co robią, a wtedy nie trudno było o brzemienny w skutkach błąd. Ożywianie martwych nie było łatwe i potrafiło nieść ze sobą bardzo poważne konsekwencje. Znaczny było również ubytek mocy ożywiającego, a to potrafiło doprowadzić nawet do śmierci.
Ożywienie gryzonia zajęło dziewczynie niemal godzinę i wymagało od niej sporego wysiłku, nawet jeśli stworzonko było małe i martwe ledwie od wczoraj. Czym starsze były zwłoki, tym trudniej było przywrócić je do życia. Także wielkość i to jak skomplikowany był umysł istoty wpływało na trudność tego zadania.
Mysz poruszyła się, zaczęła niuchać intensywnie, by za chwilę wstać i rozglądając się uważnie dreptać w obrębie runicznego kręgu. Wyglądała dobrze, niemal nie można było poznać, że jeszcze chwilę wcześniej była martwa. Zdradzały ją jedynie temperatura jej ciała i powolniejsze niż u normalnego, wystraszonego zwierzęcia, ruchy.
- Świetnie sobie poradziłaś - pochwaliłem swoja uczennicę i przedarłem błyszczący czerwienią krąg, przerywając tym samym niedokończone zaklęcie i odbierając znów życie gryzoniowi. Rozgarnąłem ziemię poza linią wody i włożyłem do dołka chłodne ciało futrzaka, nakreśliłem na jego ciałku runę, by uwolnić resztki jego duszy, tak, każda żywa istota takową posiadała, nawet rośliny, i zakryłem nieduży grób.
- Możemy już wracać do miasta - zwróciłem się do Nemaina, wstając. - Gdybyś jeszcze miała kłopot z przemianą lub potrzebowała pomocy w nauce przyślij do mnie kogoś - poprosiłem dziewczynę. Ta skinęła i zsunęła się do wody z wyraźną ulgą.
<Kruczku, wracasz ze mną? Czy masz jakieś inne plany?>
Niniette już na nas czekała. Jak zwykle siedziała na brzegu Jeziora, w miejscu, gdzie w mgnieniu oka mogła wskoczyć do wody i zniknąć w głębinach.
Lekcje zaczęliśmy niezwłocznie. Wyciągnąłem z torby martwą mysz i ułożyłem ją przed dziewczyną. To co syrena miała zrobić było dla niej rzeczą wiadomą. Poczułem jak powietrze wokół niej faluje gdy przez zasłonę przedarły się wezwane przez nią dusze. Bacznie obserwowałem duchy, tak samo z resztą jak Nemain, który zaciskał dłoń na swoim kosturze, gotowy w każdej chwili przepędzić krnąbrną duszę chcącą uczynić dziewczynie coś złego.
Niniette jednak wiedziała co robi. Słuchała tego, co szeptały jej dusze, by po chwili palcem nakreślić skomplikowane runy. Robiła to powoli, starannie, żłobiąc w piasku kolejne linie. Widać było, że z każdą runą jej dłoń coraz bardziej drga, a piach zaczyna plamić krew.
- Spokojnie i powoli, nie spiesz się z niczym - powiedziałem łagodnie, kiedy pod wpływem bolesnego impulsu szarpnęła dłonią, chcąc jak najszybciej skończyć. Taki pośpiech był najgorszy. Sprawiał, że nekromancie tracili koncentrację i panowanie nad tym co robią, a wtedy nie trudno było o brzemienny w skutkach błąd. Ożywianie martwych nie było łatwe i potrafiło nieść ze sobą bardzo poważne konsekwencje. Znaczny było również ubytek mocy ożywiającego, a to potrafiło doprowadzić nawet do śmierci.
Ożywienie gryzonia zajęło dziewczynie niemal godzinę i wymagało od niej sporego wysiłku, nawet jeśli stworzonko było małe i martwe ledwie od wczoraj. Czym starsze były zwłoki, tym trudniej było przywrócić je do życia. Także wielkość i to jak skomplikowany był umysł istoty wpływało na trudność tego zadania.
Mysz poruszyła się, zaczęła niuchać intensywnie, by za chwilę wstać i rozglądając się uważnie dreptać w obrębie runicznego kręgu. Wyglądała dobrze, niemal nie można było poznać, że jeszcze chwilę wcześniej była martwa. Zdradzały ją jedynie temperatura jej ciała i powolniejsze niż u normalnego, wystraszonego zwierzęcia, ruchy.
- Świetnie sobie poradziłaś - pochwaliłem swoja uczennicę i przedarłem błyszczący czerwienią krąg, przerywając tym samym niedokończone zaklęcie i odbierając znów życie gryzoniowi. Rozgarnąłem ziemię poza linią wody i włożyłem do dołka chłodne ciało futrzaka, nakreśliłem na jego ciałku runę, by uwolnić resztki jego duszy, tak, każda żywa istota takową posiadała, nawet rośliny, i zakryłem nieduży grób.
- Możemy już wracać do miasta - zwróciłem się do Nemaina, wstając. - Gdybyś jeszcze miała kłopot z przemianą lub potrzebowała pomocy w nauce przyślij do mnie kogoś - poprosiłem dziewczynę. Ta skinęła i zsunęła się do wody z wyraźną ulgą.
<Kruczku, wracasz ze mną? Czy masz jakieś inne plany?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz