Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

sobota, 5 marca 2016

Hessan - Z driadami czuję się lepiej... (do Norei)(09.04.217 r.)

Kiedy przekroczyłem pierwszy pas drzew poczułem się o wiele lepiej. Zieleń wokół mnie, chłód trawy pod moimi stopami i orzeźwiający wiatr, który mnie otaczał sprawiały mi szczerą przyjemność. Uspokajało mnie to i sprawiało, że znów czułem się bezpiecznie. Jeszcze lepiej miałem się poczuć przy wierzbie i strumyku. W miejscu, do którego się przywiązałem i w które być może przyjdzie mi wrosnąć, aż stanę się jednym z duchów tej ziemi. W końcu taki właśnie był zielony lud. Takie były driady, których moc była największa w ich własnych gajach, miejscach, gdzie wykiełkowały i dorosły lub tych, w których zapuściły korzenie, gdy zostały przez nie wybrane. Nimfy były podobne, z tą różnicą, że miały one jedynie mały skrawek świata. Strumień, drzewo, polanę. Ich malutki, własny świat, który wołał je i dawał im siłę i poczucie bezpieczeństwa. 
Mi z racji tego, jaki się urodziłem nie było łatwe znaleźć swój skrawek świata, miałem jednak nadzieję, że tym razem choć nieco się udało. 
Ruszyłem przemykając niespiesznie między rozłożystymi krzewami i konarami drzew. Ogarnęła mnie błoga lekkość. Czułem się wolny i szczęśliwy.
Mój spokój zmącił krzyk. Pełne paniki i bólu wołanie o pomoc. Ruszyłem niezwłocznie w jego kierunku. Zrobiłem to odruchowo, nie myśląc nawet nad tym co mogło tam czekać i czy będę w stanie pomóc. W końcu nigdy nie byłem ani silny, ani odważny. Chciałem jednak spróbować chociaż.
Wybiegłem na polanę. Ujrzałem tam dziewczynę, klęczącą przy ledwo oddychającym anpranie. 
Dziewczyna była driadą. Rozpoznałem to od razu po otaczającej ją aurze. 
- Co się stało? - spytałem.
Dziewczyna drgnęła, odwracając w moją stronę zapłakaną twarz.
- Ja... nie wiem. Coś go zaatakowało i... - załkała.
Przyjrzałem się zwierzęciu, którego jasne futro splamiła obficie krew. Zwierzak ciężko oddychał, z trudem łapiąc powietrze. 
Szybko próbowałem sobie przypomnieć wszystko o leczeniu. Wszystko co wyczytałem czy podpatrzyłem u innych. Byłem na ledwie dwóch zajęciach z uzdrawiania i zdecydowanie nie czułem się an sile, by tej zdolności używać, ale nie miałem wyjścia.
Ułożyłem dłonie na sporych rozmiarów ranie i starając się skupić wymówiłem odpowiednią formułkę, mającą pomóc mi obudzić zdolność. Udało się... tylko troszkę, bo rana ledwie się zasklepiła, a ja czułem się jakbym przebiegł maraton, ale było i tak o wiele lepiej niż na początku, choćby dlatego, że krwawienie ustało.
- Trzeba go stąd zabrać - rzuciłem i wstałem, by unieść zwierze. Anpran był już co prawda spory, ale za to młody i nie zdążył nabrać ciała. Problemem było jednak to, że zwierzak był wiotki, a nie chciałem mocno go do siebie przyciskać nie wiedząc czy oprócz powierzchownych ran nie miał jakichś wewnętrznych obrażeń. 
W końcu udało mi się chwycić go na tyle pewnie, że mogłem ruszyć w stronę swojego strumyka. Rosły tam rośliny, które mogły się przydać, była woda, a do tego było tam bezpiecznie.
- Dziękuję - wyszeptała driada, kiedy anpran leżał już pod wierzbą, napojony i w nieco lepszym stanie, a przynajmniej taką mieliśmy nadzieję, kiedy jego oddech się nieco uspokoił.
- Nie ma za co. Nie zrobiłem zbyt wiele - skrzywiłem się wiedząc, że jakakolwiek inna osoba potrafiąca leczyć zrobiłaby to lepiej niż ja. - Tak w ogóle to jestem Hessan - rzuciłem, chcąc szybko zmienić temat.
- Norei - driada uśmiechnęła się i pogładziła łepek zwierzęcia z czułością. 
- A on... Jemu także pasuje dać jakieś imię. Szczególnie, że chyba cię lubi - uśmiechnąłem się mimowolnie, widząc jak misiowy łeb choć ledwie się uniósł, zbliżył się do kolan driady, zupełnie jakby chciał się w nie wtulić.

<Norei? Jak nazwiesz swoje nowe zwierzątko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz