Warknąłem gardłowo, zirytowany. No po prostu pięknie. Nie dość, że to cholerne ustrojstwo, które zbudowałem na zajęcia mechaniki to jeszcze właziła mi tu napalona demonica.
Nie chciałem całkiem oblać zajęć, a miałem wręcz przejebane u Drudhona, no w końcu próbowałem go okraść i choć, zarobiłem po łbie, a co więcej nawet to, że odpracowałem swoje nie poprawiło mojej sytuacji. Starałem się więc dokończyć, co zaprojektowałem i być może dzięki temu nałapać kilka punktów. Czasami zdarzało się, że krasnolud doceniał czyjąś robotę i co złe wyparowywało mu z głowy. Miałem nadzieję, że i tym razem tak będzie. Do tego jednak musiałem skończyć naprawiać pozytywkę...
Shihaya obrzuciła mnie takim spojrzeniem, jakby chciała mi na miejscu wypruć wnętrzności, albo nakarmić mnie moim własnym sercem. Chyba pierwszy raz była na mnie aż tak wściekła. Widać było, że naprawdę porządnie się zasadziła na Coral. W normalnych okolicznościach bym jej nie przeszkadzał, tylko, że... Chowająca się za futryną dziewczyna nie była pierwszą lepszą, które tu trafiały. Wiedziałem jak Shi traktuje swoje zabaweczki. Są cacy, póki nie zaczną jej nudzić. Wtedy przerzucała się na inny "kwiatek" i miała gdzieś co z jej byłym partnerem... czy raczej najczęściej partnerką.
- Wszystko musisz ukraść! - warknęła.
- Shi... czy ty zawsze musisz tylko i wyłącznie dupą myśleć? - spytałem w końcu, przerywając jej rozpoczynającą się tyradę, przy której znów nadużyłaby mnogości przekleństw, w które język demonów był bardzo bogaty. Tam nawet kurwę określali na czterdzieści różnych sposobów. - Coral jest moim gościem... Rozumiesz to w ogóle? Pomogłem jej, bo Liliope zamiast ściągnąć ją bliżej miasta pozwoliła jej znaleźć się w środku lasu.
- I ona tu mieszka, z tobą? - spytała białowłosa dziewczyna, zerkając z zaciekawieniem na Coral.
- Tak, póki co tu mieszka, bo wczoraj zamiast szukać sobie mieszkania została przyciągnięta przez ciebie na imprezę - burknąłem. - A co do naszych relacji i wczorajszych zdarzeń, to nie, nie dobierałem się do niej i tobie też nie pozwolę, a teraz psik mi stąd, bo pracuję. - Wstałem i chwyciłem demonicę za rękę, żeby po chwili wywalić ją zwyczajnie za drzwi.
Westchnąłem ciężko, słysząc jak jeszcze marudzi nawet mimo tego, że zamknąłem jej drzwi przed nosem.
- Tarix... co się wczoraj stało? - spytała Coral nieśmiało, czerwona jak buraczek, lekko się kuląc.
- Nie stało się nic wielkiego - stwierdziłem i pozbierałem pozytywkę i narzędzia do niedużego pudełka, żeby odłożyć pracę jednak na później. - Nie masz się czym martwić.
- Ale... ona mówiła... A ja nic nie pamiętam - jęknęła.
- Po prostu się spiłaś, zachciało ci się tańczyć, a kiedy starałem się cię powstrzymać, bo ledwie na nogach się trzymałaś to... mnie pocałowałaś - wyjaśniłem. - Nic takiego, bo chwilę później wziąłem cię na ręce i przyniosłem do domu. Z resztą ledwie wyszliśmy z polany, a ty już spałaś, tyle. A teraz pasuje ci skombinować jakieś ubranie, które nieco więcej będzie zakrywać i przejdziemy się na targ.
Zanim dziewczyna cokolwiek powiedziała zniknąłem w sypialni i zacząłem przeszukiwać kufer z ubraniami. Nie posiadałem co prawda damskich ubrań, ale nieco luźne, płócienne spodnie już owszem i miałem nadzieję, że dziewczynie będzie w nich w miarę wygodnie.
- Załóż to i wychodzimy - poinstruowałem.
Coral od razu posłuchała i niedługo później mogliśmy iść. Coral co prawda niezbyt dobrze znosiła jasne promienie słońca, bo mrużyła wciąż oczy i co jakiś czas unosiła dłoń do skroni, ale nie żaliła się. Z resztą wciąż ledwie na mnie spojrzała, a rumieniła się i peszyła nieco. Wiedziałem, że tak będzie, a nie chciałem, żeby powstał między nami ten niezręczny rodzaj dystansu, który wkrada się zawsze kiedy ktoś przekroczy pewną granicę, a szanse na pełen czułości finał są marne.
W pierwszej kolejności skierowaliśmy się do kramu piekarki. Widziałem, że dziewczyna zagryza usta ledwie poczuła zapach świeżego pieczywa.
- Smacznego - powiedziałem podając jej nadzianą białym serem i miodem drożdżową bułkę.
- Dziękuję... - niemal jęknęła, by z wyraźną ulgą wgryźć się w ciasto, gdy tylko usiedliśmy na ławeczce obok. Starała się hamować, ale widać było, że jadła w pospiechu, starając się po prostu zaspokoić głód.
- Nie ma za co. - Podałem jej kolejną bułeczkę i zacząłem skubać swoją.
- Wszystko ci oddam. Co do miedziaka, obiecuję. - Coral była wyraźnie spięta. - Jak tylko znajdę pracę...
- Spokojnie. Nie musisz się spieszyć. Daleko mi do umierania z głodu, a skoro zaoferowałem ci pomoc to do chwili, aż staniesz jako tako na nogach. - Wstałem i otrzepałem spodnie z okruchów ciasta. - Musimy jeszcze kupić ci jakieś ubranie i ja niestety muszę zniknąć, bo mam zajęcia w podziemiach. Tobie też radzę się zastanowić czy chcesz rozwijać jakieś umiejętności. Czasem któryś z nauczycieli ma też robotę. Urian czasem potrzebuje zielska do swoich wywarów i eksperymentów, a nasz przewspaniały kowal szuka czeladnika... czyli innymi słowy kogoś od wszystkiego czego nie chce mu się robić. Od biedy możesz nawet pomagać Mathar w bidulu, ale pieniędzy z tego tyle co nic. Jest coś co umiesz robić? - zapytałem jeszcze, sięgając po torbę z resztą pieczywa, które miałem zamiar zabrać do domu.
<Coral? To co? Zakupy i pogadanka o nauczycielach? A później możemy na przykład iść na jakieś polowanko>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz