Płynęliśmy na zachód w kierunku Starych Ruin, które od wieków odpędzały swoim odludnym i dzikim wyglądem inne syreny. Jednak mnie nic nie było w stanie zniechęcić. A już zwłaszcza te ruiny. Ogromne głazy i kamienie porośnięte przez liczne ukwiały o rozmaitych kolorach, począwszy od zwykłej nudnej zieleni, a kończąc na fluorescencyjnym różu. I ten właśnie ukwiał był najwygodniejszym łóżkiem na jakim kiedykolwiek spałam. Jego miękkie sploty idealnie wpasowywały się w krzywiznę ciała i powodowały natychmiastowe odprężenie.
Oprócz bujnej flory, ruiny były domem tysiąca koników morskich. Koniki morskie były o tyle specyficzne, że żaden z nich nie był podobny do poprzedniego. Były prawie tak zróżnicowane pod względem wyglądu jak ludzie.
Gdy znaleźliśmy się już na miejscu Alek zmienił swoją postać Smoka na bardziej syrenią. Co prawda nie posiadał ogona, ale jego stopy przypominały płetwy, a pomiędzy dłońmi powstały przeźroczyste błony, które ułatwiały mu poruszanie się pod wodą.
- Hej, Alek. – Chłopak zwrócił w moją stronę swoje ciekawskie brązowe oczy. – Teraz to możemy się pościgać.
Aleksander parsknął śmiechem i obdarzył mnie przemądrzałym spojrzeniem.
- Kora, moja ukochana przyjaciółko, przypomnę tobie po raz setny, że …
- … kiedy nie jestem smokiem poruszam się wolniej, gdyż to nie jest moja naturalna postać, bla, bla, bla – dokończyłam za niego.
Chłopaka musiało troszkę urazić moje ,,bla, bla, bla” dodane na końcu, ponieważ ostentacyjnie odwrócił się do mnie plecami.
- No właśnie – wymamrotał urażony.
Podpłynęłam do niego i pochwyciłam jego dłonie.
- Oj, Alek nie obrażaj się – wyśpiewałam melodyjnie słowa, jednocześnie patrząc się intensywnie w jego oczy.
Nagle dla chłopaka świat przestał istnieć. Skupił się jedynie na moim głosie i spojrzeniu. Niestety za chwilę na jego ustach pojawił się drwiący uśmiech.
- Znów ci się nie udało, Korciu – zwrócił się do mnie tak, jak moja mama, choć dobrze wiedział jak irytuje mnie to zrobione.
Przewróciłam oczami i odpłynęłam w stronę miękkich ukwiałów.
- Daj sobie spokój, smoczku– rzuciłam po czym oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Aleksander był potężnym, niebieskoczarnym smokiem z ostrymi jak brzytwy pazurami i kolcami z zabójczą truciznom na grzbiecie. Zamiast skrzydeł miał ogromne płetwy (oberwałam z nich nieraz i do dziś się zastanawiam czy uderzenia były przypadkowe czy też nie). Dlatego nazywanie go ,,smoczkiem” jest niezwykle nieadekwatne do jego postury.
- Trafne określenie – skwitował i położył się obok mnie na ukwiale.
Leżeliśmy tak w milczeniu, podczas gdy moje włosy muskały klatkę piersiową Aleka. Kiedyś zapewne by je próbował odgarnąć, lecz z czasem nauczył się, że moich włosów nie można przepędzić.
- Korcia… - zaczął Alek miękkim tonem.
- Nie denerwuj mnie – syknęłam z zamkniętymi oczami.
Chłopak parsknął śmiechem, lecz zaraz przeprosił.
- Dobrze, a więc, Kora, co chciałaś mi powiedzieć?
Oj… Miałam nadzieję, że ta rozmowa nie pojawi się tak szybko. Rzadko odwlekałam jakiekolwiek sprawy, lecz tej rozmowy naprawdę się obawiałam.
Uchyliłam nieznacznie powieki i ujrzałam, że Alek wpatruje się we mnie z ciekawością. Uniosłam się więc na łokciu i westchnęłam.
- Alek, pamiętasz jak opowiadałam tobie dlaczego moja matka postanowiła przypłynąć w te wody? – zaczęłam delikatnie.
- Tak – potwierdził skinieniem głowy. – Miałaś zacząć naukę w Akademii Ciemnej Nocy… Czekaj, ty chyba nie…
- Za dwa dni mam pierwsze zajęcia.
Wstrzymałam oddech z napięcia i wpatrzyłam się w chłopaka, oczekując jego reakcji.
- Strasznie szybko – powiedział ostrożnie.
Uśmiechnęłam się.
- Mieszkam tu już od czterech lat.
- Tak wiem, ale… - Czułam, że dla Aleksandra ta wiadomość to coś strasznego. Byliśmy ze sobą mocno związani. Może nie jak brat i siostra, ale na pewno byliśmy dobrymi przyjaciółmi. W końcu tylko Alek wiedział o moich koszmarach, które nawiedzały mnie w nocy. To dzięki niemu stały się one słabsze i mniej realistyczne. A obraz siostry rozmył się za mgłą. Siostry, która zaginęła pewnego dnia bez śladu.
Aleksander nabrał powietrza i wypuścił z ust duże bąbelki, które niczym meduzy uniosły się ku górze.
- Boisz się? – zapytał już opanowanym i zwyczajnym tonem.
Rozluźniłam mięśnie, widząc, że Alek nie przyjął mojej wiadomości aż tak źle.
- Troszkę – skłamałam, a chłopak to wyczuł, jednak nie drążył tematu.
Dla obojga z nas ląd, na którym znajdowała się Akademia Ciemnej Nocy był czymś obcym i napawającym strachem. Aleka rodzice nigdy nie wysłali do Akademii. Wszystkiego nauczył go ojciec (Tak między nami najbrzydszy smok jakiego kiedykolwiek widziałam). Mimo niezachęcającego wyglądu był bardzo miły i szarmancki w stosunku do innych.
- Masz może ochotę na wyścig? – Wyrwał mnie z rozmyślania Alek.
- Co?… A tak. – Ogarnęłam go wzrokiem. – Zgaduję, że w tej postaci nie zamierzasz się ścigać?
Alek uśmiechnął się szelmowsko.
- Jak ty mnie dobrze znasz. – I już był ogromnym ponadziewanym kolcami smokiem.
Płynęłam niezwykle ociężale ku przeźroczystej tafli, rozmyślając o swoim ostatnim spotkaniu z Alekiem. Minęły już dwa dni od jego triumfalnego zwycięstwa w naszym wyścigu. Dwa dni, które niegdyś dzieliły mnie od wyjścia na ląd minęły już bezpowrotnie.
Rzecz jasna nie po raz pierwszy udałam się poza wody chłodnego jeziora. Wcześniej mama zmuszała mnie do regularnych spacerów na tych chyboczących się nogach wzdłuż brzegu Wielkiego Jeziora. Niestety po dwóch latach przechadzek w płóciennej sukience po miękkim piasku, nadal mam wrażenie, że przypominam niezdarną krewetkę, która ma o dwie nogi za dużo.
Z zniesmaczenia trzepnęłam porządnie ogonem w wodę i wyskoczyłam ponad taflę, a moje długie włosy zapewne wyglądały przy tym skoku niezwykle zjawiskowo. Cóż, trochę szpanu nie zaszkodzi przed całym dniem na nogach.
Podpłynęłam już spokojniej do skał nieopodal brzegu i rozejrzałam się, czy aby nikogo niema na plaży – pusto. Choć o tyle dobrze. Zamknęłam oczy i mocno skoncentrowałam swoją uwagę na długim, srebrnym ogonie. Gdy poczułam dziwne mrowienie otworzyłam oczy i ujrzałam jak z moich ludzkich nóg znikają ostatnie, połyskujące w słońcu łuski.
Wstałam pewnie i zrobiłam pierwszy krok na próbę. Hmm… Całkiem nieźle – pomyślałam, gdy nagle usłyszałam, że ktoś biegnie w moją stronę. Nie miałam bym nic przeciwko, lecz byłam całkiem naga, a zamiana w syrenę nie działała z automatu. Spojrzałam zestresowana przed siebie i zakryłam dłońmi intymne części ciała, choć nie do końca mi się to udało. A nieznajomy już mnie dojrzał i zaczął nawoływać…
<Ktoś?>
Oprócz bujnej flory, ruiny były domem tysiąca koników morskich. Koniki morskie były o tyle specyficzne, że żaden z nich nie był podobny do poprzedniego. Były prawie tak zróżnicowane pod względem wyglądu jak ludzie.
Gdy znaleźliśmy się już na miejscu Alek zmienił swoją postać Smoka na bardziej syrenią. Co prawda nie posiadał ogona, ale jego stopy przypominały płetwy, a pomiędzy dłońmi powstały przeźroczyste błony, które ułatwiały mu poruszanie się pod wodą.
- Hej, Alek. – Chłopak zwrócił w moją stronę swoje ciekawskie brązowe oczy. – Teraz to możemy się pościgać.
Aleksander parsknął śmiechem i obdarzył mnie przemądrzałym spojrzeniem.
- Kora, moja ukochana przyjaciółko, przypomnę tobie po raz setny, że …
- … kiedy nie jestem smokiem poruszam się wolniej, gdyż to nie jest moja naturalna postać, bla, bla, bla – dokończyłam za niego.
Chłopaka musiało troszkę urazić moje ,,bla, bla, bla” dodane na końcu, ponieważ ostentacyjnie odwrócił się do mnie plecami.
- No właśnie – wymamrotał urażony.
Podpłynęłam do niego i pochwyciłam jego dłonie.
- Oj, Alek nie obrażaj się – wyśpiewałam melodyjnie słowa, jednocześnie patrząc się intensywnie w jego oczy.
Nagle dla chłopaka świat przestał istnieć. Skupił się jedynie na moim głosie i spojrzeniu. Niestety za chwilę na jego ustach pojawił się drwiący uśmiech.
- Znów ci się nie udało, Korciu – zwrócił się do mnie tak, jak moja mama, choć dobrze wiedział jak irytuje mnie to zrobione.
Przewróciłam oczami i odpłynęłam w stronę miękkich ukwiałów.
- Daj sobie spokój, smoczku– rzuciłam po czym oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Aleksander był potężnym, niebieskoczarnym smokiem z ostrymi jak brzytwy pazurami i kolcami z zabójczą truciznom na grzbiecie. Zamiast skrzydeł miał ogromne płetwy (oberwałam z nich nieraz i do dziś się zastanawiam czy uderzenia były przypadkowe czy też nie). Dlatego nazywanie go ,,smoczkiem” jest niezwykle nieadekwatne do jego postury.
- Trafne określenie – skwitował i położył się obok mnie na ukwiale.
Leżeliśmy tak w milczeniu, podczas gdy moje włosy muskały klatkę piersiową Aleka. Kiedyś zapewne by je próbował odgarnąć, lecz z czasem nauczył się, że moich włosów nie można przepędzić.
- Korcia… - zaczął Alek miękkim tonem.
- Nie denerwuj mnie – syknęłam z zamkniętymi oczami.
Chłopak parsknął śmiechem, lecz zaraz przeprosił.
- Dobrze, a więc, Kora, co chciałaś mi powiedzieć?
Oj… Miałam nadzieję, że ta rozmowa nie pojawi się tak szybko. Rzadko odwlekałam jakiekolwiek sprawy, lecz tej rozmowy naprawdę się obawiałam.
Uchyliłam nieznacznie powieki i ujrzałam, że Alek wpatruje się we mnie z ciekawością. Uniosłam się więc na łokciu i westchnęłam.
- Alek, pamiętasz jak opowiadałam tobie dlaczego moja matka postanowiła przypłynąć w te wody? – zaczęłam delikatnie.
- Tak – potwierdził skinieniem głowy. – Miałaś zacząć naukę w Akademii Ciemnej Nocy… Czekaj, ty chyba nie…
- Za dwa dni mam pierwsze zajęcia.
Wstrzymałam oddech z napięcia i wpatrzyłam się w chłopaka, oczekując jego reakcji.
- Strasznie szybko – powiedział ostrożnie.
Uśmiechnęłam się.
- Mieszkam tu już od czterech lat.
- Tak wiem, ale… - Czułam, że dla Aleksandra ta wiadomość to coś strasznego. Byliśmy ze sobą mocno związani. Może nie jak brat i siostra, ale na pewno byliśmy dobrymi przyjaciółmi. W końcu tylko Alek wiedział o moich koszmarach, które nawiedzały mnie w nocy. To dzięki niemu stały się one słabsze i mniej realistyczne. A obraz siostry rozmył się za mgłą. Siostry, która zaginęła pewnego dnia bez śladu.
Aleksander nabrał powietrza i wypuścił z ust duże bąbelki, które niczym meduzy uniosły się ku górze.
- Boisz się? – zapytał już opanowanym i zwyczajnym tonem.
Rozluźniłam mięśnie, widząc, że Alek nie przyjął mojej wiadomości aż tak źle.
- Troszkę – skłamałam, a chłopak to wyczuł, jednak nie drążył tematu.
Dla obojga z nas ląd, na którym znajdowała się Akademia Ciemnej Nocy był czymś obcym i napawającym strachem. Aleka rodzice nigdy nie wysłali do Akademii. Wszystkiego nauczył go ojciec (Tak między nami najbrzydszy smok jakiego kiedykolwiek widziałam). Mimo niezachęcającego wyglądu był bardzo miły i szarmancki w stosunku do innych.
- Masz może ochotę na wyścig? – Wyrwał mnie z rozmyślania Alek.
- Co?… A tak. – Ogarnęłam go wzrokiem. – Zgaduję, że w tej postaci nie zamierzasz się ścigać?
Alek uśmiechnął się szelmowsko.
- Jak ty mnie dobrze znasz. – I już był ogromnym ponadziewanym kolcami smokiem.
Płynęłam niezwykle ociężale ku przeźroczystej tafli, rozmyślając o swoim ostatnim spotkaniu z Alekiem. Minęły już dwa dni od jego triumfalnego zwycięstwa w naszym wyścigu. Dwa dni, które niegdyś dzieliły mnie od wyjścia na ląd minęły już bezpowrotnie.
Rzecz jasna nie po raz pierwszy udałam się poza wody chłodnego jeziora. Wcześniej mama zmuszała mnie do regularnych spacerów na tych chyboczących się nogach wzdłuż brzegu Wielkiego Jeziora. Niestety po dwóch latach przechadzek w płóciennej sukience po miękkim piasku, nadal mam wrażenie, że przypominam niezdarną krewetkę, która ma o dwie nogi za dużo.
Z zniesmaczenia trzepnęłam porządnie ogonem w wodę i wyskoczyłam ponad taflę, a moje długie włosy zapewne wyglądały przy tym skoku niezwykle zjawiskowo. Cóż, trochę szpanu nie zaszkodzi przed całym dniem na nogach.
Podpłynęłam już spokojniej do skał nieopodal brzegu i rozejrzałam się, czy aby nikogo niema na plaży – pusto. Choć o tyle dobrze. Zamknęłam oczy i mocno skoncentrowałam swoją uwagę na długim, srebrnym ogonie. Gdy poczułam dziwne mrowienie otworzyłam oczy i ujrzałam jak z moich ludzkich nóg znikają ostatnie, połyskujące w słońcu łuski.
Wstałam pewnie i zrobiłam pierwszy krok na próbę. Hmm… Całkiem nieźle – pomyślałam, gdy nagle usłyszałam, że ktoś biegnie w moją stronę. Nie miałam bym nic przeciwko, lecz byłam całkiem naga, a zamiana w syrenę nie działała z automatu. Spojrzałam zestresowana przed siebie i zakryłam dłońmi intymne części ciała, choć nie do końca mi się to udało. A nieznajomy już mnie dojrzał i zaczął nawoływać…
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz