Przyszło nad wodę się pluskać. Lubiło się pluskać. Pluskać, chlapać i wylegiwać w wodzie. Woda dobra dla skóry Gi. Taka dobra...Gi lubi wodę i wszystko co mokre. Zrobiło więc chlups i rozchlapało wodę, później nabrało jej w łapki i podrzuciło do góry, by zachwycać się milionem małych kropelek błyszczących w słonku, rażących duże oczy. Kropelki ładne, błyszczące, mokre. Dlatego deszcz taki śliczny.
Usłyszało głosy i od razu obróciło do nich głowę. Głosy były fajne, bo gdzie głosy tam człowiekowate. A one są takie zabawne. Ciotunia zawsze mówi, żeby Gi opiekowała się człowiekowatymi. Więc Gi to robi bardzo chętnie. Teraz też pognało w stronę głosów, cichutko, tak, żeby nikogo nie spłoszyć. Nie dobrze jak się bali małej Gi. A przecież nie było nigdy straszne, ani groźne, no chyba, że ktoś dotykał rogów Gi. Wtedy gryzło, o tak, gryzło bardzo, bo rogi były wrażliwe, nie wolno było ich mocno ściskać, to robiło ból.
Podpełzło niziutko przy ziemi. Zobaczyło jak rogaty braciszek daje coś rogatej siostrzyczce. Dwa rogacze, jak dwie sarenki! Pac, pac! Podskoczyło lekko, uradowane swoim spostrzeżeniem. Gi bystra! Mądra!
Co to było? Co jej dał? Kopertę? Pewnie były w niej papiery i słowa. Słowa były wstrętne, straszyły Gi. Ciotunia kiedyś pokazywała Gi słowa. Kazała się ich uczyć. Okropne słowa i okropne literki maczki-znaczki.
Siostrzyczka wzięła pakunek, a braciszek wycofał się, żegnając z siostrzyczką. Dlaczego już sobie poszedł? Nie lubił siostrzyczki? A do tego był taki jakiś... niepocieszony. Nie uśmiechał się, nie nucił. Może mu trzeba było pomóc?! Tak! Pomóc! Gi pomoże! Gi lubi pomagać i będzie!
Ruszyło za braciszkiem. Początkowo cichutko, tak żeby nie wiedział, że Gi za nim idzie. To było śmieszne, tak śledzić człowiekowatych. Ale on chyba wiedział... Nasłuchiwał.
Wiedziało jak nie dać się usłyszeć, ale chciało się pobawić. Tupnęło, uskoczyło. Braciszek się obrócił, ale nie wiedział, gdzie wylądowało, oj nie... Widział tylko ślad po tupiącej łapce.
Znów podskoczyło, znów uskoczyło, by skryć się w gąszczu.
- Pokaż się - rzucił braciszek.
Wstało i wyprostowało się dumnie wypinając cycuszki. Tak by wyglądało dumnie. Gi dumna! Tak!
- Pokazało się! A co! - zrobiło krok. Niezgrabny, bo chodzenie na prostych nogach było złe, ciężkie. Gi tak nie chodzi. Wolało kicać. - Gdzie idzie braciszek? Co tu robi? Nie lubi wody i rogatej siostrzyczki? Jak ma na imię? - zasypało pytaniami nowego braciszka, podczłapując do niego i szarpiąc to za rękaw, to spodnie, to znów wyrwało włos i włożyło go sobie do buzi. Było przy tym zwinne, nie dało się dotknąć, odpędzić. Gi ciekawa!
<Wichester? Masz nową wielbicielkę ^,^>
Usłyszało głosy i od razu obróciło do nich głowę. Głosy były fajne, bo gdzie głosy tam człowiekowate. A one są takie zabawne. Ciotunia zawsze mówi, żeby Gi opiekowała się człowiekowatymi. Więc Gi to robi bardzo chętnie. Teraz też pognało w stronę głosów, cichutko, tak, żeby nikogo nie spłoszyć. Nie dobrze jak się bali małej Gi. A przecież nie było nigdy straszne, ani groźne, no chyba, że ktoś dotykał rogów Gi. Wtedy gryzło, o tak, gryzło bardzo, bo rogi były wrażliwe, nie wolno było ich mocno ściskać, to robiło ból.
Podpełzło niziutko przy ziemi. Zobaczyło jak rogaty braciszek daje coś rogatej siostrzyczce. Dwa rogacze, jak dwie sarenki! Pac, pac! Podskoczyło lekko, uradowane swoim spostrzeżeniem. Gi bystra! Mądra!
Co to było? Co jej dał? Kopertę? Pewnie były w niej papiery i słowa. Słowa były wstrętne, straszyły Gi. Ciotunia kiedyś pokazywała Gi słowa. Kazała się ich uczyć. Okropne słowa i okropne literki maczki-znaczki.
Siostrzyczka wzięła pakunek, a braciszek wycofał się, żegnając z siostrzyczką. Dlaczego już sobie poszedł? Nie lubił siostrzyczki? A do tego był taki jakiś... niepocieszony. Nie uśmiechał się, nie nucił. Może mu trzeba było pomóc?! Tak! Pomóc! Gi pomoże! Gi lubi pomagać i będzie!
Ruszyło za braciszkiem. Początkowo cichutko, tak żeby nie wiedział, że Gi za nim idzie. To było śmieszne, tak śledzić człowiekowatych. Ale on chyba wiedział... Nasłuchiwał.
Wiedziało jak nie dać się usłyszeć, ale chciało się pobawić. Tupnęło, uskoczyło. Braciszek się obrócił, ale nie wiedział, gdzie wylądowało, oj nie... Widział tylko ślad po tupiącej łapce.
Znów podskoczyło, znów uskoczyło, by skryć się w gąszczu.
- Pokaż się - rzucił braciszek.
Wstało i wyprostowało się dumnie wypinając cycuszki. Tak by wyglądało dumnie. Gi dumna! Tak!
- Pokazało się! A co! - zrobiło krok. Niezgrabny, bo chodzenie na prostych nogach było złe, ciężkie. Gi tak nie chodzi. Wolało kicać. - Gdzie idzie braciszek? Co tu robi? Nie lubi wody i rogatej siostrzyczki? Jak ma na imię? - zasypało pytaniami nowego braciszka, podczłapując do niego i szarpiąc to za rękaw, to spodnie, to znów wyrwało włos i włożyło go sobie do buzi. Było przy tym zwinne, nie dało się dotknąć, odpędzić. Gi ciekawa!
<Wichester? Masz nową wielbicielkę ^,^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz