Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

czwartek, 18 lutego 2016

Adriel - Pobawię się w pielęgniarza (do Alana)(08-09.04.217 r.)

Nie bardzo miałem pojęcie co się tak właściwie działo. Dawno nie byłem świadkiem takiego zamieszania.
Miałem naprawdę wielką ochotę spytać Alana co on robił pół nagi w krzakach z tą całą nieumarła dziewczyną. Czy on na głowę upadł? Kto łazi po nocach w takim towarzystwie? Kto w ogól szlaja się z kimś, kto pyta o śmierć, a do tego cuchnie od niej na kilometr? Przecież to było całkowite szaleństwo, albo i gorzej. Miałem ochotę mu za to przyłożyć i to naprawdę solidnie. Moją złość podsycił jeszcze fakt, że w domu był nie kto inny, jak ten chłopak z wcześniej. Ten, do którego MÓJ chłopak tak się szczerzył. Delikwent nie tylko tu był! Oj, nie! Zaatakował mnie do tego i gdyby nie zwiał z krzykiem, pewnie bym mu zwyczajnie oddał, a że nieznajomy był człowiekiem, to zdecydowanie by go to zabolało. I dobrze. Mógł się trzymać od Alana z daleka. 
Mój gniew stopniał niemal całkowicie, gdy gargulec wybuchnął śmiechem. Jeszcze nigdy nie widziałem, by dostał takiej głupawki i szczerze nie myślałam, że w jego wydaniu to w ogóle możliwe. W końcu, choć pogodny, zawsze miał do wszystkiego pewien dystans. Szczególnie do mojej osoby.
No i tu znów pojawiła się niezła niespodzianka. Alan nie dość, że przyjął moją dłoń, w co wątpiłem, szczególnie po ostatnim incydencie. W końcu bardzo nie lubił kiedy go choćby w taki sposób dotykałem, to jeszcze nie zmienił się w posąg, a co więcej pociągnął mnie za sobą, dalej trzymając. Całkowicie zaskoczony tym faktem dałem się ciągać po domu, by w rezultacie znaleźć się w pokoju chłopaka.
W niedużej sypialni, którą znałem już poniekąd niemal tak dobrze jak swoją, pośród nieco już starych, ale solidnych mebli i utrzymywanego przez gargulca porządku, stało się coś na co zawsze liczyłem, ale czego w gruncie rzeczy nigdy bym się nie spodziewał. Alan wtulił się we mnie. Moje ramiona uniosły się automatycznie, by opleść lekko drżące ciało gargulca. 
Całkowicie zapomniałem o tym, że miałem być zły. A przecież chciałem go solidnie opierdolić za jego głupotę i spoufalanie się z kimkolwiek, kto nie był mną. Byłem zazdrosny! Cholernie zazdrosny o to, że ktokolwiek inny wywoływał u niego uśmiech, czy mógł go dotykać, podczas kiedy ja zwyczajnie nie mogłem, nie potrafiłem, nie było mi to dane. Ale teraz… kiedy tuliłem go do siebie, a on nie bronił się, nie skamieniał, wręcz przeciwnie, obejmował mnie mocno i z widoczną przyjemnością, byłem po prostu w siódmym niebie. Nie miałem pojęcia skąd ta zmiana, co się takiego wydarzyło, ale dziękowałem za nią w duchu. W końcu, pierwszy raz choć odrobinę zaczęło się układać i to teraz, kiedy  po prostu traciłem już nadzieję na to, że będzie nam dane być razem. Więcej! Traciłem nadzieję, że Alan kiedykolwiek przestanie traktować mnie jak wyjątkowo niechcianego intruza.
- Zmarzniesz… - rzuciłem do chłopaka, kiedy znów wyczułem mocniejsze drżenie. - Nie wiem co cię podkusiło, żeby chodzić po nocy pół nago, ale chyba lepiej, żebyś się położył.
- Nie chcę, ciepło mi… - stwierdził, ale dał się poprowadzić do łóżka, na którym teraz oboje usiedliśmy. 
Ciepło - to nieco mnie zaniepokoiło, bo Alan faktycznie był chyba nieco zbyt ciepły. Zazwyczaj gargulce były jednak dość chłodne. W końcu były nieco skamieniałymi gadzinami. Alana jednak nie tylko był rozkosznie miękki, ale do tego rozgrzany. Jak mogłem wcześniej nie zwrócić na to uwagi?
Położyłem dłoń na rumianym policzku chłopaka.
- No ładnie, ładnie - fuknąłem. - Chyba się przeziębiłeś. Jesteś rozpalony.
- Gargulce nie chorują w taki sposób - burknął niezadowolony, gdy próbowałem się odsunąć. - Po prostu mi ciepło… a ty jesteś tak przyjemnie chłodny - wymruczał. - Chłodny i… tak mi tu dobrze… - uniósł buźkę, a jego usta musnęły mój policzek.
Tak cholernie bardzo pragnąłem jego bliskości i ledwie wczoraj dałbym dosłownie wszystko, by Alan tak się do mnie tulił. Mogliby mnie ponownie utłuc, jeśli wskrzeszony zostałbym w jego ramionach, podczas kiedy on byłby tak chętny jak teraz. Wystarczyło muśnięcie jego gorących ust, a dosłownie cały w środku zawrzałem. Miałem ogromną ochotę pochwycić go w ramiona, wpić się w jego usta, pieścić jego ciało… Najchętniej kochałbym się z nim do południa…
Był jednak jeden mały kłopot. Alan był… jakiś, nie taki… Nie był sobą. Było widać, że po prostu nad sobą nie panował. Nie miałem pojęcia skąd się to wzięło. Możliwe, że to przez to, że był chory? Przez tę jego gorączkę? Nie miałem pewności co też mu się uroiło w przytępionym podwyższoną temperaturą umyśle. A może to te krzaki były w jakiś sposób trujące? W końcu niewiadomo było w jaki sposób Dei je wyhodował i jakie miały właściwości, w końcu zielsko samo się poruszało i zdawało się myśleć. Ba! Robiło co chciało i zdarzało się mu zmieniać solidnie, bo w miejsce kwiatów wyrastały nie raz kolce jak sztylety.
Bez względu na przyczynę zachowania chłopaka, nie była to jego własna wola…  A przynajmniej ja tak to odczuwałem. Oczywiście mógłbym wykorzystać sytuację, a jakże, tylko, że… bałem się. Bałem się tego, że, gdy to minie i Alan wróci do siebie, znienawidzi mnie jeszcze bardziej. Miałby wtedy jak najbardziej słuszność, bo po prostu bym go wykorzystał.
Nie potrafię powiedzieć ile wysiłku sprawiło mi odsunięcie od siebie chłopaka i zmuszenie go do tego, żeby się położył.
- No wybacz, ale niestety jednak chorujesz - stwierdziłem, okrywając go kocem - a choróbsko najlepiej wygrzać. Może Dei ma coś na przeziębienie…
- Nie budź go… - rzucił i znów złapał mnie za rękę. - Zostań… proszę - spojrzał na mnie w taki sposób, że znów musiałem odwołać się do pokładów swojej silnej woli, by nie pochylić się do niego i nie próbować posmakować jego ust.
- No dobrze… Przyniosę ci tylko coś do picia. Zaraz wracam, a ty masz tu leżeć - nakazałem i ignorując ściany, przeniknąłem do kuchni, by nieco się tam rozejrzeć. Moją uwagę przykuł dzbanek z naparem z ziół. Zaciągnąłem się ich zapachem, poznając ten sam zapach, jaki czułem z leżących opodal kubków. Czyli dobrze trafiłem. Wiedziałem tyle, że te naparki zawsze miały jakieś dobroczynne działanie, dlatego Dei chętnie je pił i częstował wszystkich wokół. To mi wystarczyło i w gruncie rzeczy miałem nadzieję, że to nieco pomoże Alanowi. W końcu jeśli było w tym coś leczniczego, to może i coś na gorączkę?
Gdy cicho uchyliłem drzwi, by wśliznąć się do pokoju z dzbankiem i kubkiem, gargulec już spał. Czyli tak jak podejrzewałem, był nieźle wykończony.
Położyłem napój na szafce obok łóżka i lekko ułożyłem się obok chłopaka.
Oddychał szybko, jego policzki były ciepłe i rumiane, a lekko rozchylone usta drżały czasem. Gdy pogładziłem go lekko po policzku obrócił się w moją stronę. Może to nie było zbyt właściwe, w końcu miało mu być ciepło, ale wsunąłem się pod nakrycie i przyciągnąłem go ostrożnie do siebie.
Całą noc czuwałem, z resztą i tak nigdy przecież nie spałem. Tylko pierwszy raz to faktycznie się przydało, kiedy mogłem sprawdzać czy z Alanem wszystko dobrze. Na szczęście przed świtem temperatura zaczęła spadać i już wkrótce gargulec wydawał się znów zdrów. Mnie jednak zaczęło przeszkadzać słońce wdzierające się przez okno. Ten, kto wymyślił pomieszczenia z oknami na wschód, powinien spłonąć…
Wstałem ostrożnie, starając się nie obudzić chłopaka, dla którego mój tors okazał się wymarzoną poduszką i zacząłem majstrować przy zasłonach, bo oczy mnie już solidnie piekły, nie mówiąc o tym, że utrzymanie fizycznej postaci w dzień kosztowało sporo wysiłku.

<Alanku? Obudzisz się? Czy śpisz do południa? I tak, jestem tutaj caaaały czas i będę chyba, że mnie wyprosisz >
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz