Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

czwartek, 18 lutego 2016

Alan - Przypadki lubią chodzić stadami (do Adriela)(08.04.217 r.)

Gdy ujrzałem oczy nieznajomej, moje serce ogarnęły mieszane odczucia. Z jednej strony miałem świadomość pewnego zagrożenia. Powinienem podnieść się, rzucić szybkie podziękowania i uciec. Jak najdalej od niej. Wprawdzie nie wypada zachować się tak wobec kobiety, jednak w tej jej całej kobiecości tkwił pewien szkopuł - była nieumarłą. Wiele złego mówi się o tej rasie, ich opinia w tutejszym społeczeństwie od lat jest zszargana, a nieumarli nawet nie próbują jej w żaden sposób polepszyć. Są po prostu sobą i nie wstydzą się tego, nie próbują udawać miłych, co uznają za uwłaczające zachowania. Niektóre żywe istoty zapewniają, że z nieumarłymi można mieć pozytywne, przyjazne relacje. Jedynymi warunkami było znalezienie się w innym wymiarze, a z samymi nieumarłymi nigdy się nie spotkać i nie mieć z tą rasą nic wspólnego.
Ucieczka była prawidłową reakcją, jedyną na którą powinienem się zdobyć. Z drugiej strony nie byłem w stanie się ruszyć. Wciąż siedziałem na trawie, wpatrując się w dziewczynę otępiałym spojrzeniem. Przygryzałem mocno wargi, by powstrzymać histeryczny śmiech. Miałem wrażenie, że oszalałem.
Sytuacja, w której się znalazłem była absurdalna. Uciekłem oknem bo mój umysł ogarnęły myśli o martwej istocie. Dodatkowo los bywa przewrotny, postawił na mojej drodze istotę prawie martwą. Opacznie zrozumiał to, co roiło się w mojej głowie, rozszyfrowując jedynie bezbarwne oczy i chłodną skórę. Mogłem doprecyzować swoje wyobrażenia i skupić się na tej niematerialnej formie.
Chciałem odpowiedzieć dziewczynie na zadane przez nią pytanie, jednak zaraz nastąpił ciąg zdarzeń, których nie byłem w stanie pojąć, ani uporządkować zaistniałego po nich chaosu.
W jednej chwili byłem uwięziony w krzakach, potem wolny, mój wybawca okazał się nieumarłą, przy której zaraz pojawił się Adriel, zniechęcając dziewczynę do siebie. Następnie kazał mi wybierać.
Nie wiedziałem skąd duch się wziął ani dlaczego znalazł się konkretnie w tym miejscu. Jakby posiadał gdzieś radar, który informował jakie istoty znajdowały się w moim otoczeniu. Jak do tej pory - nie informował tylko o Dei.
Miałem mętlik w głowie, nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, by odpowiedzieć Adrielowi na jego oskarżenia, odgryźć mu się, zbuntować. Myślałem głównie o tym, że chciałem by tu był. Tego jednego byłem pewien.
Właśnie dlatego wybrałem powrót, choć ta przekorna część mnie chciała chwycić dziewczynę za rękę i pociągnąć ją gdzieś w głąb lasu. Spędzić z nią czas tylko dlatego, że Ad chce by trzymała się ode mnie z daleka. Zagrać mu na nosie, zrobić mu na złość, zirytować go, wzbudzić zazdrość. Tak po prostu.
Podniosłem się z ziemi, stając niepewnie na drżących nogach, które ledwo były w stanie utrzymać mój ciężar. Czułem jak zraniona skóra daje o sobie znać, jednak nie chciałem okazywać żadnej słabości. Było mi wystarczająco wstyd, kiedy zmuszony byłem robić za krzewnego niewolnika.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc - zwróciłem się do dziewczyny, uśmiechając się z zakłopotaniem. Było mi przykro z powodu zaistniałej sytuacji, była niezręczna i kłopotliwa, zwłaszcza dla nieznajomej. Chyba mało istot lubi być traktowanym w taki sposób, nawet jeśli starają się pokazać, że za nic mają towarzystwo innych. Nie ważne jaką barierę wokół siebie postawi, część takich negatywnych bodźców zawsze znajdzie sposób, by się przebić i trafi tam gdzie choć trochę zaboli. - Jeżeli będziesz kiedyś potrzebowała pomocy, nie bój się mnie o nią poprosić.
Nieumarła jedynie prychnęła, nie siląc się na żadną odpowiedź. Była niezadowolona i wcale jej się nie dziwiłem. Sam byłbym zirytowany, gdyby zjawiła się obok nagle osoba trzecia i próbowała się mnie, łagodnie mówiąc, pozbyć.
Pomachałem dziewczynie na odchodne i udałem się za Adrielem. Duch wydawał się nieswój. Nie rzucał typowych dla siebie uwag, żartów. Nie próbował także w żaden sposób naruszyć mojej przestrzeni osobistej. Szedł szybko, nie odwracał się za siebie, a w każdym jego ruchu dało się zauważyć niezadowolenie. Sam zacząłem czuć się dziwnie, jakby działo się coś niewłaściwego, zupełnie odbiegającego od normy. Byłem poddenerwowany, chciałem temu zaradzić, ale nie wiedziałem co mógłbym zrobić. Nigdy nie byłem dobry w łagodzeniu pozornych konfliktów. Wiązało się to z relacjami z innymi istotami, co wciąż stanowiło dla mnie pewne trudności. Nawet jeśli zawsze był ktoś obok mnie.
Kiedy dotarliśmy do drzwi wejściowych, przeniknął przez nie, by odtworzyć zamki od wewnątrz. Postukałem palcem kilka razy w lampkę ogrodową, której światło znów było przytłumione, niezdolne rozproszyć ciemności panującej na ganku.
Uśmiech zamarł mi na ustach, gdy Ad otworzył drzwi, a w bladym blasku księżyca, wpadającym przez okna, ujrzałem stojącą za nim postać. Odruchowo przesunąłem się na bok, ukrywając się za otwartymi drzwiami, by na wszelki wypadek napastnik mnie nie dostrzegł. Nie wiedziałem jak dobrze widział w ciemnościach.
Próbowałem zasygnalizować Adrielowi, że zbliża się niebezpieczeństwo, żeby uważał. Jednak nie był w stanie odczytać mojego gestykulowania. Zmarszczył brwi, przypatrując mi się z niezrozumieniem. Przysłoniłem usta dłonią, by stłumić krzyk, gdy przez niematerialne ciało ducha przeszedł bliżej nieokreślony, ciężki przedmiot, który zaraz z hukiem spadł na podłogę, a sam napastnik uciekł z krzykiem w głąb domu. Zerknąłem w dół, dostrzegając w mroku niewyraźny zarys patelni, którą ktoś posłużył się do zaatakowania Adriela.
Było to przełomowym zdarzeniem dzisiejszej doby, dzięki któremu wszystkie wstrzymywane do tej pory emocje znalazły ujście. Osunąłem się wzdłuż drewnianej powierzchni, opadając na kolana. Roześmiałem się głośno, histerycznie, kuląc się i zaciskając mocno palce na drzwiach. Siedziałem i śmiałem się, nie będąc w stanie się uspokoić, nie mogąc opanować zbyt silnych emocji. Zaczerpnąłem głośno powietrze, przytrzymując je dłużej w płucach. Uznałem, że będzie to dobrym sposobem, który jednak nie spełnił moich oczekiwań. Zakrztusiłem się przy tej czynności kilka razy, kiedy nie byłem w stanie powstrzymać kolejnych ataków śmiechu,
- Odbiło ci? - mruknął Ad, masując brzuch, miejsce w którym "przecięła" go patelnia. Przyglądał mi się z powątpiewaniem, choć dostrzegłem, że jeden z kącików jego ust uniesiony był ku górze.
Przytaknąłem w odpowiedzi, ocierając wilgoć z policzków. Zerknąłem na niego z wciąż załzawionymi oczami, próbując uspokoić oddech. Gdy w miarę mi się to udało, Ad wyciągnął w moim kierunku rękę, a ja chwyciłem ją, z wdzięcznością przyjmując pomoc. Polegając w głównej mierze na jego sile, podniosłem się z ziemi. Wstrzymałem na chwilę oddech, kiedy zamknął za mną drzwi, a ja znalazłem się bardzo blisko niego. Odchrząknąłem, pozbywając się nieprzyjemnej guli tkwiącej w moim gardle i odsunąłem się na krok. Nawet jeśli stanąłem o własnych siłach i nie potrzebowałem podpory, nie wypuściłem jego dłoni. Wzmocniłem uścisk i pociągnąłem go za sobą, prowadząc do mieszkania, cicho i uważnie stawiając kroki, by nie robić niepotrzebnego hałasu. Choć z pewnością poprzednie krzyki zniweczyły moje wszelkie plany niezauważalnego przedostania się do pokoju.
- Witaj Dei - uśmiechnąłem się promiennie i pomachałem stojącemu u progu salonu mężczyźnie. Uniósł wysoko grubą brew, przesuwając spojrzenie raz na mnie, raz na Adriela, którego dłoni usilnie nie chciałem wypuścić z uścisku.
Ponad ramieniem ciemnowłosego dostrzegłem Oriona, którego mina ewidentnie wyrażała dezorientację. Dla mnie samego, choć przyzwyczajony byłem do wszelkiego rodzaju dziwów, dzisiejszy wieczór był niezwykły.
Przycisnąłem wolną dłoń do ust, próbując powstrzymać kolejny napad śmiechu. Nie chcąc dłużej pogarszać czy przeciągać sytuacji, poprowadziłem Adriela dalej, prosto do swojego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi, z trzaskiem, nieco zbyt głośnym niż planowałem. Chciałem zachowywać się cicho, mając dziwne przeczucie, że każde głośniejsze zachowanie może sprawić, że ponownie wybuchnę niepohamowanym atakiem szczęścia.
- Dziękuję za pomoc - wykrztusiłem, w nagłym przypływie chęci okazania wdzięczności, wtulając się mocno w ciało ducha. Zagryzłem zęby na jego koszulce, by nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Wciąż czułem, że ta nadzwyczajna radość czai się gdzieś pod moją przeponą.
Westchnąłem głośno, rozkoszując się przyjemnym chłodem ciała Adriela. Cieszyłem się, że tu był. Jego obecność była dla mnie swego rodzaju oparciem, nawet jeśli nie było mi to w tym momencie potrzebne. Dodatkowo koiła mnie, uspokajała.
Miałem wrażenie, że działo się ze mną coś dziwnego i...
"Niepokoi mnie to" - pomyślałem, mocniej zaciskając palce na plecach Adriela, odruchowo przyciągając go bliżej siebie.

<No i masz... Rozhisteryzowany gargulec. Jak sobie z tym poradzisz, Ad?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz