Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

niedziela, 7 lutego 2016

Orion - Włamywacz oberwał patelnią (08.04.217 r.)

Chłopak widocznie zmieszał się moją dociekliwością. Byłem pewny, że gdyby był nieco bardziej wzburzony, kubek z wrzątkiem wylałby się zwyczajnie na miękki dywan. Okey, czyli następnym razem nie wtykać nosa w cudze sprawy, a przynajmniej się o to postarać. Próbowałem ignorować nerwowe ruchy chłopaka, bądź co bądź, był tutaj gospodarzem, a przeze mnie czuł się niekomfortowo. Co mnie pokusiło, żeby zadać tak krępujące pytanie? Milcz, Orion, milcz, będzie lepiej dla wszystkich. Szybko zmył się z pomieszczenia, do którego po chwili wróciła dziewczyna. Już chyba w nieco lepszym humorze.
- A gdzie Alan? - spytała.
- Wyszedł… Mówił, że głowa go boli - powiedziałem cicho, a następnie zarumieniłem się, gdy dziewczyna pochyliła się w moją stronę. Nie wiem jakie czary-mary zrobiła wcześniej, ale ręka była chłodna, nawet nie piekła już tak bardzo. Zostanie z tego pamiątka na przyszłość, żeby unikać tutejszych nauczycieli. Kadry raczej nie polubię, ale nie ukrywam, że sama akademia wydawała się być… cudowna. Tajemnicza, niezbadana, łaknąca uwagi. Również sama dyrektorka, której nadal nie poznałem, zaliczała się do osób, które wszyscy w teorii znają, ale nikt nic tak naprawdę nie wie. Uczniowie sprawiali wrażenie egzotycznej mieszanki, jakby jakiś chemik zmieszał losowe elementy kilku różnych eksperymentów i zobaczył co się stanie, gdy wrzuci wszystko i zmiesza ze sobą. Kiwnąłem głową na kolejne pytanie dziewczyny, nie przejmując się, że od razu ruszyła coś przygotować. Nie jadłem nic od wyruszenia ze swojego świata, a sądząc po pogodzie za oknem minęło sporo czasu.
- Skąd tak dobrze znasz język ludzi? - spytałem zaciekawiony. Najbardziej obawiałem się bariery językowej, którą mógł mi zaserwować tutejszy świat. Przedsmak miałem już przy próbie dostania się do miasta z pobliskiej wsi, gdzie nawet język migowy nie pomagał w komunikacji. Miałem nadzieję, że szybko podłapię parę słów, przynajmniej na tyle, żeby być w stanie się dogadać. Deidre, bodajże tak miała na imię, rozpoczęła opowieść o swojej rodzinie. Nie wiem czy to ona mówiła za szybko, czy to ja za wolno ogarniałem, bo szybko zacząłem się gubić. Zrozumiałem tylko tyle, że raczej nie tępią tutaj par homoseksualnych, a przynajmniej na to wygląda. Czyli ma dwóch ojców, z czego jednego nazywają… tatusiem? Tak, chyba dobrze zapamiętałem. Druidka. Znaczy, pół druidka chyba. Zresztą, kto to wie. Zdecydowanie nie nadążałem za informacjami, które rzucała w trakcie rozmowy. Zmieszałem się, widząc skrępowanie dziewczyny, gdy zaczęła dogłębniej wyjaśniać.
- Wiesz... Nie koniecznie lubi się dria...dy... - to słowo zawsze z trudem przechodziło mi przez gardło - a już mieszańce, jak ja, to całkiem. Szczególnie, że mam bardzo nietypową rodzinę i sama jestem... dziwna... - Są rzeczy, które nie zmieniają się niezależnie od świata. Jednak zawsze pojawi się obrzydliwa dyskryminacja. Dziewczyna nie wyglądała dziwnie, nie zachowywała się dziwnie, a właściwie dziwniej niż reszta osób, które do tej pory tutaj spotkałem. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego akurat mieszane pochodzenie miałoby szufladkować tak miłą osobę. Nie każdy przenocowałby u siebie kogoś kompletnie obcego, w dodatku przyprowadzonego przez osobę trzecią, więc nawet wygonić w sumie głupio. Kolejne momenty pamiętam jak przez mgłę. Zjedliśmy (bardzo dobre) kanapki, zagoniła mnie do swojego pokoju i stwierdziła, że uwielbia kanapę. Starałem się nie rumienić za bardzo po pocałunku w policzek, ale nie bardzo mi to wyszło. W rezultacie ległem na łóżko, zasypiając od razu. Dopiero po jakimś czasie obudziły mnie hałasy. Do jasnej anielki, co jest? Myszy tu mają, czy jak? Chwilę zajęło mi skojarzenie, że ktoś musiał otworzyć drzwi. Kolejną chwilę - ogarnięcie, że w salonie śpi Deidre na kanapie, a jej już wystarczy przykryć przeżyć na dzisiaj. Nie potrzebuje strachu w związku z włamywaczami. Wylazłem po cichu z pokoju, starając się nie robić zbędnego hałasu. Dotarłem do kuchni, porwałem pierwszą lepszą rzecz, którą wymacałem w tych ciemnościach. Patelnia chyba, dobre i to. Następnie na placach skierowałem się w stronę drzwi, gdzie wyraźnie dostrzegłem czyjś zarys i otwarte drzwi. Zamachnąłem się potencjalnym narzędziem zbrodni, orientując się, że przeszło przez postać na wylot. Ktoś krzyknął, ja krzyknąłem, następnie zwiałem do salonu, chcąc się upewnić, czy Dei nic nie jest.
- Włamywacz - sapnąłem, zamykając drzwi. Skoro weszli do domu, należało się zabarykadować jak najszczelniej oraz zadzwonić po gliny. Albo jakiekolwiek służby porządkowe, które zajmowały się tego rodzaju sprawami w tym świecie. Odwróciłem się twarzą do kanapy i zamarłem.
- Gdzie? - spytał jakiś chłopak, wygrzebując się spod sterty koców. Na Livernell, zamknąłem się w jednym pokoju z potencjalnym mordercą. Zaraz! Gdzie Dei?! Boże, pewnie zdążyli ją już zgwałcić, zakneblować, posiatkować i zabić. Przełknąłem głośno ślinę. szukając wzrokiem jakiejkolwiek broni, bo oczywiście patelnia została w przedpokoju. Cudownie, zacząłem panikować.
- Orion, wszystko dobrze? - spytał nieznajomy troskliwie, a ja ponownie zamarłem. Zaraz, chwila…
- Dei? - spytałem niepewnie, drapiąc się po karku. Niemożliwe, ale chwila, zaraz, to o to chodziło! Gdy mówiła o zmianie, nawiązywała do swojej płci. - Ten, tego, chyba ktoś ci się do domu włamał, bo drzwi były otwarte i tam ktoś wstał, i ja miałem patelnie, i przeszła ona na wylot, i to było dziwne, i coś jest tutaj nie teges - podsumowałem zmieszany. Co się tutaj wyprawiało?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz