Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

sobota, 12 marca 2016

Coral - A wokół nas ciemność panuje.. (do Tarixa)(10-11.04.217 r.)

- Nie – wyszeptałam, przecierając policzki piąstką, aby zetrzeć ślady łez – Nie zostawię ciebie tutaj samego.
Elf spojrzał na mnie i stanowczo pokręcił głową. Następnie rozejrzał się szybko po pokoju i podszedł do drewnianej, zakurzonej szafy. Wyjął z niej granatową pelerynę i założył mi ją na ramiona.
- Ja sobie poradzę. O to martwić się nie musisz – uśmiechnął się delikatnie, jednocześnie wyginając szramę nad brwią w groteskowy sposób. Pokręciłam zacięcie głową, obejmując siebie kurczowo. Nie ma mowy. Nie pójdę. Tym bardziej… Tym bardziej, że ten nieumarły już nie pierwszy raz sprawił nam problemy. Jednak za pierwszym razem nie było to nic poważnego…
- Pójdziemy do Sam, ona znajdzie dla ciebie jakieś miejsce do spania – starał się delikatnym głosem tłumaczyć mi swój zamiar. A ja się uparłam. Nie miałam zamiaru pójść nigdzie bez niego. Wybuch tych wszystkich emocji nie tylko całkowicie pozbawił mnie sił, ale także zdziwił. Jeszcze dzień wcześniej chciałam znaleźć sobie nowe lokum… A teraz nie miałam najmniejszego zamiaru nigdzie się wybierać.
- Jutro w Akademii od razu powiadomimy o wszystkim Aphisa, on zajmie się nieumarłym – kontynuował łagodnie. Starał się mnie zagadać, abym zapomniała o przykrym zdarzeniu, jednocześnie szukając czegoś po pokoju – Mimo, że wkradanie się do cudzych mieszkań sam praktykuję, to jednak…
Podeszłam do niego, podczas gdy mówił i złapałam za jego ręce. Podniosłam lekko głowę do góry, aby móc spojrzeć w jego szare oczy i wyszeptałam:
- Pójdź ze mną…
- Co? – wydukał, odwracając wzrok na jakiś kuferek pod ścianą, zbity z tropu.
- Znasz Samanthę, więc dla ciebie pewnie też znajdzie jakieś miejsce do spania… Więc pójdź ze mną.
- Nie chcę, aby miała jeszcze mnie na głowie – także zaczął cicho mówić, jakby ktoś mógł nas podsłuchiwać. Choć, kto wie… Za oknem zrobiło się już całkowicie ciemno i pierwsze błyskawice zaczęły przecinać niebo – Powinniśmy się pospieszy…
- Myślisz, że będę w stanie zasnąć gdziekolwiek indziej, jeśli będę wiedziała, że może stać ci się coś złego? – czułam, jak łzy ponownie zaczynają orać sobie drogę po moich policzkach. Mimo, że moje ręce delikatnie drżały, nie miałam najmniejszego zamiaru puścić jego zimnych dłoni. O dziwo, dotyk jego skóry był kojący, blisko niego czułam się… bezpieczniej. Nie, nie mogę pozwolić, aby tutaj został. Sam. Mimo, że kieruje mną także ta nieco samolubna część mnie. Z transu wyrwał nas dźwięk deszczu i już głośniejszy huk grzmotu.
- Jeszcze tylko muszę coś znaleźć – odszeptał mi i zajrzał szybko do kufra. Wyciągnął z tamtą skórzany woreczek i inny, starszy płaszcz. Narzucił go na siebie, drugą ręką łapiąc mnie za dłoń. Wyszliśmy na zewnątrz, idąc blisko siebie. Od razu podziękowałam w duchu za pożyczony płaszcz. Czułam, jak fałdy peleryny powiewają dziko na wietrze, a kaptur ledwo co się trzymał głowy, jednak chociaż trochę osłaniał mnie przed dużymi kroplami zimnego, letniego deszczu. Tarix coś do mnie krzyknął, jednak kolejny głośny grzmot całkowicie zagłuszył jego słowa. Myślałam, że może coś jeszcze dopowie, jednak od razu ruszył w ciemność, jaka się teraz rozprzestrzeniła po ulicy. Jedynie pod niektórymi domkami świeciły się latarnie. Ich blask, dziwnie matowy w płaszczu wody, tworzył cienie, które zamieniały się w dziwaczne, pokraczne kształty na przeciwległych ścianach. Za każdym razem miałam nieprzyjemne uczucie, że gdzieś pośród tego tańczącego mroku czai się nieumarły, tyle że tym razem z jakąś niebezpieczną bronią… I czai się na nas. I czeka, aby zaatakować. Przysunęłam się bliżej ramienia elfa, chcąc dodać sobie odwagi. Zdawało mi się, że podróż przez miasto trwa godziny, a my nieprzerwanie poruszamy się w miejscu. Akademia za dnia wydawała się miejscem pełnym przepychu i przyjemnego ciepła, jednak teraz… w ciemności… wszystko zdawało się przerysowane i jakieś zamazane. Pozbawione życia. Nagle elf popchnął mnie w bok, jednocześnie pukając w drzwi. Dopiero, kiedy bliżej się przyjrzałam budynku, pod którym przystanęliśmy, rozpoznałam sklep Samanthy. Czekaliśmy w milczeniu, a moje serce trzepotało ze strachu, jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej i uciec jak najdalej stąd. Czułam, jakby coś powoli sunęło w ciemnościach za moim plecami i miało mnie za chwilę złapać i… i… Drzwi się otworzyły.
- Tarix? Coral? – zaskoczona Sam spojrzała na nas znad okularów. Szybko zaczęły one moknąć, więc ściągnęła je i wskazała krótkim ruchem ręki, abyśmy weszli do środka. Czułam, jak dziwna i nieprzyjemna aura ulicy powoli niknie, niczym koszmar przysłonięty światłem poranka. Ciepło w domu i przyjemny zapach pieczonego ciasta zaczął usuwać ze mnie napięcie i stres, jaki dopiero co doświadczyłam, pozostawiając po sobie ogromne zmęczenie. Dopiero teraz odczułam, jak bardzo było mi zimno i jak bardzo mam przemoczone ubrania. Położyłam głowę na ramieniu elfa, a ten zaczął mówić z pośpiechem:
- Czy Coral mogłaby u ciebie dzisiaj przenocować? – prosto z mostu zadał pytanie. Nadal zdezorientowana dziewczyna, zaczęła nerwowo przygryzać koniuszek okularów.
- Ale co się stało, że tak nagle wparowaliście do mnie w środku burzy? - zmarszczyła brwi, a jej ton przybrał nieco podejrzliwy ton – Czyżbyś znów narozrabiał?
- Nie. Tak. Nie do końca… - chłopak zaczął się motać, lecz szybko wrócił do tematu – To coś nieco bardziej poważnego… Nie chcę, aby Coral się coś stało.
Czułam się jak dziecko, które podsłuchuje rozmowę rodziców. Mówili o mnie, jakby mnie tu nie było. Jednakże, ich rozmowa zdawała się dobiegać mnie z daleka, więc cała ta sytuacja nie do końca do mnie docierała.
- Jakieś łóżko znajdzie się na górze.. – zaczęła powoli mówić, jakby nie była do końca pewna swojej decyzji – A ty? Co zrobisz?
- Jak to co? Ja wrócę do swojego domu.
- Nie! – słysząc co mówi elf, od razu poczułam jak coś we mnie się buntuje. On chce ponownie wracać ulicą, kiedy huragan wciąż trwa, a wśród cieni… wśród cieni…
- Nawet jeśli chciałby zostać, to raczej musiałby spać na podłodze. Nie mam więcej łóżek – czarnowłosa westchnęła i postawiła nadgryzione okulary na komodzie. Mimo, że była ode mnie młodsza, jej oczy nadawały jej poważnego wyglądu. Jakby widziała i przeżyła więcej niż ja w swoim krótkim życiu… Co nie było wykluczone.
- Nie pozwolę mu pójść – mój głos drżał. Tak bardzo nie chciałam brzmieć jak zdesperowane dziecko, jednak nie byłam w stanie już dalej mówić – Nie pozwolę…
Nie widziałam twarzy elfa. Może to i dobrze… Bałam się tam zobaczyć minę politowania i rozbawienia… Tak, jak zawsze patrzyli na mnie w domu. Jak każdy na mnie patrzył. Coraz trudniej było mi utrzymywać powieki otwarte. Która jest godzina? Czy wieczór zamienił się już w ciemną noc?
- Przyszykuję jakiś materac… Powinnam coś mieć – zrezygnowana dziewczyna zniknęła za drzwiami, zza których właśnie wydobywał się słodki zapach szarlotki. Zostaje. Tarix zostaje. I nic mu się nie stanie… Choć teraz jest bezpieczny.
- Chodźmy na górę – nie potrafiłam odgadnąć głosu elfa. Wszelakie bodźce ze środowiska zdawały się całkowicie zanikać. Kiedy położyłam się na łóżku, nawet nie pomyślałam o tym, aby zmienić ubranie. Poczułam, jak ktoś ściąga ze mnie płaszcz i botki, a później przykrywa pościelą, która była nadzwyczaj miękka… Nagle otworzyłam oczy. Ciemność wciąż panowała dookoła, gdzieniegdzie tylko zasłonięta plamami księżyca, który przenikał przez firanki. Kontury różnych przedmiotów dawały na myśl stosy pudełek i rolek materiałów. Zaczęłam wsłuchiwać się w ciszę, która teraz zdawała mi się dziwnie nienaturalna. Burza minęła, a jedynym dźwiękiem, jaki dochodził do moich uszu był powolny oddech. Tarix. A jednak został. Cichutko wstałam z łóżka na boso i po omacku dotarłam do materaca, na którym spał. Owym materacem została kupka zużytych materiałów, które w ciemnościach zdawały się niemal zlewać w jedną, czarną dziurę. Przyklęknęłam na kolanach i położyłam się plecami do chłopaka, zabierając kawałek materiału pod głowę. Dalej wsłuchując się w ciszę, powoli odpłynęłam w świat snów.

<Tarix? c: Jak się obudzi, to będzie miał niespodziankę xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz