Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

poniedziałek, 21 marca 2016

Canic - Jesteś rybą? (do Kory)(12.04.217 r.)

Tak blisko, a jednak tak daleko. Tyle godzin marszu, bez zatrzymywania, dało mi się we znaki. Delikatne, blade stopy, na których pojawiły się bolesne pęcherzyki bardzo mnie zafascynowały. Przystanąłem by spojrzeć na swoje kończyny. Kilkukrotnie nacisnąłem na nie palcem lecz bez skutku. Wziąłem więc kawałek ułamanej gałązki i nią przebiłem pęcherzyki z surowiczym płynem świetnie się przy tym bawiąc i za każdym razem wydając cichy, radosny odgłos. Zapomniałem o dwóch mężczyznach, za którymi tak długo podążałem i położyłem się na miękkiej zielonej trawie, która przy każdym powiewie wiatru muskała moje ciało. Czułem miłe łaskotanie i przy większym podmuchu chichotałem niczym dziecko. Przewróciłem się na brzuch i nagle dostrzegłem drugą istotę. Niczym jednak nie przypominającą dwie pozostałe. To stworzenie było małe i puszyste. Czaiło się i bacznie mi przyglądało. Wyciągnąłem dłoń by je pogłaskać lecz nagle odskoczyło ukazując szereg ostrych zębów. Nie zniechęciło mnie to jednak i spróbowałem ponownie. Tym razem stworzenie ugryzło mnie i szybko uciekło. Bardzo bolało. Podniosłem dłoń i ujrzałem ślady zębów, z których skapywały kropelki dziwnej substancji. Nie przypominała ona dobrze znaną mi wodę. Była odrobinę gęstsza i miała szkarłatny odcień. Speme mówiła. Mówiła, że Canic może zostać zraniony i zabity, ale nie wspominała o tej substancji. Zapamiętałbym. Uniosłem dłoń wyżej do swych ust. Spróbowałem jednak nie odczułem żadnego smaku. Ból jednak pozostał. Trzymałem więc dłoń przy ustach do czasu, aż zniknął. Rozejrzałem się dookoła by upewnić się, że jest sam. Skupiłem się na tyle ile potrafiłem i zamroziłem skaleczone miejsce. Zadowolony z siebie chciałem ruszyć dalej. Wtedy przypomniałem sobie czemu się tu znalazłem. Zacząłem szukać dwóch istot, które dawno ruszyły beze mnie. Poczułem nieprzyjemny ucisk w sercu. Był to smutek, którego doznawałem już nie po raz pierwszy. Nie wiedząc co dalej, usnąłem oparty o rosnące nieopodal drzewo. Jeszcze uda mi się trafić do Akademii, a gdy tak się stanie oni mi pomogą.
Następnego ranka obudziłem się wraz ze słońcem. Drzewo, przy którym spałem pokryte było warstwą lodu aż po same czubki. Również trawa, która wcześniej zielona była teraz zmrożona. Śpiew ptaków, który witał mnie każdego poranka tym razem ucichł. Spojrzałem w górę i ujrzałem ptaki. Nie mogły wydać z siebie jednak żadnego dźwięku gdyż stały się jedynie lodowymi figurkami. Odwróciłem się szybko by nie patrzeć na to co uczyniłem i ruszyłem przed siebie. Po drodze znalazłem kilka owoców, które widocznie były już przejrzałe gdyż leżały na ziemi. Były niewielkich rozmiarów, a ich kolor był pomiędzy pomarańczowym a zielonym. W smaku były bardzo słodkie, a zarazem strasznie kwaśne. Najedzony wyruszyłem w dalszą podróż choć widziałem, że sam nie dam rady nigdzie dotrzeć bez odrobiny szczęścia. Nagle twarda ziemia zmieniła się w piaszczystą plażę. To również bardzo mnie zafascynowało. Kucnąłem by bliżej mu się przyjrzeć. Nagle jednak poczułem zimną wodę obmywającą kostki. Szybko odskoczyłem choć znowu podszedłem bliżej gdyż spodobało mi się to uczucie. W oddali ujrzałem istotę podpływającą do brzegu. To ryba! Widziałem ogon! Jednak z wody wynurzyła się naga postać kobiety. Mimo pięknego ciała czuła się skrępowana. Canic ma ubrania. Mogę się podzielić. Zawołałem istotę.
- Rybo! - co innego mogłem krzyknąć? Nie znałem istot z tego świata, ale wiedziałem, że do mnie podejdzie. Zdjąłem koszulkę i tak nie wiedziałem po co ją noszę. Kobieta szła w moim kierunku dalej zakrywając swoje ciało. Nie zbliżyła się jednak do mnie całkowicie co mnie trochę zasmuciło. Rzuciłem koszulkę w jej kierunku, a ona ją zręcznie złapała.
- Nie jestem rybą - mruknęła zakładając ubranie na siebie przedtem odwracając się tyłem. Wstydliwa istota. Moja koszulka sięgała jej do połowy ud i choć dalej większość jej ciała była odkryta zachowywała się bardziej swobodnie. Ja natomiast pokazywałem brzuch, który miał zabawny otwór. Speme mówiła na to pępek. Nawet nazwę ma zabawną. Jednym palcem trafiłem do środka i lekko się uśmiechnąłem. Znowu odpłynąłem myślami.
- Ale masz ogon - stwierdziłem po chwili.
-Tak to już jest z nami syrenami - zaśmiała się. Tylko przekręciłem głową. Nie rozumiałem co było w tym takiego śmiesznego.
- Czym jest syrena?
- Nawet zabawne. A czym ty jesteś? - spytała nie odpowiadając na pytanie. Byłem ciekawy co to jest ta "syrena". Może to jakiś gatunek ryby. Nie wiem. Mimo to przedstawiłem się.
- Jestem Canic Majoris.
- Nie o to mi chodziło - westchnęła. Jak to nie? Chyba wiem kim jestem. Tak mówi Speme, a ona się nie myli. - Chodziło mi o twoją rasę, ale miło, że się przedstawiłeś.
Przekręciłem głowę lekko w bok. Istota miała duże zielone oczy. Prawie jak ta świeża trawa, na której tak przyjemnie się leżało. Cały czas mówiła jednak trudne słowa. Syrena? Rasa?
- Co to rasa? - spytałem ponownie.
- Ty naprawdę nie wiesz. Jest wiele ras na przykład krasnoludy, elfy czy smoki. Każda z nich wyróżnia się na swój sposób.
- Już wiem! Już wiem! -krzyknąłem radośnie - Canic to sidera. Speme tak mówiła.
- Kim jest Speme? - spytała istota. Jak można nie wiedzieć? Miałem nadzieję, że tego nie słyszy. Mogłaby się zezłościć i obrazić.
- Ona mnie stworzyła - dumnie wypiąłem pierś, a na mej twarzy zagościł uśmiech. Istota zmarszczyła brwi, ale nie pytała dalej. - Dokąd zmierza syrena?

<Kora? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz