Co mi się śniło? Jakiś budynek. Na pierwszy rzut oka wyglądał mi na jakieś zamczysko, ale od środka przypomina bardziej jakąś szkołę. Krążyłam jego korytarzami już od kilku miesięcy. Zawsze jak kładłam się spać, śnił mi się ten sen. Na początku było to frustrujące, bo w końcu ile można chodzić bez celu? Od niedawna zaczęło mnie to w sumie przerażać. Nie mogłam uciec od nieustannej wędrówki, która przyprawia mnie o dreszcze, gdy tylko o niej myślę. Wolę już sen o kolorowych jednorożcach skaczących po tęczy! Do niedawna szczerze go nienawidziłam, ale teraz jakby się zastanowić, wydawał się korzystniejszą opcją.
Co się właściwie stało? To pytanie krąży po moim umyśle od jakiegoś czasu. Ostatnie co pamiętam to moment, w którym się kładłam spać i ten ,,koszmar". A teraz wędruję przez jakiś las z prychającą jaszczurką!
Rano obudziłam się na łące z Lazurusem u boku, gad wydawał się być również zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Na moje nieszczęście pojawiłam się tutaj tak jak mnie Bóg stworzył. Dziękowałam temu komuś (lub czemuś), który mnie tu przysłał, że obok siebie znalazłam bieliznę, jeansy i T-shirt.
Postanowiłam, że pójdziemy w las, ale chodziliśmy już z godzinę, a końca wędrówki nie było widać. Gdybym była wystarczająco mądra zmieniłabym się w smoka, niestety aktualnie było to niemożliwe, gdyż wokoło było za mało miejsca. A może wejść na drzewo i spróbować coś wypatrzeć?
Stanęłam gwałtownie rozważając takie wyjście, co spotkało się z niezadowolonym syknięciem Lazura. Przyjrzałam się lepiej miejscu, w którym się zatrzymałam. Otaczało mnie mnóstwo drzew obrośniętych zielonym mchem, a w powietrzu dało się wyczuć wilgoć, której tak bardzo nie lubiłam. Światło słoneczne nie docierało do mnie przez gęste korony drzew. Gdzie nie spojrzeć dominowała zieleń.
Spróbowałam wdrapać się na najniższe drzewo, ale upadłam z plaśnięciem na tyłek. Mech otaczający pień był zbyt mokry i śliski. Westchnęłam zrezygnowana i położyłam się na miękkiej trawie. Nie minęło kilka sekund, a poczułam nacisk na brzuchu. Lazurus wlazł na mnie i zaczął podskakiwać, drapać i ciągnąc bym się ruszyła.
Ał! Ta głupia jaszczurka ugryzła mnie w nogę! Wstałam gwałtownie zrzucając z siebie niebieskie cielsko gada. Syknął z niezadowolenia i pacnął mnie ogonem w łydki bym się ruszyła.
- Dobra już idę - wyrzuciłam ręce w górę w geście obronnym. Nie przeszłam kilka kroków, a potknęłam się o wystający korzeń. Gratulacje dla mojej koordynacji ruchowej w ludzkim ciele!
Wylądowałam w jakiejś głębokiej dziurze. Z góry patrzył na mnie Lazur potrząsając łbem z dezaprobatą. Podniosłam się i niezgrabnie wygramoliłam na górę. Wyjęłam sobie sterczące gałązki z włosów i otrzepałam jeansy z ziemi. Mogę się założyć, że wyglądałam teraz gorzej niż strach na wróble.
Zirytowana ruszyłam dziarsko przed siebie. Wolne tempo marszu tylko podjudziło moje sfrustrowanie, więc zaczęłam biec, co chwilą potykając się o wystające korzenie.
Czy ja widzę koniec tego lasu?! Tak to musi być to! Przyspieszyłam tempa i gdy już byłam przy upragnionym wyjściu z tego cholernego buszu nogi mi się poplątały i runęłam jak długa na ziemie.
- Nic ci nie jest?- zapytała jakaś nieznajoma mi osoba. Podniosłam się na kolana i zobaczyłam przed sobą wyciągniętą dłoń. Zignorowałam ten gest i wstałam samodzielnie, otrzepując sobie po raz kolejny spodnie.
- Nie, wszystko okej - odparłam chłodno nieznajomemu.
Co się właściwie stało? To pytanie krąży po moim umyśle od jakiegoś czasu. Ostatnie co pamiętam to moment, w którym się kładłam spać i ten ,,koszmar". A teraz wędruję przez jakiś las z prychającą jaszczurką!
Rano obudziłam się na łące z Lazurusem u boku, gad wydawał się być również zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Na moje nieszczęście pojawiłam się tutaj tak jak mnie Bóg stworzył. Dziękowałam temu komuś (lub czemuś), który mnie tu przysłał, że obok siebie znalazłam bieliznę, jeansy i T-shirt.
Postanowiłam, że pójdziemy w las, ale chodziliśmy już z godzinę, a końca wędrówki nie było widać. Gdybym była wystarczająco mądra zmieniłabym się w smoka, niestety aktualnie było to niemożliwe, gdyż wokoło było za mało miejsca. A może wejść na drzewo i spróbować coś wypatrzeć?
Stanęłam gwałtownie rozważając takie wyjście, co spotkało się z niezadowolonym syknięciem Lazura. Przyjrzałam się lepiej miejscu, w którym się zatrzymałam. Otaczało mnie mnóstwo drzew obrośniętych zielonym mchem, a w powietrzu dało się wyczuć wilgoć, której tak bardzo nie lubiłam. Światło słoneczne nie docierało do mnie przez gęste korony drzew. Gdzie nie spojrzeć dominowała zieleń.
Spróbowałam wdrapać się na najniższe drzewo, ale upadłam z plaśnięciem na tyłek. Mech otaczający pień był zbyt mokry i śliski. Westchnęłam zrezygnowana i położyłam się na miękkiej trawie. Nie minęło kilka sekund, a poczułam nacisk na brzuchu. Lazurus wlazł na mnie i zaczął podskakiwać, drapać i ciągnąc bym się ruszyła.
Ał! Ta głupia jaszczurka ugryzła mnie w nogę! Wstałam gwałtownie zrzucając z siebie niebieskie cielsko gada. Syknął z niezadowolenia i pacnął mnie ogonem w łydki bym się ruszyła.
- Dobra już idę - wyrzuciłam ręce w górę w geście obronnym. Nie przeszłam kilka kroków, a potknęłam się o wystający korzeń. Gratulacje dla mojej koordynacji ruchowej w ludzkim ciele!
Wylądowałam w jakiejś głębokiej dziurze. Z góry patrzył na mnie Lazur potrząsając łbem z dezaprobatą. Podniosłam się i niezgrabnie wygramoliłam na górę. Wyjęłam sobie sterczące gałązki z włosów i otrzepałam jeansy z ziemi. Mogę się założyć, że wyglądałam teraz gorzej niż strach na wróble.
Zirytowana ruszyłam dziarsko przed siebie. Wolne tempo marszu tylko podjudziło moje sfrustrowanie, więc zaczęłam biec, co chwilą potykając się o wystające korzenie.
Czy ja widzę koniec tego lasu?! Tak to musi być to! Przyspieszyłam tempa i gdy już byłam przy upragnionym wyjściu z tego cholernego buszu nogi mi się poplątały i runęłam jak długa na ziemie.
- Nic ci nie jest?- zapytała jakaś nieznajoma mi osoba. Podniosłam się na kolana i zobaczyłam przed sobą wyciągniętą dłoń. Zignorowałam ten gest i wstałam samodzielnie, otrzepując sobie po raz kolejny spodnie.
- Nie, wszystko okej - odparłam chłodno nieznajomemu.
<Ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz