Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

niedziela, 27 marca 2016

Tarix - (do Coral)(11-12.04.217 r.)

- Wręcz uwielbiam lekcje z tobą - rzuciłem całkiem pogodnie... biorąc pod uwagę to, że moje słowa zagłuszało nic innego jak plama mojej krwi, wsiąkająca właśnie w ubitą ziemię. 
"Zajęcia" z Zaroghiem zawsze trzeba było odchorować. Była to zwyczajowa norma, że w jeden dzień miało się zajęcia z żywym posągiem,  a na drugi czułeś się martwy i nie miałeś siły nawet z wyra się wywlec. No, a póki było to tylko "kilka sińców i skaleczeń" czyli brak połamanych kości, otwartych ran w okolicach tętnic czy urazów wewnętrznych próżno było liczyć na pomoc Aphisa. Nasz "ukochany" paladyn był zbyt zajęty, by przejmować się takimi pierdołami jak .
Jeszcze przez chwilę spoglądałem na to jak Zarogh spełniał się sadystycznie tym razem okładając Finiana. Półelf próbował uskakiwać, a nawet atakować, ale tak się składało, że miał na wygraną takie same szanse jak ja i każda inna istota w Akademii, czyli aż żadne. Zarogh był jakimś cholernym potworem i nie wyobrażałem sobie żeby ktoś mógł chociaż zarysować tę jego skamieniałą mordę. 
W końcu zebrałem się w sobie na tyle, by wstać z potępieńczym jękiem, w który wpisane było cierpiętnicze wycie każdego mojego obitego mięśnia, naderwanego ścięgna i rozcięcia na skórze. Kolejną chwilę zabrało mi wzięcie po tym oddechu na tyle, by nie musieć dyszeć jak tur przy każdym kroku. Z resztą samo stawianie kolejnych kroczków i próby utrzymania przy tym równowagi okupiłem sporą dawką cierpienia. Gdybym był w stanie posądzić Zarogha o posiadanie uczuć, powiedziałbym, że facet miał wyjątkowo podły nastrój  zwyczajnie go na mnie wyładował. A może była to kara za coś? 
Ruszyłem niespiesznie do domu. Słodkiego, spokojnego i ogarniętego chaosem, ale jednak własnego. Coral na szczęście jeszcze nie było. Nie miałem ochoty, żeby widziała mnie w takim stanie, dlatego mimo ogromnej chęci walnięcia się do łóżka wtoczyłem się w pierwszej kolejności pod prysznic i dokładnie zmyłem z siebie całą zakrzepniętą już krew. Widok mojego poobijanego oblicza jakim urzekło mnie lustro był po prostu świetny. Ne dość, że śliwa po moim martwym gościu jeszcze nie zeszła to jeszcze doszło do tego rozcięcie na wardze, która pięknie spuchła. 
- Brawo, Trix... Po prostu, brawo - mruknąłem do swojego odbicia - Jak spotykasz dziewczynę, która ci się podoba, to wyglądasz jak kupa zmaltretowanego truchła. 
Z tą, jakże pokrzepiającą myślą ruszyłem, żeby się ubrać i wreszcie mogłem, z kolejnym już dzisiaj, żałosnym jękiem, opaść na pościel. Było mi tak ciepło... i nawet wygodnie, mimo tego, że obite żebra bolały jak cholera. 
Przymknąłem oczy, nie zwracając nawet uwagi na wiercące się obok mnie, na łóżku, zwierzątko. I tak miałem jutro dzień pełen sprzątania, co mi szkodziło jeszcze trochę futra na poduszce. 
Coral weszła do domu akurat wtedy, kiedy otworzyłem zaspane oczęta, rozważając wstanie z łóżka. Zaczynałem się bowiem nieźle o nią martwić.
- Wybacz, nie chciałam cię obudzić - zaczęła, gdy zobaczyła, że ziewam przeciągle, zaraz jednak jej oczka rozszerzyły się z zmartwieniu i podbiegła do mnie. - Co ci się stało? - spytała pospiesznie. No to czyli wyglądałem koszmarnie tak czy inaczej, milo... 
- Nic takiego, tylko lekcja szermierki - machnąłem niedbale ręką, a raczej próbowałem tak to zrobić. 
- Lekcja? Nauczyciel ci to zrobił? - spytała z przestrachem, a ja poczułem jej dłoń na swoim policzku.
- Tak to zawsze wygląda, przywykłem - uśmiechnąłem się. Naprawdę nie chciałem dokładać dziewczynie zmartwień. - Powiedz lepiej co ty porabiałaś i jak było na pierwszych zajęciach - poprosiłem.
Widać było, że Coral bardzo niechętnie pozostawia sprawę tego, co się ze mną stało. Wydawała się nie tylko zmartwiona, ale i zła na dokładkę. Westchnęła jednak i zaczęła opowiadać - Spóźniłam się i nauczycielka nie była z tego zadowolona, później robiliśmy plakaty...
- I jak ci poszło? - spytałem słysząc, że zawahała się lekko. 
- Nie wiem... chyba nie najlepiej, bo nie dość, że skończyłam ostatnia to jeszcze pani de Barigga rzuciła tylko, że musi się zastanowić. Nawet nie wiem co zrobiłam źle albo czy cokolwiek było znośne. Gdyby mi chociaż powiedziała co poprawić... - anielica westchnęła, widać było, że czuje się niepewnie. Nikt nie lubi kiedy ignoruje się jego starania, a Luisa miała nie mały talent do trzymania swoich uczniów w niepewności - Tyle dobrze, że chociaż nie skrytykowała mnie jak niektórych... Później rozdzielała nam część zadań na pokaz mody, tu przynajmniej miałam takie szczęście, że okazało się, że będę pomagała Sam przy strojach - odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Wiesz co? Mam pomysł... Zjedzmy coś, dobierzmy się do resztki nalewki, która ocalała w spiżarce i chodźmy spać... - zaproponowałem. 
- Ja zrobię kolację - stwierdziła i położyła mi dłoń na ramieniu, żeby zatrzymać mnie kiedy zacząłem się podnosić. - Ty lepiej odpocznij.
Nie miałem szczerze siły się kłócić. Położyłem się za to, bo głowa zaczęła mi nieźle ciążyć. Przymknąłem oczy chcąc tylko trochę odpocząć... poczekać na to, aż Coral wróci z kuchni...

Obudziłem się następnego dnia i to lekko przed południem. Czułem się jak odgrzane zwłoki, ale było i tak o wiele lepiej niż wczorajszego wieczora. Wstałem więc i wyszedłem z sypialni. Mojej współlokatorki już nie było w domu. Zalazłem za to talerz kanapek i kartkę od niej z nakazem, że mam zjeść i starać się odpocząć oraz informacją, że będzie u Samanthy. 
Zjadłem w pośpiechu i ze swoich szpargałów wygrzebałem obróżkę i cieniutki, choć długi i mocny, rzemyk z klamrą.
- No dobra maluchu - zacząłem gdy złapałem prychającego na mnie liprona. - Jak masz tu zostać to musisz zachowywać się jak inne domowe zwierzaki.
Futrzak nie był zbyt zadowolony z obróżki i starał się ją sobie ściągnąć drapiąc ją łapką. Jego frustracja wzmogła się tylko, kiedy do obroży dołączył i rzemyk, który stał się smyczą. Po krótkiej szarpaninie z mnóstwem syczenia, fukania i prychania mogliśmy wyjść, a raczej ja wyszedłem, niosąc zwierzaka, bo gdy tylko przestał się szarpać stwierdził, że zapomniał jak się chodzi i udawał zdechlaka łypiąc na mnie ze złością w wielkich oczyskach. 
Niezrażony wierceniem się nowego pupila, ruszyłem do butiku Sam, poprzeszkadzać trochę dziewczynom. 

<Coral? Co porabiasz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz