Nigdy przez myśl by mi nie przeszło, że na pozór proste miasto może okazać się labiryntem. Widziałam budynek akademii już z oddali, jednak musiałam poświęcić wiele czasu, by znaleźć się przed jej wejściem. Dzielnie maszerowałam z wysoko uniesionym czołem, by nie okazać po sobie strachu. Choć przy każdym gwałtowniejszym ruchu przechodzących obok istot, miałam ochotę uciec i skryć się gdzieś głęboko w gaju. Dodatkowo mój zapał i pewność siebie ulatywały, gdy natrafiałam na kolejne ślepe uliczki. Stałam wtedy i przyglądałam się ogrodzeniom, zastanawiając się kto miał takie umiejętności, by postawić je w tak krótkim czasie.
Zmarszczyłam nosek, kiedy w końcu znalazłam się na dziedzińcu. Zrobiłam kilka niepewnych kroków na przód, jakbym spodziewała się, że zaraz wyrośnie przede mną jakaś ściana. Gdy jednak nie powstrzymała mnie żadna bariera, odetchnęłam z ulgą.
Pierwszą część zadania miałam już za sobą. Teraz pozostało tylko odnaleźć gabinet dyrektorki, co będzie znacznie trudniejsze, a zarazem ważniejsze niż to co zrobiłam do tej pory. Rozejrzałam się wokół z nadzieją, że znajdę tu osobę, będącą zagubioną równie mocno co ja. Jak do tej pory, każdy do kogo się zwróciłam odtrącał mnie albo w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Jakbym była powietrzem, nie istniała, stapiała się z roślinnością, której w miasteczku nie było zbyt wiele. Gdybym znalazła kogoś, w podobnej sytuacji do mojej, razem łatwiej i raźniej będzie odnaleźć właściwą drogę. I przy okazji nawiązać bliższe relacje. Zacząć się przyjaźnić.
Oczy zalśniły mi z podekscytowania. Nowy przyjaciel, przyjaciółka. Bliska osoba, której będę mogła powiedzieć o wszystkim. Z jeszcze większą ekscytacją wypatrywałam kogoś, kto stałby przed wejściem, jakby na coś czekał. Jak na złość wszystkie istoty doskonale wiedziały dokąd zmierzają. Wtedy właśnie zobaczyłam ją.
Stała zamyślona, wpatrując się w jakiś punkt, który każdy mijał obojętnie. To była moja szansa. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie moją pierwszą przyjaciółką! Podeszłam do niej szybko, powstrzymując się od biegu.
- Witaj – zaświergotałam radośnie, łapiąc delikatnie rękaw jej szaty. Zaniemówiłam na chwilę, przyglądając się jej twarzy. Jako driada, otaczana pięknem, miałam do niego ogromną słabość, lubiłam je podziwiać, a stojąca przede mną dziewczyna była… Śliczna. Łagodne rysy okolone ciemnymi lokami, ciemne oczy pełne miłych ogników. Wydawałoby się, że czerwony pas, jakby namalowany farbą odbierałby urody, a było wręcz przeciwnie. Sprawiał, że w jej rysach było coś dzikiego, pierwotna siła przypominająca o potędze natury. – Czy zna pani drogę do gabinetu dyrektorki?
Dziewczyna zamrugała szybko, odganiając od siebie resztki wspomnień. Spojrzała na mnie pytająca, a ja uśmiechnęłam się niepewnie, choć chciałam nadać temu promienny i radosny charakter.
- Czy zna pani drogę do gabinetu dyrektorki? – powtórzyłam pytanie,
powstrzymując odruch swojego ciała od podekscytowanego podskakiwania. Moja
radość pogłębiła się, gdy dziewczyna wyraziła zgodę. Poszła przodem, nakazując
bym udała się za nią.
Zapiszczałam cicho z radości, natychmiast starając się ją
dogonić. Szła bardzo szybko, a ja byłam zbyt rozproszona. Mój wzrok uciekał
ciągle na boki, spojrzenie zaczepiało się na każdym elemencie, zatrzymując mnie
na chwilę w miejscu. To miejsce było niezwykłe. Piękne. Czarujące. Zapierające
dech w piersi. Grube, chłodne mury, w których dało się wyczuć wiekową historię
tego miejsca. Przesunęłam palcami po pęknięciu, zaraz cofając dłoń, gdy
wyczułam porażającą magię tego miejsca.
Zerknęłam wyżej, dostrzegając szklany obraz, zastępujący
okno. Barwnie przedstawiał fragment Gaju. Kolorami przypominały rajskie ptaki,
żywe, będące wizytówką natury. Drzewa, wśród których bawiły się driady, goniły
się z leśnymi stworzeniami. Ja też spędzałam tak czas z siostrami. Bawiłyśmy
się, śmiałyśmy, ganiałyśmy po polanach. Plotłyśmy wianki z kwiatów, spijałyśmy
wodę z liści, zażywałyśmy słonecznych kąpieli.
Patrząc na ten obraz poczułam nostalgię. Driady wyglądały
jak żywe, miałam wrażenie, że poruszają się, wołają mnie bym przyłączyła się do
nich. Bym wróciła do Puszczy. Po chwili tę sielankę zastąpiła wizja pełna
ognia. Płomień trawił drzewa, płoszył zamieszkujące je istoty. Usłyszałam przepełniony
bólem krzyk moich sióstr, które nie były w stanie uciec. Widziałam ich ciała,
które malały, zmieniały się w kupkę popiołu. Rozpadały się zwęglone. Cofnęłam
się przerażona, przysłaniając dłonią usta, by powstrzymać krzyk. Odwróciłam się
i dogoniłam moją nową znajomą, nim zniknęła na końcu korytarza, przechodząc do
innej sali.
- Pięknie tu – wyszeptałam, mimowolnie podchodząc bliżej
dziewczyny, szukając w niej oparcia. Nagle każda istota w pobliżu wydawała się płonąć
wewnętrznym ogniem, gotowym mnie spalić, przemienić w popiół.
- Prawda? – odparła z cichym westchnieniem. – Budynek ma
pewnie więcej lat niż którykolwiek z uczniów, a wciąż sobą zachwyca.
- Tak, masz rację – przyznałam, starając się nie odstępować
ciemnowłosej na krok. – Jednak czuję się nieco przytłoczona. Wszystko jest tu
takie… Ogromne! Puszcza, w której się wychowywałam, nie była wielka. Z mojej
polany dobiegałam do strumienia szybciej niż słońce o poranku wychodziło zza
horyzontu. A tutaj… Nie jestem w stanie nigdzie dotrzeć, by po drodze nie
zgubić się kilka razy. Wszystko jest też obce i nieprzyjazne. Wszyscy patrzą
tylko na siebie i ciągle gdzieś pędzą. Nie mają czasu, by dotrzeć piękno tego
miejsca.
Dziewczyna zatrzymała się, moją wypowiedź kwitując jedynie
miłym uśmiechem. Zarumieniłam się, palcami przeczesując czerwone końcówki,
chcąc pomóc im powrócić do naturalnego koloru. Wskazała dłonią drzwi, za
którymi zapewne siedziała dyrektorka.
Posmutniałam nagle. Więc to był już koniec, tutaj nasze
drogi się rozchodziły, a ja nawet nie poznałam jej imienia.
- Dziękuję – powiedziałam, siląc się na uśmiech. – Bardzo mi
pomogłaś, jestem naprawdę wdzięczna. – Wyciągnęłam dłoń w jej stronę. – Jestem Norei.
Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.
(Ceryni? Dziękuję ślicznie za oprowadzenie. Możesz na mnie poczekać, jeśli chciałabyś spędzić ze mną jeszcze troszkę czasu <3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz