Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

środa, 24 lutego 2016

Norei - Nie można utrzymać wrony za ogon (09.04.217 r.)

Gabinet dyrektorki był przytłaczający. Ogromny pokój, z jedną ścianą wygiętą w delikatny łuk. Ściany były pomalowane jasnym kolorem, wdzięcznym, dzięki temu miało się wrażenie, że do pomieszczenia wpada więcej światła. Sam gabinet był zagracony. Ciężkie meble z jasnego drewna, uginały się pod ciężarem książek, kufrów wypełnionych zwojami, miksturami czy skonfiskowanymi przedmiotami. Odskoczyłam z piskiem od jednej szafki, gdy zobaczyłam na półce słój z martwym, pozbawionym sierści zwierzątkiem, zanurzonym w płynie. Było to przykrym zjawiskiem, jednak nie przeraziło mnie to, że zmarłe stworzenie nie doczekało się godnego pochówku. Przeraziłam się, gdy to na pozór nieruchome stworzonko otworzyło nagle oczy i zaczęło pazurkami stukać w ścianki słoja. 
- Ignoruj to - usłyszałam niski, kobiecy głos. Zwróciłam uwagę na kobietę, siedzącą w głębokim fotelu w wysokim oparciem, obitym czerwoną tkaniną. W niczym nie przypominał fotela, na którym powinna spoczywać dyrektorka Akademii. Bardziej wyglądał jak element z mieszkania bajkowej babci, która od życia oczekuje jedynie spokoju i wygody.
- Ale... To żyje! - krzyknęłam, z wyrzutem wskazując na stworzenie sztucznie utrzymywane przy życiu. Nie rozumiałam jak można jakiejkolwiek istocie wyrządzić taką krzywdę. Jak można potraktować w taki sposób coś żywego, mającego uczucia, odczuwającego ból i strach.
- Jest martwe. To co zaobserwowałaś, to pozostałości eksperymentu jednego z uczniów, który próbował bez użycia magii złamać obowiązujące prawa natury i zaburzyć równowagę - mówiła kobieta spokojnie, przeplatając między szczupłymi palcami jasne kosmyki długich włosów. Patrzyła na mnie uważnie, jakby wzrokiem była w stanie przeniknąć przez moją duszę, dowiedzieć się co tkwi na dnie mojego serduszka i jak ważne zadanie sprowadziło mnie w jej progi. 
- To dlaczego go nie pochowacie? - spytałam cichutko, zajmując posłusznie miejsce na przeciwko dyrektorki, po drugiej stronie biurka. Spuściłam wzrok na list, który trzymałam w dłoniach, czując się niekomfortowo w obecności dyrektorki. Nie tylko gabinet był przytłaczający, jej osoba także. - Zasługuje na to, trzeba je zwrócić ziemi, trzeba je oddać naturze.
Dyrektorka zaśmiała się głośno, czym tylko pogłębiła moje uczucie niepewności i chęci oddalenia się z tego miejsca. Co ja sobie myślałam, odnajdując drogę do Akademii? Ten świat jest zbyt brutalny, nie odnajdę się w nim.
- Wiem co sobie myślisz - mruknęła kobieta, uśmiechając się ciepło, choć w tym cieple można było dostrzec coś złowrogiego. - Jest tu wiele delikatnych istot, są tu także twoje siostry. Masz ambicję, poradzisz sobie. A to stworzenie, ziemia go do siebie nie przyjmie. W momencie, w którym tamten uczeń zabrał się za swój eksperyment, to stworzenie zostało wykluczone z kręgu natury. Stało się czymś obcym, nie pasującym do żadnego ze światów.
- To okrutne - wyszeptałam łamiącym się głosem, czując jak moje serce rozrywa się na małe kawałeczki, a w gardle pojawia się nieprzyjemna gula tłumiąca szloch. Było mi żal tego stworzenia, było mi także żal istot, które nie posiadają sumienia i postępują tak brutalnie. Zatęskniłam nagle za Ishar, pełną życia i dobra, gdzie nikt nie próbował niczego zmieniać. Ishar była doskonałym miejscem do życia, schronieniem dla Driad. Pełna szczęścia, bezpieczeństwa. Z każdą chwilą mój zapał do tego miejsca malał. Nie czułam się bezpieczna, nie miałam pewności czy sobie tu poradzę. 
Podałam dyrektorce list i z cichym pożegnaniem, wyszłam na korytarz. Pusty korytarz.
Westchnęłam głośno, nieco przygnębiona tym, że Ceryni jednak na mnie nie poczekała. Chciałam spędzić jeszcze trochę czasu w towarzystwie dziewczyny. Fascynowała mnie, była niezwykła. Ale jak widać... Skuliłam się, przerażona moimi nagłymi myślami, w końcu obiecałam sobie, że nie będę się tym martwić. Nie każdy przecież ocenia driady z góry, prawda? Nie każdy uważa je za istoty złe, gorszą wersję nimf. Może była zajęta? Tak. To na pewno było to! Musiała coś pilnie zrobić, ale jednak znalazła odrobinę czasu, by zaprowadzić mnie do gabinetu dyrektorki.
Pokrzepiona tymi myślami, z pogodnym uśmiechem, ruszyłam dalej, przed siebie. Zajęcia zaczynałam dopiero jutro, więc teraz mogłam rozejrzeć się po okolicy i znaleźć miejsce, w którym będę mogła spędzać czas odpoczywając czy rozkoszując się naturą. Pomknęłam w kierunku Gaju, do którego droga okazała się o dziwo o wiele łatwiejsza. Jakby magia tego miejsca przyzywała mnie do siebie, wołała i sama wskazywała drogę, widząc, że ciężko mi było odnaleźć się wśród zabudowanych uliczek.
Biegłam, czując jak wiatr bawi się między kosmykami moich włosów. Nie zatrzymywałam się, nie zwalniałam. Zgrabnie omijałam stojące na mojej drodze przeszkody. Poczułam chwilową wolność i brak zobowiązań, które czułam przez całe moje życie. Wiedziałam, że to ostatni dzień, kiedy tak naprawdę mogę odpocząć i nie przejmować się niczym. Już od jutra moje życie się zmieni. Całkowicie. Nie będę mogła być tak beztroska jak do tej pory. Będę musiała dojrzeć...
Och... Moje siostry nie będą mogły mnie rozpoznać, tak się zmienię! Z jednej strony mnie to przeraża, z drugiej jednak było to niezwykłe. W domu mówiło się, że zmieniasz się, kiedy tylko opuścisz miejsce, w którym się wychowałaś. Wystarczy jeden krok za próg i zdobywasz doświadczenie, odnajdujesz przyjaciół. Pod ich wpływem charakter także się kształtuje, zachowania, postrzeganie świata. Gdy tylko o tym pomyślałam, miałam ochotę zatrzymać się w miejscu i piszczeć z ekscytacji. Tęskniłam za domem, bardzo chciałam wrócić, ale... Tutaj czekało mnie tyle możliwości!
Zatrzymałam się nagle, czując w powietrzu delikatny zapach krwi. Zaniepokoiło mnie to, zwłaszcza, że nie słyszałam żadnych próśb o pomoc ani odgłosów świadczących o cierpieniu. Udałam się w kierunku, w którym według mnie metaliczny zapach nasilał się, starał się coraz mocniejszy, wdzierający się w nozdrza by zaatakować węch nieprzyjaznym odorem śmierci. Ujrzałam leżącego na polanie, pośród barwnych kwiatów, młodego anprana. Można by uznać, że śpi, wyleguje się na polanie w urokliwym otoczeniu, rozkoszując się promieniami słońca. I pewnie by tak było, gdyby nie ten nieprzyjemny zapach.
Podbiegłam do zwierzątka, padając tuż obok niego na kolana. Przysunęłam dłoń do jego pyszczka, wyczuwając na skórze delikatne podmuchy ciepłego powietrza. Oddychał, z ledwością, ale wciąż tliło się w nim życie. Białe futro na boku barwiło się czerwienią, było to jedyną widoczną raną prócz braku ogona, który najpewniej odrzucił próbując się ratować. Coś musiało go zaatakować. 
Poczułam jak pieką mnie oczy, od łez, które wezbrały się i szukały ujścia. Pociągnęłam głośno nosem, próbując uspokoić umysł, który uciekał do chaosu. Zaczynałam panikować. Powstrzymując głośny szloch, który tkwił mi w gardle, oderwałam koniec swojej sukienki i przycisnęłam mocno do rany stworzenia, próbując powstrzymać krwawienie. Widziałam, że Strażnik Puszczy robił coś podobnego, gdy stworzenia krwawiły. Nie miałam jednak pewności czy przypadkiem nie wbijam w ranę czegoś, co ją zadało. Bałam się odciągnąć wilgotny materiał od rany, nie chcąc patrzeć na krew i odsłonięte mięso. Czułam jak moje nogi i ręce drżą z przerażenia, żołądek podszedł mi do gardła, gotowy zwrócić wszystko, co zjadłam w ciągu ostatniego tygodnia. Serce gnało w szalonym rytmie, próbując uciec od przerażenia, które ogarnęło zarówno mój umysł, jak i ciało. Wzrok miałam zamglony, obraz rozmywał się od łez, nie byłam w stanie skupić się na jednym punkcie, by wyostrzyć to co mogłam dostrzec. Wszystko zlało się w jedno, było wielobarwną zielenią. Tylko ta krew... Ta krew była zbyt wyraźna.
Wiedziałam, że potrzebowałam pomocy, jeżeli chcę by to stworzenie przeżyło. Nie wiedziałam gdzie jej szukać, nie chciałam zostawić stworzonka samego. Z jednej strony chciałam odbiec, szukać kogoś, z drugiej chciałam być przy malutkim anpranie, by... By nie umarło w samotności.
- Czy... Czy jest tu ktoś?! - zawołałam, mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy. Może zrobiłam to zbyt cicho, może zbyt niewyraźnie, kiedy głos załamywał mi się od płaczu. Jednak naiwnie wierzyłam, że zjawi się ktoś z pomocą.

<Może ktoś jednak usłyszał płaczącą driadę? Norei byłaby więcej niż szczęśliwa!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz