Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

sobota, 6 lutego 2016

Deidre - Lubię gości (do Oriona)(08.04.217 r.)

Po szybkim, ciepłym prysznicu czułam się jakoś lepiej. Ciepła woda zawsze mnie odprężała. Od dziecka z resztą uwielbiałam pluskać się w ciepły źródełku za domem. Do czego jak czego, ale do kąpieli i jedzenia nigdy nie trzeba było mnie wołać dwa razy. Śmieszne było to, że z moim rodzeństwem było inaczej. Asther uwielbiał chodzić umazany i przy kąpieli nie raz darł się, jakby go ze skóry obdzierali, a Solly za to była typowym niejadkiem, za którym moi rodzice niemal biegali z jedzeniem. Ja jako środkowe dziecko byłam zawsze taka... wszechstronna. dosłownie, biorąc pod uwagę moją zmienność. Może to skutek wywaru, którym tata spoił tatusia? Nie wiadomo...
Założyłam na siebie ogromną tunikę, która sięgała mi połowy uda i to w mojej męskiej wersji, teraz była niemal do kolan i zjeżdżała mi tak, że jedno ramię zawsze miałam nagie, ale kochałam to ubranie. Nawet jeżeli miało już swoje lata i trzeba je było w kilku miejscach pozszywać. Powodem tej miłości była... oleista plama, której nie dało się sprać. To dziwne, tak, jak sporo rzeczy we mnie, ale uwielbiałam silny, ziołowy i słodki zapach, który wciąż, mimo upływu lat, unosił się z tego zabrudzenia. Tak bardzo przypominał mi on dom. Wielką półkę z flakonami, pęki suszonych i świeżych ziół, z których część wzbogacała napar bulgoczący w rondlu nad paleniskiem. Moich rodziców siedzących przed chatą, blisko siebie, tak by czuli swoje ciepło, gdy tata mówił, a tatuś rysował lub pisał, tak po prostu, choć znał już chyba wszystko na pamięć. 
Zastanawiałam się często czy i ja kiedyś będę z kimś tak siedzieć. Wspominać jak się poznaliśmy, co nas spotkało, patrzeć na kogoś z wyrzutem, ale i ogromną miłością wspominając mały podstęp. Byłam niecierpliwa, choć wiedziałam, że tata czekał dekady na to, by los przyprowadził do niego miłość jego życia. Może i mnie przyjdzie tyle czekać? 
Wyszłam z łazienki i wróciłam do salonu. Siedział tam tylko Orion.
- A gdzie Alan? - spytałam.
- Wyszedł... Mówił, że głowa go boli - usłyszałam.
- Biedactwo... Ty z resztą też - nachyliłam się, by lekko poprawić opatrunek na jego ręce. Czułam pod palcami, że miejsce jest przyjemnie chłodne. To dobrze. Poparzona skóra musiała się zregenerować, a ciepło tylko dodatkowo ją podrażniało i sprawiało, że wycinał się płyn surowiczy, który wszystko tylko pogarszał. 
- Nic mi nie będzie - stwierdził i wyprostował się. Był dzielny, a przecież wiedziałam, ze go to bolało. Jeżeli dotknął go Fulbur to cud, że skończyło się tylko tak. 
- Jesteś pewnie głodny - stwierdziłam i zanim chłopak mi odpowiedział zabrałam się za przygotowanie posiłku. 
- Sąd tak dobrze znasz język ludzi? - spytał, spoglądając na mnie, co chyba starał się ukryć.
- To nie do końca tak, że ja znam ten język. - Zaśmiałam się widząc jego zdziwioną minę. Zaczęłam mówić potrząsając czasem nożem, którym ogólnie kroiłam chleb, żeby zasmarować go masłem i białym serem - No dobra, inaczej. Mój tata jest druidem... ten starszy tata, bo mam dwóch. Drugiego często nazywaliśmy "tatusiem", nie dlatego, że bardziej go kochaliśmy, oj nic z tych rzeczy, po prostu jest drobny i wiesz... taki słodki... - przerwałam widząc, że Orion jakoś dziwnie mi się przygląda nie rozumiejąc nic z tego co mówię... No tak, rozpędziłam się strasznie i rozgadałam o czymś, o czym pewnie nie powinnam. - No... sprowadza się to do tego, że jako stwór powiązany z naturą rozumiem większość języków istot żywych o ile oczywiście te łaskawie chcą się ze mną porozumieć - dokończyłam.
- Stwór? - zdziwi się chłopak. Nie wiem dlaczego akurat to słowo go zainteresowało.
- Wiesz... Nie koniecznie lubi się dria...dy... - to słowo zawsze z trudem przechodziło mi przez gardło -  a już mieszańce, jak ja, to całkiem. Szczególnie, że mam bardzo nietypową rodzinę i sama jestem... dziwna...
- To dlatego płakałaś? Ktoś zrobił ci przykrość z tego powodu? - zainteresował się znowu, a troska w jego głosie mnie rozczuliła.
- Wybacz... wyszło tak trochę niezręcznie, prawda? - rzuciłam jednak, czując znów zażenowanie tym jak wybuchłam. - Przeważnie nie ma u nasz aż takich tragedii. Choć owszem, czasem zdarza mi się przylecieć do domu z płaczem... - Postawiłam przed gościem talerz z górą kanapek. Sama byłam teraz dziwnie głodna. - Po prostu inni często dziwnie na mnie patrzą kiedy się zmieniam. - Znów biedny niczego nie rozumiał. - Zobaczysz rano. Zawsze kładę się sobą, taką, a budzę... bardziej płaska - uśmiechnęłam się krzywo i sięgnęłam po jedzenie, ponaglając gościa, by poszedł w moje ślady.

Wreszcie z pełnym brzuchem zrobiłam się senna. Orion też wyglądał na wykończonego przez pełen emocji dzień. 
- Chodź - wstałam i pociągnęłam jego zdrową rękę, by poszedł w moje ślady. - Pokażę ci gdzie będziesz spał.
Ruszyłam z chłopakiem do swojej sypialni, bo gdzieżby indziej. 
- To mój pokój, ale możesz się rozgościć - stwierdziłam i schyliła się tylko do kufra, po jedno z futrzanych okryć, bo Alan zakosił mi kocyk...
- Ale... ja mogę spać na kanapie... - stwierdził.
- Spokojnie - uśmiechnęłam się. - Ja kocham tę kanapę, i tak przeważnie na niej śpię, więc łóżko stoi wolne. No to dobrej nocy - rzuciłam jeszcze i odruchowo cmoknęłam go w policzek. Alanowi też tak czasem robiłam, choć on kamieniał wtedy biedactwo. 
Wróciłam do salonu i z głośnym westchnieniem ulgi i czystej rozkoszy rzuciłam się na kanapę, by już po chwili pozwijać się na niej w sposób, który kogoś innego przyprawiłby o ból pleców, a przy okazji ściskać futrzane nakrycie między udami. 

<Orionku? Jak tam moje wyrko? Wygodne?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz