Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

wtorek, 8 marca 2016

Math - Co było pierwsze, drzewo czy kobieta? (do Deidre)(09.04.217 r.)

Driady od zawsze były nieznośne. Dokuczały na każdy możliwy sposób, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, za jakie utrapienie ma je społeczeństwo. Zjawiały się w niewłaściwych momentach, zagadując i 'kusząc' swoim wątpliwym urokiem. Ich ulubionym momentem na zakłócenie mojego spokoju było polowanie. Chichotały opętańczo, rzucały niewyszukanymi komplementami, płosząc moją zwierzynę. Niweczyły moje plany, pozbawiając mnie mojego źródła zarobku. Wiele razy próbowałem je przepędzić, w końcu musiałem mieć co jeść i za co żyć. Jednak Driady były nieugięte, gdy jedną się przegoniło to wracały trzy kolejne. Jak jakieś cholerne łby hydry. 
Nie mogłem też powiedzieć, że całkowicie nie znosiłem Driad. Miałem dla tych istot pewną nić zrozumienia, związaną z moim pochodzeniem. Niektóre z nich uciekły do tego wymiaru, szukając dla siebie schronienia. Zupełnie tak jak ja i moi pobratymcy. I na tym  kończyły się nasze podobieństwa, oraz moja sympatia do tych żyjących kawałków drewna.
Tym razem jednak było inaczej. Nie spotkałem podczas mojego polowania ani jednej Driady. Czy mnie to w jakiś sposób uspokoiło? Wręcz przeciwnie. Nie spotkałem żadnej rozchichotanej dziewczyny, a to oznacza, że coś planują. Wielkie coś, które może skrzywdzić co najmniej jedną istotę. 
Poprawiłem jelenia, którego martwe ciało przełożyłem przez ramię, by wygodniej było mi je nieść. Czekało mnie jeszcze wiele pracy nad tym truchłem, ale nie chciałem myśleć o tym, dopóki nie dowiem się, co takiego leśne istoty wymyśliły. Nie powiem, że nie martwiłem się tym. W końcu przez ostatni ich wybryk, Gaj prawie poszedł z dymem. Na nic się zdawały tłumaczenia Liliope i groźby. Ogień i tak został podłożony przez sfrustrowane kobiety, których mężczyźni udali się do Gaju w wiadomym celu. 
Odrobina przyzwoitości każdemu by się przydała. 
Odpowiedź na trapiące mnie pytanie pojawiła się całkiem przypadkiem. Na drodze prowadzącej do mojego domu. Najpierw usłyszałem prośby o pomoc, przerywane szlochem. Odłożyłem na kępę mchu jelenie zwłoki, żeby nic mnie nie obciążało w razie interwencji. Udałem się za źródłem hałasu, a gdy tam dotarłem - znalazłam Driady oraz to, co właśnie zamierzały.
Uniosłem zdumiony brwi, przyglądając się zastanemu widokowi. Siedząca, oparta o drzewo kobieta, wyciągała przed siebie ręce, próbując odepchnąć od siebie trzy Driady, które ewidentnie coś od niej chciały. Nie zważały na jej płacz i ciche prośby, tylko zdejmowały z niej ubrania.
Zaraz... Przetarłem oczy, jednak obraz nie zniknął, ani nie zmienił. Driady naprawdę dobierały się do kobiety. Czyżby im z tej całej frustracji pomieszało się w głowach?
Z jednej strony byłem ciekawy tego co się działo. To było dość niezwykłe. Patyczaki, które nagle zmieniły swój obiekt zainteresowania, nawet nie zauważyły mojej obecności. Zerknąłem jeszcze raz na zapłakaną twarz ciemnowłosej. Odetchnąłem głęboko, nie będąc w stanie odejść na krok, widząc damę w opałach. Pijaną w sztorc damę, ale nie zmieniało to faktu. 
- Macie problemy z moją samicą? - warknąłem, wychodząc bardziej z cienia i podszedłem do Driad, które niechętnie oderwały się od swojego zajęcia, by na mnie spojrzeć.
- Twoją samicą? - prychnęła jedna z nich, uśmiechając się do mnie kpiąco. Zmierzyła mnie wzrokiem, prostując nieco sylwetkę. - Może chcesz do nas dołączyć? Skoro to twoja samica.
Zawarczałem groźnie, zmieniając nieco moją sylwetkę by stała się masywniejsza. Choć i bez tego przerastałem niemalże trzykrotnie roślinne istoty. Dwie z nich odsunęły się od ciemnowłosej, zdając sobie sprawę z tego, że moje łapy są na tyle ciężkie, by połamać ich kończyny bez większego wysiłku. 
Wyciągnąłem z pomiędzy nich kobietę, którą przycisnąłem do swojego boku, jedną z dłoni kładąc na jej piersi. Podkreślając tym jej rzekomą przynależność do mojej osoby. Miałem tyle szczęścia, że dziewczyna nie do końca kontaktowała z naszym światem i nie oponowała, gdy zacząłem ją dotykać. Sama objęła mnie rękoma, wtulając się we mnie z cichym pomrukiem. Odruchowo zacisnąłem palce na jej ciele, mając jednak na uwadze to, by nie używać zbyt wiele siły. Nie chciałem jej skrzywdzić przy mojej nagłej ratunkowej akcji.
- Ciepło... - zamruczała, ukrywając twarz w mojej koszuli. Usłyszałem jak wciąga gwałtownie powietrze, wdychając mój zapach. Zaśmiała się przy tym pijacko, ocierając się o mnie delikatnie. Więc kwestię tego czy ona będzie w stanie udawać moją samicę, mamy załatwioną.
- Jeżeli wam życie miłe, zostawcie moją samicę w spokoju - zmierzyłem surowym spojrzeniem Driady, na których twarzy widziałem spore wątpliwości odnośnie tego, co chciałyby uczynić dalej. Widziałem, że z jednej strony chciały postawić na swoim, ale nie chciały zadzierać z niedźwiedziem. Warknąłem, robiąc krok w ich kierunku, a one uciekły w popłochu, psiocząc pod nosem na niewychowanych, gburowatych mężczyzn. - Idziemy, kobieto - mruknąłem do przymilającej się do mnie nieznajomej, która z uwielbieniem wymalowanym na twarzy, wciskała nos w moje ubranie. Nie byłem w stanie jej od siebie odsunąć, ani przesunąć w żadnym kierunku. Z ciężkim westchnieniem ująłem ją za biodra, podniosłem i przerzuciłem przez ramię. 
Nim ruszyliśmy dalej, prosto do mojej groty, wróciłem do miejsca, w którym zostawiłem jelenia. Skoro już jedno moje ramię było zajęte, nie widziałem sensu by obciążać także i drugie. Dlatego złapałem truchło za nogę i pociągnąłem. Najwyżej skóra straci na wartości, nieznacznie. Więc pozwoliłem sobie na to, bez ciężkiego uczucia na sercu. 
- Dokąd mnie zabierasz - zapytała dziewczyna, błądząc dłońmi po moich plecach, uciskając niektóre miejsca i gładząc inne.
- Jeżeli uważałem kobiety za utrapienie, to pijane kobiety są zdecydowanie poza skalą - powiedziałem głośno, podrzucając nieco dziewczyną, by zaprzestała tego co robi. Rozpraszała mnie.
- Nie jestem pijana! - zaprotestowała, próbując się podnieść, by na mnie spojrzeć. Wbijała mi przy tym łokcie w bark, uciskając dopływ krwi. Syknąłem ostrzegawczo, podrzucając nią raz jeszcze, przy czym zapiszczała głośno, opadając jednak posłusznie do poprzedniej pozycji. 
Kiedy dotarliśmy do mojej groty, postawiłem ją ostrożnie na ziemi. Odchyliłem kawał drewna, służący mi za prowizoryczne drzwi. Nieszczęsną pamiątkę po włamaniu dzikiej istoty, która musiała zwęszyć mięso. Zaniosłem ciało jelenia do jaskini, chowając go w jednym z pomieszczeń, służącym mi za spiżarnię. Gdybym zostawił je na zewnątrz, jakieś zwierze mogłoby pożreć moją zwierzynę, a nie mogłem sobie na to pozwolić. 
Dziewczyna udała się za mną,  ciekawością rozglądając się po pomieszczeniu. Nawet jeśli byłem niedźwiedziem lubiłem wygodę, więc moja jaskinia nie była zwyczajnym domem z kamienia, wypełnionym słoną, na której spałem i kośćmi, będącymi pamiątka po moich ofiarach. 
Na środku znajdowało się ogromne łóżko, mogące pomieścić mnie w mojej niedźwiedziej formie i zostawało jeszcze miejsce dla innej istoty. Choć jeszcze nikomu nie pozwoliłem zostać tu na noc. Do tego dochodziło kilka niewielkich szafek, przechowujących cały mój dobytek. Było tu sporo miejsca, a także i sporo rzeczy. Panował przepych, choć wydawałoby się, że w takim miejscu jak to, nie będzie to możliwe. Gotowałem na zewnątrz, tak samo i swoje fizjologiczne potrzeby. Jakby nie patrzeć, mój dom miał dość mierną wentylację. Wiele razy myślałem, by przenieść się do miasta, jednak nie widziałem w tym sensu. Byłem samotnikiem, to miejsce było moją ostoją, gdzie nikt mnie nie nachodził. 
- Rozbieraj się - powiedziałem do dziewczyny, podając jej ręcznik, którym mogłaby otrzeć swoją skórę z wilgoci. Jej ubrania były przemoczone, nie wiedziałem, czy to od wieczornej rosy, czy przypadkiem po drodze nie wpadła do jakiejś sadzawki. W każdym razie, trzeba było je wysuszyć, inaczej ciemnowłosa się pochoruje i będę miał ją dłużej na swojej głowie.
- Ja nawet nie znam twojego imienia - odparła, patrząc na mnie zamglonym od alkoholu wzrokiem. Czknęła głośno, tracąc na chwilę równowagę. I ta chwila wystarczyła, by od bolesnego upadku powstrzymały ja jedynie moje dłonie. 
- Jestem Math, a teraz łaskawie zdejmij ubrania - parsknąłem, pomagając dziewczynie powrócić do pionowej pozycji. Wymruczała coś, że nie chce, że nie powinna, że wciąż za słabo się znamy. Że się wstydzi. - Wierz mi, że nie masz niczego, czego bym nie widział.
To ją chyba zachęciło, bo z zaciętym wyrazem twarzy zaczęła zdejmować z siebie kolejne warstwy odzieży. Żeby nie przyglądać się za bardzo i nie krępować jej tym, zająłem się przygotowaniem wszystkiego przed snem. Kątem oka jednak zerkałem w jej kierunku, musząc przyznać, że choć widziałem niejedno kobiece ciało, nieznajoma była naprawdę zjawiskowa. Smukła, jędrna, krągła w tych miejscach, gdzie krągła być powinna. Najbardziej zachwyciły mnie jej pośladki w kształcie serca. Osobiście, uwielbiałem ten rodzaj kształtów u kobiet. Przywróciłem się do porządku, gdy ciemnowłosa spojrzała na mnie, unosząc wysoko jedną brew. No cóż, przyłapała mnie. W końcu byłem tylko mężczyzną.
Niestety nie mogłem rozpalić ogniska, dym mógłby nas zadusić, nie znajdując ujścia. Jedynym pomysłem na ogrzanie, którzy przyszedł mi do głowy, będący zarazem najlepszym z możliwych, była bliskość drugiej istoty. A do tego sprawdzałem się wręcz idealnie. Zwłaszcza w swojej zwierzęcej formie, której nie omieszkałem teraz przybrać.
Stałem się ogromnym niedźwiedziem, pokrytym grubym, wciąż zimowym futrem. Pokręciłem potężnym łbem, próbując otrząsnąć się z chwilowego szoku, który zawsze wywoływała u mnie przemiana. 
Wszedłem na łóżko, którego deski zatrzeszczały od mojego ciężaru i uwaliłem się idealnie na środku, zostawiając trochę miejsca dla dziewczyny. Zrozumiała moje zamiary, bo podeszła do mnie i z radosnym uśmiechem, wtuliła się we mnie, wczepiając palce w moje szorstkie futro.
- Jestem Dei, panie Misiu - wymamrotała niewyraźnie, gdy mocno przyciskała twarz do mojego boku, jakby chciała przeniknąć przez moja skórę i powąchać wnętrze.
Zaśmiałem się chrapliwie na stwierdzenie "panie Misiu", zupełnie nie pasowało ono do mojej postury. Jakbym był jakimś łagodnym misiem, który znajduje się w łóżeczku dziecka, gotowy zawsze wchłonąć w pluszowe ciałko każdą ze słonych łez.
Szturchnąłem ją mocno nosem, próbując przesunąć na łóżku tak, by nam obojgu było wygodniej. Szczerze wątpiłem w to, by pół leżąc, pół siedząc dziewczyna była w stanie wstać następnego poranka w miarę wypoczęta. Kaca nie uniknie, to było pewne. 
- Śpij już - mruknąłem, samemu przymykając oczy. Położyłem łeb na łapach, rozkoszując się delikatnym dotykiem dłoni, które gładziły mój grzbiet. Sprawiało to, że czułem się coraz bardziej rozleniwiony, coraz bardziej senny.
Choć nadal uważałem, że pijane kobiety to same problemy. 

<Dei, jestem ciekawa Twojej pobudki. Co powiesz na wielkiego, groźnego pana Misia? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz