Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

sobota, 27 lutego 2016

Adriel - Nieumarli (do Allari)(09.04.217 r.)

Ruszyłem do podziemi, wciąż zastanawiając się co też się działo z Alanem. Gdyby nie fakt, że Hatsar miewał nawyk surowego karania tych, którzy opuszczali jego zajęcia, nie, żeby same zajęcia były przeważnie mniej bolesne, to pewnie teraz dyskretnie podglądałbym gargulca. A przynajmniej miałem ogromną ochotę to robić. Dowiedzieć się już teraz co go tak zdenerwowało. Musiałem jednak poczekać, niestety.
Moje rozmyślania przerwał widok dziewczyny... Tej samej nieumarłej elfki, którą widziałem pod domem Alana. Ukłucie zazdrości i rozdrażnienia z wtedy od razu przebiegły przeze mnie nieprzyjemną falą. Nie potrafiłem nad tym zapanować nawet, jeżeli od tamtej chwili sporo się zmieniło. Choćby to, że Alan przestał mnie od siebie odpychać. Poza tym sama dziewczyna nie zrobiła nic ani mnie, ani mojemu słodkiemu, przyszłemu kochasiowi. Mimo to zazdrość tliła się we mnie dalej.
- Co ty tu robisz? - spytałem nie starając się nawet ukryć chłodu i niechęci, które pobrzmiewały w moim głosie. Z tym, że kiedy słowa już padły zdałem sobie sprawę z tego jak dziecinne jest moje zachowanie. Zrobiło mi się... dziwnie głupio. W końcu duchy nie traktowało się przeważnie lepiej niż nieumarłych. Wielu uważało, że martwiak to martwiak, bez względu na to, która część jednak imituje życie.
- Szukam Hatsara. Wiesz może gdzie go znajdę? - spytała dziewczyna, widocznie chowając swoją dumę i niezależność do kieszeni.
- Tak, właśnie sam do niego idę. Zaprowadzę cię - rzuciłem i ruszyłem odpowiednią ścieżką.
- Jeżeli chodzi o tamto... to... - zaczęła najwidoczniej gnana potrzebą wyjaśnienia mi, że nie miała złych zamiarów. Wiedziałem to przecież... Czułem. Z tym, że... no właśnie. To ja powinienem się wytłumaczyć.
- Wiem, że nic złego nie zrobiłaś - przerwałem jej. - I to nie tak, że mam coś do ciebie, czy tobie podobnych. Sam jestem w końcu martwy, więc raczej czepianie się kogoś w dość podobnej sytuacji byłoby naprawdę nie na miejscu. Powiedzmy po prostu, że byłem wtedy w złym nastroju... A do tego byłem wściekły na Alana... Tobie się oberwało, za co przepraszam.
Dziewczyna przystanęła patrząc na mnie zaskoczona. Jej mina sprawiła, że automatycznie się u śmiechnąłem.
- Co, nie przywykłaś do uprzejmości? - zaśmiałem się. - No to się przyzwyczaj, bo zdarzają się tutaj całkiem przyjemne i miłe. Nie, żebym ja do takich należał, ale zdarza mi się. 
Ruszyliśmy dalej. Dziewczyna zerkała gdzieś w bok, lekko jakby zakłopotana. I dobrze. Niech się przyzwyczaja, że tutaj jednak wszystko jest nieco inne. Tutaj jakimś dziwnym trafem udawało się różnym istotom wpasować i znaleźć swoje miejsce. Owszem, niektórzy wracali do swoich domów kiedy uznali, że ich wiedza jest wystarczająca, ale spora część tu zostawała, sprawiając, że świat się rozrastał. Każda osoba, która postanowiła zostać tu na stałe powiększała to miejsce o klika cennych cegiełek.
- A i mała rada na przyszłość odnośnie kontaktów z innymi. Żywi nie lubią jak ich pytać o śmierć. Wiesz... brzmi to jakbyś miała ochotę komuś flaki wypruć. Z tego tytułu u mnie włączył się mechanizm obronny, a kto inny może zachcieć skrócić cię o głowę - ledwie skończyłem mówić, a stanęliśmy przed wrotami do pieczary, w której urzędował Hatsar. 
Weszliśmy oboje do środka, a mnie znów uderzyła wręcz mnogość dusz, które przewijały się w te i z powrotem. Nie miałem pojęcia czy moja towarzyszka również ich widzi, ale spojrzała na mistrza czarnej magii zdecydowanie sceptycznie, bo ten właśnie prowadził zażarty wykład... dla duchów, bo nikogo innego i bardziej materialnego w pomieszczeniu nie było.
- Radzę uzbroić się w cierpliwość - szepnąłem do niej, bo Hatsar był jednym z najtrudniejszych duchów Akademii, jeśli szło o stopień porozumienia się. 
- O! Adriel! Cóż za zaszczyt, że zdecydowałeś się nie spóźnić - zaczął kościsty mężczyzna, podchodząc do mnie. Po grocie rozległ się stukot drzewca jego kosy. 
- Gdzieżbym śmiał - rzuciłem w odpowiedzi.
- Zaraz przestanie ci by do śmiechu, dziecko, oj przestanie. Nowa poczeka, rozgości się - zwrócił się do nieumarłej. - Zaraz podejdę i będzie mogła zadać pytania.
Ruszyłem niechętnie za mężczyzną, wiedząc co mnie czeka. Zanim się obejrzałem poczułem intensywny żar na ramieniu. W pierwszym odruchu chciałem mignąć, ale powstrzymałem się, wiedząc, że będzie tylko gorzej.
- Trzyma stabilną postać! - burknął nauczyciel. - Jako duch będzie znów niewidzialny, będzie znów niczym. Pamiętaj, dziecko. 
- Tia... - syknąłem czując przeszywający ból i ze wszystkich sił starając się nie zniknąć.  Rozpłynięcie się w powietrzy było po prostu naturalnym odruchem obronnym kiedy cokolwiek chciało uszkodzić moje fizyczne ja. Problem był taki, że musiałem ćwiczyć nad utrzymywaniem fizyczności, bo właśnie ból czy silniejsze emocje potrafiły utrudnić mi utrzymanie jednego stanu skupienia lub wręcz przeciwnie wrzucały mnie w jeden, który niezbyt mi pasował i tyle z tego było.

<Allari? Ja cierpię, to ty możesz sobie uciąć pogawędkę z mistrzem>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz