Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

piątek, 11 marca 2016

Alan / Adriel - Odrobinka słodyczy (+18)(09.04.217 r.)

Przed domem Alana zawahałem się. Pierwszy raz w życiu, po prostu nie miałem odwagi od tak tam wparować. To było zdecydowanie coś niezwykłego, bo nigdy, przenigdy nie miałem problemu z podglądaniem innych istot. Bez względu na to czy był to gargulec, czy ktokolwiek inny. Tym razem sprawa była jednak poważna. Szczególnie, jeśli to wszystko co mówiła Dei było prawdą. A musiało być, prawda? Nawet ona nie wymyśliłaby czegoś takiego…
Westchnąłem jeszcze raz, powtórnie migając i w niematerialnej formie wśliznąłem się do wnętrza budynku. Tam stanąłem już jako fizyczny byt, by ruszyć powoli w stronę łazienki.
- Alan…? - spytałem, ostrożnie zaglądając do pomieszczenia, w którym słychać było plusk spływającej wody. Pomieszczenie było zaparowane i zapewne gdybym faktycznie musiał oddychać ilość wilgoci nieźle by mi to utrudniała.
Spojrzałem na kabinę prysznicową. Stał w niej mój słodki gargulec. Wyglądał na naprawdę chorego. Był chyba jeszcze bledszy niż zawsze, a przecież jego skóra była niezwykle jasna. Może to za sprawą tego, że jedyna plama koloru, którą były jego różowe włosy, również powróciła do naturalnej, białej niemal barwy. A może to jego wzrok, mętny i rozbiegany? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem tylko, że ten widok rozrywał mi po prostu serce.
Podszedłem bliżej, wchodząc do kabiny, zakręcając wodę i pogładziłem Alana po policzku.
- Jestem tutaj… - wyszeptałem, kiedy spojrzał na mnie zaskoczony, zupełnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z mojej obecności, a przecież zdawało mi się, że jego oczka spoczęły już na mnie, gdy tu wszedłem.
*
- Ad - wychrypiałem, próbując skupić swój wzrok na duchu. Nie szło mi to najlepiej, obraz zbyt szybko się rozmywał, gdy choć przez chwilkę wpatrywałem się w jedno miejsce. - Nie powinieneś przychodzić…
Zacisnąłem palce na jego nadgarstku, chcąc w pierwszym odruchu odsunąć od siebie jego ręce. Nie potrafiłem się na to zdobyć. Zamiast tego wtuliłem policzek w jego dłoń, rozkoszując się chłodem jego skóry. Przez myśl przeszło mi, że może jednak Dei miała rację. W końcu ten delikatny dotyk sprawił, że to całe gorąco we mnie przestało być tylko dokuczliwym ciepłem. Nie zniknęło, ale stało się dziwnie przyjemne, już nie bolesne i kojarzące się negatywnie. Przez krótką chwilę zapragnąłem więcej, więcej niż mógłbym dostać i więcej niż Ad mógłby mi w tej chwili dać, zaraz odepchnąłem od siebie tę myśl, przerażony pragnieniami mojego ciała, przejmującego władzę nad moim umysłem. Chciałem odsunąć się, jednak na przeszkodzie stanęła mi ściana, znajdująca się za moimi plecami. W efekcie oparłem się o nią, nie będąc zdolnym, by uciec od narastających na sile pragnień. Ukryłem twarz w dłoniach, nieudolnie walcząc resztką sił z tym co czuć zaczynałem.
- Sprawiasz, że zaczynam czuć się dziwnie. Proszę… Nie chcę byś widział mnie w takim stanie.
*
- Głuptas - skarciłem go delikatnie i mimo jego protestów przyciągnąłem do siebie.
Gładziłem czule jego mokre włosy, tuląc go do siebie. Czułem jaki był rozpalony, jak drżał na całym ciele. Był przy tym spięty. Widać było, że to wszystko przerastało go i męczyło.
- W jakimkolwiek stanie byś nie był, zawsze będziesz cudny, więc nie gadaj bzdur - stwierdziłem całkowicie zgodnie z prawdą.
Alan od zawsze mi się podobał. Był całkiem w moim typie. Słodki, niewysoki i śliczny. A do tego był taki zawzięcie niedostępny. Po prostu pragnąłem poznać go bliżej, zobaczyć jaki jest. Zacząłem go obserwować jak to miałem w zwyczaju z każdym, kto mnie zaciekawił. Problem zaczął się kiedy to, co widziałem zaczynało mi się coraz bardziej podobać i nie chodziło tu już tylko o fizyczny aspekt. Po prostu zacząłem czuć do niego sympatię, nawet jeśli on jej nie odwzajemniał. W końcu jednak przestało to być tylko sympatia, co niezmiernie mnie męczyło. Teraz, kiedy zaczęło się między nami układać, a raczej tak myślałem, wszystko znów się skomplikowało.
- Posłuchaj mnie - ująłem jego twarzyczkę i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał. - Jeżeli naprawdę tego chcesz, to stąd wyjdę. Nie będę cię dłużej męczył, narzucał ci się, nawet pokazywał ci się na oczy jeśli tego będziesz chciał… Ale naprawdę mi na tobie zależy i chciałbym ci jakoś pomóc… zrobić cokolwiek, żebyś się tak nie męczył. A jeśli nie mogę pomóc, to chcę tu chociaż być…
*
Zadrżałem wyraźnie, gdy ciepły oddech owiał moje usta. Adriel był zdecydowanie zbyt blisko. Mąciło mi to w głowie, pobudzało całe moje ciało. Nie byłem w stanie myśleć o niczym innym, niż o jego ciele, którego twardość wyczuwałem pod opuszkami palców. O jego przyjemnym chłodzie, otulającym moją rozgrzaną skórę. Czułem przyjemne dreszcze, promieniujące wzdłuż mojego kręgosłupa, pobudzające każdą jego cząsteczkę, wzbudzające pragnienie, któremu coraz trudniej było mi się oprzeć.
- Już dłużej nie mogę, mam dość - wyszeptałem, ochrypłym od podniecenia głosem.
Zaplotłem ręce za szyją Adriela, zniżając go, by wygodniej było mi sięgnąć jego ust. Przylgnąłem do niego całym sobą, a ogień we mnie tylko nabrał na sile, napędzał mnie, zmuszał do dalszego działania, nie pozwalał mi się zatrzymać. Początkowo całowałem ducha delikatnie, niepewnie, bałem się, że mój brak doświadczenia tylko go zniechęci. Czekałem na jego kolejną reakcję, choć nie mogłem powiedzieć, że byłbym w stanie się wycofać. Cholernie go pragnąłem… Tak, to musiał być Ad.
*
To co zrobił Alan zaskoczyło mnie. Miałem wrażenie, że chłopak uprze się, wywali mnie stąd. Wreszcie zabroni mi się do siebie zbliżać, tak, jak tego od dawna pragnął. Kiedy jednak jego słodkie, gorące usta sięgnęły moich, miałem ochotę skakać i wrzeszczeć z czystej euforii.
Objąłem mocniej gargulca, pogłębiając pocałunek. Nie mogłem się powstrzymać przed błądzeniem dłońmi po jego ciele, teraz tak gorącym, że ten żar i mnie się udzielał sprawiając, że ledwie dotyk wystarczył, bym czuł mrowienie przesuwające się impulsem od opuszków palców, wyżej.
Wciąż w mojej głowie huczało od irracjonalnego przypuszczenia, że to tylko jakiś sen. Dziwaczny, niespotykany, bo przecież jako duch nie mogłem spać, śnić. Nie pamiętałem nawet jak takie sny wyglądają, jak i wszystkiego, co dotyczyło mojego życia. Tak trudno mi było uwierzyć, że Alan nie odtrącił mnie, nawet kiedy moje dłonie wylądowały na jego pośladkach, by ścisnąć je początkowo lekko, później mocniej. Co więcej, gargulec wplótł mocno palce w moje włosy, nie pozwalając bym się od niego odsunął, zostawił jego rozedrgane usta bez odpowiedniej uwagi.
Pociągnąłem go lekko, robiąc kilka kroków w tył, wychodząc wreszcie z zimnej, wilgotnej łazienki. Powolne tępo zirytowało mnie jednak. Wziąłem więc Alana na ręce, unosząc go pospiesznie i ruszyłem do jego sypialni.
*
Oplotłem nogami Adriela w pasie, kiedy tylko straciłem kontakt z podłożem. Dzięki temu też, znalazłem się bliżej chłopaka, mogłem poczuć go lepiej. Jęknąłem głośno, niekontrolowanie, gdy moje biodra otarły się o jego ciało. Wyczułem pewną, twardą część na swoich pośladkach, ocierającą się o nie przy każdym kroku wykonanym przez Ducha. Miałem wrażenie, że stała się niejako obietnicą tego, co miało wkrótce nadejść. Tego przed czym tak usilnie się broniłem, a przed czym uciec nie mogłem.
- Ad. - Wtuliłem twarz w zgięcie szyi chłopaka, przerywając pocałunek.
Nagłe uczucie strachu ogarnęło moje serce, przebijając się przez to całe pragnienie otępiające mój zdrowy rozsądek. Straciłem pewność, na chwilę zwątpiłem w to wszystko. Przestraszyłem się. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań, które wwiercały się w mój umysł, walcząc z wciąż silnym pożądaniem.
Opadłem miękko na posłanie, pociągając za sobą Adriela. Spojrzałem na niego, nie starając się nawet ukryć tego co czułem. Tej całej mieszkanki różnych, sprzecznych ze sobą emocji, które sprawiały, że nie miałem pojęcia co uczynić.
- Ad - powtórzyłem, podciągając się nieco na łokciach. Duch uniósł jedną brew, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Widziałem po jego minie, że był w stanie przerwać, gdybym powiedział choć jedno słowo, dało mi to odrobinę pewności do tego, że nie powinienem się bać mówić o tym, co mnie trapi. - Ja… Nie wiem jak to powiedzieć. Boję się. Chcę tego, ale naprawdę się boję…

*
Uśmiechnąłem się ciepło do chłopaka i lekko pogładziłem jego policzek.
- Ty się boisz… - wziąłem głęboki wdech. - Wiesz jak długo ja czekałem aż przestaniesz mnie nienawidzić? Jak długo pragnąłem znaleźć się z tobą w takiej sytuacji? Ja to dopiero mam powody do stresu. Choć raz cieszę się, że jako duch nie dostanę zawału.
Alan uśmiechnął się mimowolnie, choć zaraz znów zadrżał. Może i było to egoistyczne, i dostałbym po uszach, gdybym powiedział to głośno, ale to jak chłopak się denerwował, jak peszył i drżał, cholernie mi się podobało. Utwierdzało mnie to w przekonaniu, że naprawdę jestem pierwszy. A pierwszy raz zawsze najbardziej się pamięta. Było dla mnie bezcenne, to, że Alan zawsze już będzie o mnie pamiętał, a może i ślicznie się rumienił na samo wspomnienie. Powodowało to jednak pewien problem… Musiałem zrobić wszystko, żeby ta noc była po prostu idealna, żeby mimo wszystko było to dobrym wspomnieniem. Nie, nie dobrym. Najlepszym z możliwych.
- Nie bój się. Jeżeli cokolwiek ci się nie spodoba, sprawi ci ból, po prostu mi powiedz - poprosiłem. - Przestanę, obiecuję.

*
- Dziękuję - uśmiechnąłem się lekko, będąc naprawdę wdzięcznym za jego słowa.
To co się między nami miało stać, było czymś naprawdę wielkim, mogącym zmienić naszą dotychczasową relację. Niewiele o tym wiedziałem, ale jednego byłem pewien, nic już nie będzie takie jak wcześniej.
Rozluźniłem się, postanawiając zaufać Adrielowi. W końcu obiecał, że mnie nie skrzywdzi, mogłem mu przecież wierzyć. Dei mówiła to samo, że zależy mu na mnie. I nie zrezygnował, wciąż czekał. Nie rozumiałem tylko dlaczego.
- To nie jest tak, że cię nienawidziłem - powiedziałem, chcąc wyjaśnić jeszcze jedną kwestię. W między czasie zacząłem rozpinać guziki przemoczonej koszulki. Dlaczego dzisiaj założyłem akurat ją? Warknąłem szarpiąc za kilka ostatnich, które odpadły, z cichym stukotem odbijając się od podłogi. - Po prostu… Nie radzę sobie z innymi, nie jestem zbyt wylewny. A ty… Cholera, jesteś naprawdę bezpośredni… - chciałem dodać coś jeszcze, jednak Ad nie pozwolił mi na to.
Przerwał moją wypowiedź pocałunkiem. Długim, namiętnym, od którego zabrakło mi tchu. Gdyby nie jego usta, zapewne jęczałbym, nie panując nad swoimi reakcjami, a tak to mogłem jedynie głośno wzdychać z tej całej rozkoszy, która mnie zalewała.
Poczułem jak dłońmi rozsuwa moje uda, znajdując sobie wygodne miejsce między nimi. Nie miałem nic przeciwko. Wręcz towarzyszyło mi uczucie, że to naprawdę jest właściwe, ta cała nasza bliskość.
Poprawiłem się na łóżku, zaplatając nogi na jego biodrach, przyciągnąłem go bliżej siebie. Odchyliłem głowę do tyłu, gdy Ad zsunął usta na moją szyję, składając na niej drobne pocałunki. Zacisnąłem zęby na zaciśniętej dłoni, powstrzymując się w ten sposób od wydawania z siebie nader kompromitujących dźwięków.
*
Uniosłem wzrok, by po chwili odrobinkę się odsunąć i ująć dłoń Alana, odciągając ją tym samym od jego ust. Lekko musnąłem skórę, na której widać było ślady zębów.
- Nie rób tak… Nie powstrzymuj się, nie zasłaniaj - wymruczałem i ponownie zacząłem muskać wargami jego szyję. - Chcę cię widzieć, chcę, żebyś był calutki tylko mój.
Usłyszałem jak Alan bierze spory haust powietrza, a jego skóra stałą się jeszcze cieplejsza, szczerze wątpiłem, że to możliwe. Kiedy uniosłem ponownie wzrok, zobaczyłem ogromny, rozkoszny rumieniec na jego policzkach.
Z ogromnym uśmiechem przejechałem dłońmi po nagim, rozpalonym torsie gargulca, by dotrzeć wreszcie do spodni, które tak cholernie mi przeszkadzały, że byłem gotów je z niego zedrzeć gdyby tylko postanowiły stawać opór. Na szczęście poszło mi sprawnie i mój uroczy, zawstydzony kochanek uniósł lekko biodra, bym mógł zsunąć z niego dolną część garderoby.
W pierwszej chwili Alan próbował się zasłonić, ale powstrzymałem go. Gdyby on wiedział ile razy widziałem go już nagusieńkiego… Co dziwne, jednak ile bym nie patrzył, nie miałem dość. Leżący teraz na łóżku, zarumieniony, nagi gargulec miał zostać moim ulubionym widokiem. Szczerze wątpiłem, żebym był teraz w stanie jednak wyjść, odczepić się od niego, jak to jeszcze niedawno obiecałem. Nawet jeśli ta cała ruja mu przejdzie i wszystko wróci do smutnej normy, to i tak będę się szwendał gdzieś bliziutko i miał nadzieję, że znów stanie się coś, co nas do siebie zbliży.
- Jesteś cudny… i strasznie słodziutki - zamruczałem i schyliłem się, by lekko przygryźć jego udo. Moja dłoń w tym czasie zaczęła błądzić między jego pośladkami. Nie potrafiłem opisać rozkoszy jaką poczułem, kiedy opuszki moich palców zaczęły powoli badać wejście do jego wnętrza, by po chwili odrobinkę się w niego wsunąć. Najpiękniejszy był jednak głośny jęk, który wydobył się spomiędzy rozchylonych warg Alana.
*
- Nie jestem… Słodziutki - wyszeptałem bez przekonania, oddychając ciężko. Przymknąłem powieki, całym sobą odczuwając delikatny dotyk Ducha. Nigdy przez myśl nie przeszłoby mi, że to uczucie może być takie… Niezwykłe. Zwykle dotyk uważałem za coś niewłaściwego, irytował mnie. Teraz, każde muśnięcie, nawet to najdelikatniejsze, sprawiało, że wszystko w moim wnętrzu szalało, rozpadało się.
Nie byłem w stanie powstrzymać kolejnych głośnych jęków, nie panowałem nad reakcjami mojego ciała. Wygiąłem plecy w łagodny łuk, gdy poczułem jego palce wsuwające się w moje wnętrze. W nieznanym mi do tej pory odruchu, rozsunąłem szerzej nogi, jakby miało ułatwić to Adrielowi zbliżenie się do mnie. Miałem ochotę wpleść palce w jego włosy, przyciągnąć go bliżej, poczuć go tak blisko siebie, jak tylko mogłem. Zamiast tego zacisnąłem je na pościeli, chwytając się jej mocno, jakby była jedyną rzeczą, która utrzymywała moje zmysły przy świadomości. Nieświadomie wciągnąłem brzuch, gdy Ad postanowił poświęcić mu chwilę na czułości. Ciepły oddech owiewał skórę, wywołując na niej dreszcze. Westchnąłem głośno, gdy przygryzał delikatnie moją skórę, a następnie składał w tych miejscach kolejne pocałunki. Każda z tych pieszczot sprawiała, że rozpływałem się. Wszystko to minęło, gdy poczułem ból. Szarpnąłem się, próbując uciec biodrami, by zasygnalizować duchowi, że coś jest nie tak.
- Ad, nie - poprosiłem, patrząc na niego z niepokojem. - To boli.
*
- Przepraszam - uniosłem się i pogładziłam go po policzku, by ostrożnie pocałować. - Zaraz coś na to zaradzę… Muszę się tylko rozejrzeć. Poczekaj chwilkę.
W mgnieniu oka wyfrunąłem z pokoju, wiedząc, że tutaj nic nie znajdę. Alan nie zwykł posiadać żadnych kosmetyków, kremów czy innych tego typu rzeczy. Z resztą jego skóra była przez większość czasu litym kamieniem odpornym na uszkodzenia, więc i rzeczy takie jak nadmierne jej wysuszenie się go nie imały. Za to Dei… ona na bank miała coś na stanie. Choćby tę maść do rąk, którą zawsze trzymała przy łóżku. Oby się tylko nadawała…
Chwyciłem słoiczek ze specyfikiem i odkręciłem wieczko. Maść miała ładny zapach i co najpiękniejsze odpowiednią konsystencję, a jeżeli, jak wszystko chyba co robiła druidka, miała i lecznicze właściwości to lepiej trafić nie mogłem.
Wróciłem więc pospiesznie do Alana, który czekał niecierpliwie, choć nie było mnie ledwie minutkę.
Już teraz wszystko powinno być dobrze - zapewniłem, biorąc solidną porcję lubrykantu i delikatnie wmasowując substancję w czułe, zaciśnięte wciąż nieco miejsce.
Starałem się być ostrożny i delikatny. Wszystko robiłem powoli, wciąż badając reakcje gargulca, gotów cofnąć się jeśli tylko poczułbym jakiś sprzeciw. Kolejne ukłucie bólu, spięcie mięśni, ostrzegawczy syk. Ku mojej szczerej radości, nie znalazłem nic prócz rosnącej przyjemności. Kolejnych słodkich westchnień i przeciągłych jęków, które były najpiękniejszą melodią dla moich uszu. Co więcej, mój kochanek zaczął robić się niecierpliwy, wplatał palce w moje włosy, gdy skubałem skórę na jego szyi i klatce piersiowej. Wypychał biodra jawnie prosząc o więcej. A ja tak bardzo pragnąłem mu to dać! Tak bardzo!
Poprosiłem by się obrócił, po czym uniosłem jego biodra tak, by wypiął swoje zgrabne pośladki w moją stronę. Wdziałem jak zaczerwienił się bardziej, jak próbował schować buźkę w pościeli. Ja chciałem sprawić, by słodko pokrzykiwał z przyjemności. Tak długo na to czekałem, że nie potrafiłem uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Nawet kiedy zacząłem ostrożnie wchodzić w niego. Uczucie było cudowne i…
I nic z tego nie wyszło, bo ekscytacja wzięła górę nad wszelkimi resztkami skupienia i nim się obejrzałem, wylądowałem… pod łóżkiem, przez które pięknie przeniknąłem, jak z resztą i przez zdziwionego Alana.
*
- C-co… - wykrztusiłem, gdy zamiast oczekiwanego rozkosznego uczucia wypełnienia, poczułem zimno przenikające przez całe moje ciało, nadmiernie kontrastujące z jego gorącem.
Warknąłem rozeźlony tym, że Adriel przerwał. Rozbudził moje ciało, sprawił, że pragnąłem więcej, że ignorując wstyd i moralność, prosiłem o to. Sprawił, że stałem się taki, by zaraz się odsunąć. I to w takim momencie, gdy zacząłem go czuć, jak przyjemnie rozpychał moje wnętrze, zagłębiał się powoli, doprowadzając moje ciało do wrzenia. Nie mniej niż wściekły, byłem także zdziwiony. W końcu duch samym sobą dawał mi do zrozumienia, że naprawdę tego pragnie. Nawet bardziej niż ja, pogrążony w rui.
- Ad? - zapytałem, gdy usłyszałem żałosne jęknięcie gdzieś z okolic podłogi.
Przesunąłem się na kraniec łóżka, z zaskoczeniem zauważając, gramolącego się spod mebla mężczyznę. Prychał coś pod nosem, otrzepując nagą skórę z niewidocznych pyłków. Jego mina była bezbłędna, patrzył na łóżko z chęcią mordu, jakby było winne temu, że przez nie przeniknął. Nie sądziłem, że zwykle spokojny Ad, po którym niewiele było widać, mógł tak podekscytować się chwilą, że stracił swoją materialność.
Zagryzłem mocno usta, próbując powstrzymać się do głośnego okazania radości, jednak nie byłem w stanie. Roześmiałem się, a kilka łez spłynęło po moim policzku. Przyłożyłem dłoń do ust, próbując stłumić szaleńczy chichot, gdy niezadowolony Duch wrócił na łóżko, popchnięciem nakazując mi się położyć.
- W taki sposób to przelecieć mnie możesz nawet codziennie - stwierdziłem nad wyraz wesoło, układając się wygodniej na plecach.
Rozłożyłem uda, wpuszczając Adriela między nie, który sięgnął dłonią w dół, ku mojemu wejściu, drażniąc je powolnie delikatnym dotykiem. Westchnąłem zniecierpliwiony, ocierając się biodrami o jego męskość, dając mu delikatnie sygnał, że jestem gotowy, że chcę więcej.
Sięgnąłem dłonią po jedną z poduszek, których nigdy nie używałem i podłożyłem ją pod swoje biodra by było nam wygodniej. Chciałem byśmy zrobili to w ten sposób, przodem do siebie. Byłem zachwycony wzrokiem Adriela, pragnieniem, które mogłem dostrzec w jego oczach, które pieściło moje ciało, ryło na skórze kolejne znaki, sprawiało, że pojawiały się na niej niewidzialne pęknięcia. Byłem zachwycony tym, jak przygryzał wargę, jak przymykał oczy. Byłem zachwycony tą rozkoszą, która malowała się na jego twarzy. Byłem zachwycony tym, jak na mnie reagował. To było czymś intymnym, czymś co dostrzec mogłem tylko w tej, konkretnej chwili. Nie znałem Adriela z tej strony, ale chciałem dowiedzieć się więcej.
*
Moja męska duma dostała solidnego łupnia, kiedy w znaczeniu dosłownym spotkała się z podłogą. Miałem przez moment ochotę schować się pod ziemię. Tak się wygłupić i to w takim momencie. Mimo to pozbierałem się pospiesznie. Nawet jeśli Alan ryknął śmiechem to z wyraźną ochotą przyjął wznowione pieszczoty, co więcej sam mnie popędzał. To sprawiło, że cały wstyd minął jak za dotknięciem magicznej różdżki, by zostać zastąpionym przez czyste pragnienie.
Ułożyłem się między udami gargulca, dłonie kładąc na jego udach bym miał do niego dobry dostęp. I tym razem naparłem na wejście, dostając do jego wnętrza, najpierw delikatnie, a kiedy poczułem, że mięśnie ustępują, wsunąłem się w niego mocniej.
Po pokoju przetoczył się przecudny krzyk chłopaka. Nie było w nim jednak bólu, którego wciąż się obawiałem, a tylko wreszcie znajdująca ujście rozkosz. Nie tylko z resztą Alan ją odczuwał. Niezwykle przyjemne spazmy wciąż przebiegały wzdłuż mojego kręgosłupa w rytm tego jak poruszałem się w gorącym, ciasnym wnętrzu mojego ukochanego, potęgowały je jeszcze kolejne jęki i westchnienia dobiegające do moich uszu.
Pieściłem dłońmi uda gargulca, nachylałem się co chwilę, by zasmakować jego zroszonej potem, rozgrzanej skóry, poruszałem biodrami wciąż szybciej i mocniej popędzany przyciągającymi mnie ramionami kochanka i tym jak wił się pode mną.
Jeżeli miałbym wskazać najpiękniejszą chwilę w moim dotychczasowym życiu po życiu, to byłby to moment, kiedy Alan w zacisnął palce na moich ramionach, tak, jakby próbował je wbić w moje ciało, wyginając się przy tym silnie i wydając z siebie melodyjny krzyk. Nie potrafiłem opisać jaką radość mi to sprawiło. To, że chłopak, o którego zabiegałem tak długo, którego od tak dawna pragnąłem, nareszcie całkowicie mi się oddał, sięgając przy mnie szczytu rozkoszy.
Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, kiedy z lubością gładziłem jego drżące ciało. Jego rozchylone usta, zamglone oczka, które próbowały wodzić za mną i szybko unosząca się pierś, były dla mnie najlepszą nagrodą.
*
- Chciałbym jeszcze. A najlepiej kilka razy… Jednak jestem zbyt zmęczony. - Odwzajemniłem uśmiech, z niejakim żalem rejestrując, że Ad wysuwa się ze mnie.
Poczułem się nagle dziwnie opustoszały, jakby czegoś we mnie zabrakło. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni. To uczucie wypełnienia… To wszystko, co zdarzyło się chwilę temu było czymś niezwykłym, czymś trudnym do opisania. Tak wiele uczuć targało moim sercem, tak wiele bodźców odbierało moje ciało. Miałem wrażenie, że moje ciało pękało od wewnętrznego żaru, który tylko się nasilał z każdym dotykiem dłoni Ducha, z każdym muśnięciem jego ust. W pewnym momencie myślałem, że coś we mnie eksploduje, że delikatne pęknięcia na moim ciele nie wytrzymają, a ja rozsypię się, rozpadnę.
Towarzyszyło temu ogromne uczucie euforii, które nie opuszczało mnie do tej pory. Wzmagało się nawet, gdy Ad objął mnie, przyciągając blisko siebie, tuląc, składając drobne, czułe pocałunki na mojej twarzy. Nigdy nie pomyślałbym nawet, że mogę tak się czuć. Nie posądzałbym siebie o to, że mógłbym chcieć odczuwać coś takiego, że chciałbym powtarzać to częściej. Nawet te drobne pieszczoty, nie prowadzące do niczego. Po prostu czułości, istniejące tylko po to by być blisko, by pokazać co się czuje - były w tym momencie dla mnie czymś niezwykłym. Wywołującym szeroki uśmiech na mojej twarzy, zapierającym dech w piersiach.
Może wciąż przemawiała przeze mnie ruja, która jak na złość (a może i nie złość) nie minęła. Ale… To nie było złe! Wręcz przeciwnie, było mi tak dobrze, że zapragnąłem tego więcej. O wiele, wiele więcej. Żałowałem, że gdy moja ruja minie, nigdy więcej nie powróci. Żałowałem, że jeszcze tylko przez kilka chwil, będę mógł nacieszyć się nową sytuacją, że będę mógł dać Adrielowi to czego od zawsze pragnął. Czego teraz i ja pragnę. Nie chciałem na powrót stać się skamieniałą skorupą, która odczuwa jedynie irytację. A przynajmniej nie chciałem stać się taki dla Ducha. Jeżeli… jeżeli Ad będzie chciał czegoś więcej. Jeżeli nie odsunie się teraz ode mnie, gdy osiągnął to co chciał. To może dałbym mu szansę? Taką malutką. Wierząc w to, że coś we mnie może ulec zmianie.
Wtuliłem się ufnie w ramiona ducha, mrucząc cicho, gdy gładził dłonią moje włosy. Szeptał coś do mnie cicho, a ja uśmiechałem się tylko, będąc wyjątkowo szczęśliwym.
Gdyby ta chwila mogłaby potrwać dłużej… To naprawdę nie byłoby takie złe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz