Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

poniedziałek, 21 marca 2016

Tarix - (do Coral)(11.04.217 r.)

Usiedliśmy na piasku, a ja ponownie przyciągnąłem do siebie Coral. Choć widać było, że dziewczyna stara się uspokoić, to jej ciało drżało lekko, a oczy wciąż były wilgotne od łez. 
- No już, wszystko dobrze - zapewniałem, gładząc jej włosy.  
- Naprawdę przepraszam... Nie myślałam, że tak się tym przejmiesz - Yen przysiadła na brzegu wciąż w pół rybiej postaci. Widać było, że chyba pierwszy raz faktycznie żałuje swojego dowcipu. Przeważnie bawiła się przednio, nawet budząc w innych gniew.
- Już mi lepiej. - Coral znów otarła oczy i nawet lekko się uśmiechnęła, choć widać było, że robi to w sporym stopniu na siłę.
- To ja... może was zostawię. Jeszcze raz: wybacz. - Syrena zsunęła się na powrót do wody i odpłynęła.
Zostaliśmy sami, siedząc na rozgrzewającym się coraz bardziej piasku, który skrzył się oświetlany przez długie promienie słońca, unoszącego się coraz bardziej ponad horyzontem. Po niebie leniwie sunęło kilka niedużych, pierzastych obłoczków. Wietrzyk, który owiewał nas delikatnie był ciepły i przyjemny. Panował tu spokój, którego próżno było szukać gdziekolwiek indziej. Z jednaj strony miałem ochotę na taki właśnie spokój, ukojenie w ciszy i cieple dnia. Miałem także wrażenie, że potrzebuje tego potrzebuje teraz Coral, żeby nieco ochłonąć. W końcu ostatnie dni były dla niej aż za bardzo pasjonujące.
Niewiele wiedziałem o Niebie, miejscu, z którego pochodziły anioły, ale znając już nieco samą rasę miałem pewne wyobrażenie. Wątpiłem, że były tam lasy, w których można się było pogubić czy demolujący wszystko nieumarli. Nawet złodziei tam zapewne nie mieli. A tutaj? Zdecydowanie przyczyniłem się do tego, że Coral przeżyła nieco więcej niż powinna.
- To co... Idziemy pobuszować w zaroślach? - spytałem, gnany nagłą potrzebą, żeby się ruszyć. Cisza i siedzenie w miejscu nigdy nie odpowiadały mi an zbyt długo, nawet jeśli tym razem były wskazane.
- No to prowadź - anielica wstała i otrzepała piach z sukienki.
- Ale jeden warunek - stwierdziłem, ujmując jej podbródek. Coral momentalnie się zaczerwieniła, ale o dziwo nie odsunęła, co wywołało u mnie mimowolną chęć uśmiechu. - Rozchmurz się trochę! - nakazałem i cmoknąłem ją w nos.
Coral zaśmiała się słodko i ruszyła za mną kiedy ująłem jej dłoń, by poprowadzić ją w stronę jednej z licznych, wąskich ścieżek. Szliśmy powoli, a moja towarzyszka co chwilkę rozglądała się zafascynowana.
Las na wyspie był zdecydowanie inny niż ten porastający pasmo górskie czy nawet Gaj. Wiele roślin miało tu niezwykłe dość kolory. Najczęściej spotykane były choćby paprocie o szkarłatnych, podłużnych liściach, sięgające mi do pasa. Drzewa o jasnych paniach owijały pnącza o mocno zielonych liściach i sporych rozmiarów pomarańczowych kwiatach. Najciekawsze były jednak sporych rozmiarów drzewa o drobnych listkach w odcieniu fioletu. To właśnie one rodziły nieduże, żółtawe owoce, które nie dość, że były wyborne to wystarczyło ich ledwie kilka by objeść się do syta.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna - rzuciłem i ruszyłem w stronę owocującego drzewa.
- Uważaj na siebie - poprosiła, gdy zgrabnie wskoczyłem na gałąź i podciągnąłem się. Kawałek po kawałku wspinałem się wyżej, by w rezultacie dotrzeć do rozłożystej korony i najsłodszych, wystawionych na słońce owoców.
- Łap! - krzyknąłem i zacząłem zrzucać jej kolejne żółto-rumiane kuleczki. Gdy na kępie mchu obok Coral zebrał się już ładny stosik, ruszyłem w dół. Nie było to trudne. Widać było jednak, że anielica bacznie śledzi mnie wzrokiem lekko rozkładając co chwilę skrzydła, jakby gotowa była wzbić się w powietrze. Sądziłem jednak, że las był zbyt gęsty.
- No wcinaj - zachęciłem ją, kiedy usiedliśmy pod drzewem. Sam wziąłem owoc i wpakowałem cały do ust. Owoce były niezwykle słodkie, a ich smak był czymś między winogronem, a gruszką, podczas gdy miały konsystencję dojrzałej brzoskwini. Obrane z cienkiej, pokrytej drobnym meszkiem skóry były śliskie od soku.
- Oho... mamy złodziejaszka - wyszeptałem i wskazałem Coral nieduży, pucołowaty ryjek wychylający się niepewnie z kępy żółtawej trawy. Duży, czarny nosek niuchał zawzięcie, a ogromne oczy spoglądały uważnie czy aby na pewno siedzimy spokojnie i nie obserwujemy leżących między nami, a zwierzątkiem owoców.
Lipron cofnął się, wystraszony. Nie uciekł jednak.
- No masz, maluchu. - Coral ostrożnie wyciągnęła w jego stronę dłoń z owocem.
Zwierzak łypał na nią podejrzliwie, jednak potencjalny posiłek okazał się na tyle kuszący, że futrzak ostrożnie chwycił owoc w ząbki, by znów zniknąć w kępie roślin.
Jeszcze przez jakiś czas chodziliśmy po lesie. Humor Coral wyraźnie się poprawił. bo dziewczyna dała się nawet namówić na mały wyścig w stronę plaży. Musieliśmy jednak wracać do miasta i cywilizacji. Tym bardziej, że moja towarzyszka chciała jeszcze dziś iść na swoje pierwsze zajęcia.
Gdy mieliśmy już wsiadać na łódkę zatrzymało nas świergotanie przeplatające się z piskiem.
- Chyba ktoś cię polubił - stwierdziłem, kiedy metr dalej stanął lipron, którego wcześniej widzieliśmy. Zwierzak wpatrywał się w nas swoimi ogromnymi, smutnymi oczyma, świergotając żałośnie. Widać było, że jest młodziutki i całkiem niedawno odłączył się od matki.

<To co? Zostaniesz mamusią tej ślicznej krzyżówki lotopałanki z kurczakiem? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz