Wreszcie dotarłem na polankę odpowiednio opatrzoną kurtyną z portali. Dziękujmy spectrati za ich pracę na rzecz młodzieży w szkole. Gdyby nie oni byłoby trudno. Co starsi mieszkańcy, czy wreszcie sami nauczyciele nie przepadali za tego typu zbiegowiskami. Za dużo istot na raz, za bardzo różnych, a do tego za dużo się tu piło... i nie tylko piło... Czasem ktoś wrzucił do ogniska jakieś zielsko, którego aromat miał pewne skutki uboczne, a nie rzadko jakaś parka udawała się w pobliskie zarośla żeby podporządkować się zewowi natury. Taka oto kolej rzeczy.
- Trrrrrixsssss - zasyczało coś obok mnie i to na dwa głosy i zaraz później poczułem jak oplatają mnie chłodne ramiona, a bujny biust przyciska się do moich pleców. To tak a propos tego zewy natury, który dwie lamie odczuwały bezustannie.
- A witam was dziewczęta - rzuciłem z uśmiechem i wyswobodziłem się z uścisku ku niezadowoleniu Tashy.
- Tak dawno cię nie widziałyśmy - wymruczała Tarish i zatrzepotała rzęsami.
- Stęskniłyśmy się strasznie - poskarżyła się ta pierwsza.
Dziewczyny zawsze mówiły jedna przez drugą. Czasem zupełnie jakby były jedną osobą. Człowiek się czasem gubił z którą rozmawia, szczególnie kiedy po wężowemy przeciągały każde "s", "sz" i "ś", sycząc wspólnie zgodnym chórkiem.
Co do tej tęsknoty to sprawa była bardzo naciągana, bo widywałem się z nimi bardzo często, choćby na zajęciach odnośnie trucizn. Siostrzyczki po prostu szukały męskiego towarzystwa na ten wieczór i wiedziałem, że nie spoczną póki kogoś nie znajdą... Kogoś kto jutro rano obudzi się wpółżywy i z tak wielkim kacem, i nie mówię tu o upojeniu alkoholowym, że nie będzie mógł przez najbliższy miesiąc...
- No wybaczcie moje drogie, ale dziś napawam się spokojem, więc musicie poszukać sobie innej podusi - stwierdziłem, na co zareagowały smutnym pomrukiem i wlepiając we mnie te swoje szkarłatne oczęta. W końcu, niechętnie, odpuściły. Byłem jednak pewien, że zrobią jeszcze kilka podejść. Grunt, że były w dość dobrych nastrojach i szło im cokolwiek powiedzieć nie machając przy tym sztyletem.
Usiadłem, pozdrawiając wszystkich, którzy właśnie przychodzili lub kręcili się w koło. Znałem tu wszystkich, wszyscy znali mnie. Żyć nie umierać! Problem był jednak taki, że... zastanawiałem się co robi Coral. Czy znalazła sobie już jakiś swój kąt? To jednak stara prawda, że jeżeli ktoś komuś pomoże raz, szczerze, to staje się już za niego po części odpowiedzialny. Jeden taki kłopocik w postaci Zoe już sobie w ten sposób załatwiłem.
- Tarix... - usłyszałem.
- Coral? Ty tutaj? - zdziwiłem się widząc dziewczynę, która usiadła obok mnie, zerkając zdezorientowana na boki.
- O! To wy się znacie? - zaszczebiotała Shi jak zwykle podchodząc do mnie tanecznym kroczkiem. - Przyprowadziłam tu tę ptaszynę, bo przecież omijać takie imprezy to grzech! A aniołki powinny być grzeczne - puściła tu do dziewczyny oko, na co ta zarumieniała się chyba po sam pępek.
Zaśmiałem się pod nosem. Wiedziałem, że Shihaya gustowała bardziej w kobietach, choć od biedy znosiła i mężczyzn.
- Wybacz, Złotko, ale pani jest ze mną - stwierdziłem do demonicy.
- Wszystko potrafisz ukraść, co? - fuknęła, ale zaraz posłał Coral całusa i odbiegła bujając bujnymi biodrami.
- Oj... - wymsknęło się mojej towarzyszce.
- No, oj, oj - roześmiałem się. - Omal nie wylądowałaś na talerzu. Shi bywa... przesłodka, szczególnie kiedy ma na kogoś chrapkę.
- Jak to.... chrapkę? - rzuciła, spłoszona wodząc wzrokiem za białowłosą.
- Normalnie. Podobasz jej się - oświeciłem Coral ku jej jeszcze większemu zaskoczeniu. - Nie martw się, niektóre istoty mają to już wpisane w charakterek. Shi, kocha pić i się bawić, szczególnie z innymi kobietami. Tak jak na przykład Tarish i Tasha - wskazałem lamie, siostry właśnie wieszały się bez skrępowania na Finianie, który popełnił ogromny błąd wykazując zainteresowanie... No to wiadomo było, że już mu dziewczyny nie odpuszczą - Zawsze razem i zawsze skore do harców. Nie radzę wdawać się z nimi w pogawędki jeżeli nie masz czegoś ostrego przy sobie, a jeżeli zobaczysz kiedyś, że drgają im ogony to uciekaj na drugą stronę ulicy, bo wylądujesz u medyków, pogryziona.
- Ale dlaczego miałyby mnie pogryźć?
- Już takie są. Bardzo wybuchowe. Wystarczy, że coś im nie pasuje i wyżywają się na pierwszym napotkanym nieszczęśniku. Tak oprócz tego są nawet ciekawe. No, ale dalej. Widzisz tę grupkę krasnoludów? Ennorath, jedni mówią, że opijus, a my go kochamy za organizację zaopatrzenia, dalej Tagrion, ciekawa osoba i zawsze ci pomoże choćbyś miała głupi pomysł ubić worga gołymi pięściami. Jos - wskazałem na najniższego z mężczyzn, który uśmiechał się szeroko. - Nie radzę z nim grać, w nic... Karty, kości... Nie próbuj. Ogra cię do gołego i sprawi, że zastawisz swoją rodzinę do siódmego pokolenia, żeby się odegrać. A ten blondyn, który zaraz przyjdzie cię pewnie podrywać to Gagrim. Wstrętny, namolny kurdupel, mówię ci - uśmiechnąłem się. - Tamta dziewczyna z kocimi uszami to Feli. Nigdy jej nie głaszcz, bo zacznie ci przynosić do domu podduszone ptaki. Taki koci nawyk. Ale jak się zgubisz to ona zna tu dosłownie każdy kąt. A tamta ponura to Yriana. Wygląda strasznie, wiem, ale jest w porządku i jeżeli będziesz miała kiedyś kłopot, a zauważysz ją, to wal śmiało. Pomoże.
- Yriana... - powtórzyła Coral, starając się widocznie skupić na tym co do niej mówiłem. - Mam nadzieję, że zapamiętam.
- Spokojnie - poklepałem ja lekko po ramieniu. - Każdy był kiedyś nowy. Na początku najlepiej powkładaj sobie wszystkich do worów z napisami "unikać" lub "swój chłop". Będzie ci łatwiej. Z czasem, kiedy zaczniesz chodzić na zajęcia lub pracować poznasz więcej osób i sama wyrobisz sobie szerszą opinię na ich temat. No, a teraz, skoro już dałaś się tu zaciągnąć to musisz się napić -wstałem i sięgnąłem po nieduży antałek z przymocowanym drewnianym kubeczkiem.
- Ale... ja... - zaczęła protestować.
- Oj daj spokój. Choć kilka łyków. Potraktuj to jako taką imprezkę powitalną w nowym miejscu.
<Coral? Napijesz się, co? Mrrrruuuu ^,^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz