Każdy ma kilka niezwykle cennych wspomnień, które w sobie uwielbia. Wspomnienia te są dobre, budzą ciepło w sercu i sprawiają, że usta same wyginają się w uśmiech. Ja miałem takich wspomnień całkiem sporo. W końcu całe moje dzieciństwo było istną sielanką, pośród której nie liczyło się nic poza spokojem, bezpieczeństwem i zabawą, pod którą moi rodzice sprytnie chowali naukę. W tym momencie mój umysł nawiedziło jedno z takich wspomnień.
Chata mojego taty była nieduże. Owszem, kiedy moi rodzice mieszkali we dwójkę spokojnie się w niej mieścili, a wręcz lubili to, że wąskie łóżko zmuszało ich niejako do tego by nawet podczas sny być jak najbliżej siebie. Szczerze uwielbiałem to w nich. To, że nawet po długich latach cieszyli się wciąż sobą nawzajem. Kiedy jednak pewnym było, że ja i moje rodzeństwo przyjdziemy na świat, tata musiał nieco powiększyć dom. Dobudował więc sporawy pokój, który miał być sypialnią ich, oraz maleństwa. Kiedy okazało się, że jest nas aż trójka pokój w całości dostał się nam. Niezliczone noce, przez długie lata dzieciństwa zasypiałem ze swym rodzeństwem na tym sporym łóżku okrytym ogromną niedźwiedzią skórą. Do tej chwili pamiętałem jej zapach, który zawsze mnie uspokajał. Dotyk ciepłych, szorstkich nieco, długich włosów.
Wszystko wokół mnie pachniało teraz ciepłym, niedźwiedzim futrem. Sprawiało, że wybudzałem się powoli, leniwie i z zadowoleniem. Nieco nie spodobał mi się fakt, że wieje mi po tyłku. Nie otwierając oczu wyciągnąłem dłoń, żeby poszukać okrycia i opatulić się szczelnie, pozwalając sobie tym samym na jeszcze odrobinę lenistwa, ale jakoś nie udało mi się niczego w pobliżu wymacać. sięgnąłem dalej i natrafiłem na coś ciepłego... twardego i... poruszającego się?!
Usiadłem gwałtownie, otwierając przy tym oczy. Ten manewr był jednak dla mojego zmaltretowanego ciała istną mordęgą, bo poczułem jak po mojej czaszce rozchodzi się ból. Chciałem się chwycić łózka, ale okazało się, że wybrałem nie tę stronę, a że jak się okazało spałem na skraju to teraz pięknie łupnąłem w kamienna posadzkę.
- Co się...? - spytał nieznajomy mi mężczyzna, unosząc się i rozglądając czujnie. Warknął przeciągle, kiedy jego szaro-błękitne oczy spoczęły na mnie. - Kim jesteś i co zrobiłeś z kobietą, która spędziła tu noc? - ryknął.
Noc? Jaka noc?! - krzyczał mój zbolały umysł, który ledwo potrafił zbierać fakty. Bo co ja tutaj niby robiłem? Jeszcze nagi? I to z tym facetem? Pamiętałem Alana... To jak się biedak męczył, że miał ruję, później rozmowę... znaczy chyba można było to zakwalifikować pod kłótnię. Martwiło mnie to nieco, ale dalej! Dalej była karczma, Ad... znowu karczma... tym razem piwo i... wino? A dalej...
- Osz kur.... - wymamrotałem pod nosem.
- Gdzie ona jest!? - warknął.
- Ona... to... - zająknąłem się, nie bardzo wiedząc jak to wyjaśnić.
- Ona! Kobieta, którą tu przyprowadziłem! Wysoka, zgrabna z niezłym tyłkiem! - widać było, że moje milczenie nadzwyczaj go irytuje. Chyba miał już ochotę faktycznie siłą wydusić ze mnie odpowiedź kiedy dotarło do mnie co powiedział. A raczej dotarło do mojej żeńskiej części, która z miejsca się ujawniła.
- Mam niezły tyłek? - spytałam nie umiejąc do końca pohamować radości. W końcu nie często słyszałam komplementy, nawet jeśli takie grubiańskie to jednak miło było usłyszeć, że komuś coś we mnie się podobało.
Mężczyzna wyprostował się i przyjrzał mi dokładnie, po czym nachylił się i wciągnął kilkakrotnie powietrze, jakby węsząc.
Jego wzrok speszył mnie do tego stopnia, że rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś czym mogłabym się okryć. To był błąd... dość spory, bo kiedy oderwałam wzrok od chłodnych oczu, spojrzałam w pierwszym odruchu niżej... bardzo niżej. Poczułam suchość w ustach, a moje policzki zapiekły straszliwie.
- A to ciekawe - rzucił chyba bardziej do siebie niż do mnie. Pokonał przy tym dzielącą nas odległość. Moje skrępowanie wzrosło tylko kiedy poczułam ciepło bijącego od jego nagiego, górującego nade mną ciała. Kiedy jednak chwycił mnie i obrzucił ciekawskim wzrokiem, najwidoczniej pragnąc zbadać moje cechy anatomiczne, uczucie zagrożenia zrobiło swoje.
Odepchnąłem mężczyznę i cofnąłem się bardziej, starając się zachować bezpieczną odległość. Wątpiłem, żebym stanowił dla niego jakieś zagrożenie, ale tak miałem jednak ciut większe szanse się wymknąć. Problemem było to, że byłem nagi, zblazowany, a do tego nie bardzo miałem pojęcia gdzie jestem.
- Jako kobieta masz jednak więcej walorów estetycznych - stwierdził po namyśle niedźwiedź. - Zmień się.
- Nie mogę tego zrobić, bo tobie się tak podoba - fuknąłem. - To nie zależy ode mnie.
- A od czego? - zapytał, ale tym razem sięgnął na wieszak i rzucił mi spodnie. Chociaż tyle. Z zakrytym tyłkiem poczułem się odrobinkę pewniej.
- Od emocji... przeważnie - wyjaśniłem i jęknąłem kiedy mój gospodarz przesunął ciężki kamior tak, że dźwięk ocierania się o siebie skał rozszedł się falą uderzeniową tuż za moimi oczyma.
- Błagam... ciszej - jęknąłem przyciskając dłonie do skroni.
- Trzeba było tyle nie chlać to dziś nie byłoby skutków ubocznych - zaśmiał się, a odgłos ten przypominał chrapliwy warkot.
Dei... w coś ty się tym razem wpakował...?
Ze zrezygnowaniem usiadłem na łóżku, bo okazało się, że ledwie spojrzenie w jasny świat na zewnątrz było dla mnie równie zabójcze co hałas, jaki robił krzątający się po pomieszczeniu mężczyzna. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czuł się tak chory. Opadłem więc na twardy, przesycony zapachem futra materac, szukając na nim jakiejś w miarę chłodnej powierzchni mogącej dać mi chwilkę wytchnienia.
- Muszę wracać do domu - jęknęłam. Przez ten ból głowy moje ciało migało sobie między postaciami jak szalone.
- Najpierw to coś zjedz, bo wyglądasz koszmarnie - burknął Math, tak przypomniałam sobie jego imię. Udało się to, kiedy leżałam tuląc policzek do chłodnej części łóżka.
Ledwie jednak poczułam zapach jedzenia, a zrobiło mi się gorzej, bo do bólu głowy doszły jeszcze mdłości.
- Potrzebuję ziół... Inaczej tu umrę w straszliwych męczarniach... Głowa mi pęknie - niemal załkałam, żeby po chwili spojrzeć na niedźwiedzia z nadzieją. Ja nie bardzo mogłam się stąd ruszyć, ale on mógł... I na pewno znał las, rośliny... - Odwdzięczę się - zapewniłam.
- Nie wątpię. - Powiedział to w taki sposób, że z miejsca zrobiło mi się gorąco.
<Pójdziesz mi po ziółka, żeby mnie ocalić od złego kaca, prawda? ^,^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz