Westchnąłem ciężko, znów poirytowany. No nie ma co... wieczny kłopot z tymi kobietami. Zdążę oszaleć, osiwieć, a później wyłysieć zanim dobiję do trzydziestki... Jak nie Zoe włazi i robi rozpiździel, to Shi robi mi awanturę, a teraz jeszcze te... Wstałem jednak i poczłapałem w głąb pomieszczenia, żeby zobaczyć co też one takiego wykombinowały. A znając Yen to mogły wykombinować dość sporo. syrena niemal mnie dościgała jeśli o głupie pomysły szło.
- Czy wy mi możecie dać chwilę spokoju? Muszę... - no i urwałem zapominając co też ja takiego muszę.
- Podoba ci się? - zaszczebiotała Yen i teatralnym gestem wskazała mi Coral... Tak... Coral! Ale taką, jakiej jeszcze nie widziałem.
Faktem było, że dziewczyna była bardzo ładna, a w mojej koszuli... no cóż kusa koszula i spory kawałek zgrabnych, odkrytych ud robiły swoje, ale teraz...
Sapnąłem coś bliżej nieokreślonego, przekrzywiając głowę i zwyczajnie się gapiąc! Bo do cholerki jasnej nie potrafiłbym się nie gapić! Moją słodką towarzyszkę ubrano w niezwykle skąpy strój, który więcej odkrywał niż zakrywał. To, co jednak znalazło się pod niedużymi paskami materiału dopowiadała sobie moja wyobraźnie, która właśnie działała na najwyższych obrotach. Moje oczęta badały każdy skrawek dziewczyny... Żadna wypukłość czy wcięcie nie umknęły mojej uwadze, a trzeba było przyznać, że było na co patrzeć. Zrobiło mi się przez to gorąco... dość bardzo gorąco... Oj co ja bym dał, żeby wstawić anielicę taką... w sytuacji z wczoraj... Och, tak. To była cudowna wizja...
Otrząsnąłem się jednak jakimś cudem, zmuszając do oderwania oczu od cudnego zjawiska i wzięcia głębokiego wdechu.
- Ładne... - wykrzesałem z siebie i odchrząknąłem, bo mój głos zabrzmiał jak pomruk.
- Ładne? Tylko ładne? - spytała syrena świdrując mnie wzrokiem. - Przecież widać, że ci się podoba - po tych słowach bardzo wymownie zjechała wzrokiem niżej.
- A ty to nie bądź taka mądra... - burknąłem i odwróciłem się, bo aż za dobrze poczułem nieprzyjemne pieczenie na policzkach. Miałem ogromną nadzieję, że Coral szczególik, który zauważyła Yen, umknął, bo wtedy to już całkowicie spłonąłbym ze wstydu. - P-po prostu ją ubierzcie w coś normalnego i ten... musimy iść... zajęcia mam i w ogóle... - warknąłem.
- Ha! - zaszczebiotała rudowłosa i podskoczyła, by po chwili objąć Coral radośnie. - Jesteś cudna!
- Ja? Ale... co ja takiego zrobiłam? - spytała anielica zerkając to na mnie to na nią.
- Wreszcie udało się zawstydzić naszego casanovę! - Yennefer była wręcz zachwycona. Nic dziwnego bo "polowała" na mnie już dość długi czas. Stawiała mnie w ogromie niezręcznych czy dwuznacznych sytuacji i za każdym razem wychodziłem z tego z twarzą. A wreszcie poległem... i to przed Coral. No pięknie wręcz.... Ja naprawdę chciałem żeby Coral dobrze o mnie myślała... mimo wszystkich moich jakże licznych wad, ale wszystko wokół pięknie się przeciwko mnie sprzymierzyło. No cóż... jakoś to przeżyję, chyba.
Zająłem się na powrót pozytywką. Można uznać, że lubiłem majsterkować. Jakoś tak... grzebanie w trybikach, sprężynkach, pokrętłach i milionie innych elementów mechanizmów mnie uspokajało i absorbowało. To znaczy kiedy nikt mi nie przerywał co chwilę. Tym razem na szczęście miałem spokój i dochodziły do mnie tylko strzępki rozmów trójki kobiet. Niezbyt mnie one w tej chwili interesowały.
- Ha! Udało się! - zawołałem zadowolony z siebie krótko przed tym, jak Coral, Samantha i Yennefer wreszcie skończyły grzebać w stertach tkanin.
Nakręciłem pozytywkę i postawiłem na stoliku, a już po chwili po pomieszczeniu rozeszła się śliczna, dźwięczna melodyjka. Wraz z tym jak tryby ruszyły wieczko otworzyło się, by ukazała się tańcząca w rytm muzyki syrenka o złotawym ogonie i jasnych włosach.
- O Boziu! Trix, jesteś cudotwórcą! Już myślałam, że nikt tego nie zrobi - ucieszyła się Sam.
- A pewnie, ze jestem! - wypiąłem dumnie pierś. - To jak, gotowa? - spytałem Coral, która wyglądała teraz jak najbardziej normalnie i na powrót uroczo w zwiewnej, szmaragdowej sukience na grubych ramiączkach, sięgającej nieco za kolana.
- No to mu się mniej podoba... mówiłam, żeby zostawić tamto - fuknęła Yen za co miałem ochotę ją pacnąć.
- A wręcz przeciwnie, bo w tamtym w życiu bym jej stąd nie wypuścił - burknąłem, co wywołało falę chichotu pod tytułem "zazdrosny jest jak nic".
Szybko rozliczyłem się z Sam i mogliśmy wreszcie wyjść.
- To... teraz idziesz na zajęcia? - spytała moja towarzyszka.
- Owszem. skoczymy do mnie, zostawimy zakupy i będę musiał na trochę zniknąć. Za jakieś dwie godziny powinienem być z powrotem o ile Fulbur mnie nie zatłucze - uśmiechnąłem się krzywo, bo zajęcia z żywą pochodnią należały do tych, które lubiłem najmniej. Już alchemia była lepsza... Choć tam mi się nudziło kiedy okazywało się, że trzeba zaparzyć kolejny naparek o działaniu taki, że aż żadnym...
<Ja wiem, że to aż o niczym xD Następne będzie bardziej pasjonujące, obiecuję. A ty masz nieco wolnego od mej osoby... Tylko wiesz, nie ciesz się tym za bardzo, dobrze? T^T >
- Ha! - zaszczebiotała rudowłosa i podskoczyła, by po chwili objąć Coral radośnie. - Jesteś cudna!
- Ja? Ale... co ja takiego zrobiłam? - spytała anielica zerkając to na mnie to na nią.
- Wreszcie udało się zawstydzić naszego casanovę! - Yennefer była wręcz zachwycona. Nic dziwnego bo "polowała" na mnie już dość długi czas. Stawiała mnie w ogromie niezręcznych czy dwuznacznych sytuacji i za każdym razem wychodziłem z tego z twarzą. A wreszcie poległem... i to przed Coral. No pięknie wręcz.... Ja naprawdę chciałem żeby Coral dobrze o mnie myślała... mimo wszystkich moich jakże licznych wad, ale wszystko wokół pięknie się przeciwko mnie sprzymierzyło. No cóż... jakoś to przeżyję, chyba.
Zająłem się na powrót pozytywką. Można uznać, że lubiłem majsterkować. Jakoś tak... grzebanie w trybikach, sprężynkach, pokrętłach i milionie innych elementów mechanizmów mnie uspokajało i absorbowało. To znaczy kiedy nikt mi nie przerywał co chwilę. Tym razem na szczęście miałem spokój i dochodziły do mnie tylko strzępki rozmów trójki kobiet. Niezbyt mnie one w tej chwili interesowały.
- Ha! Udało się! - zawołałem zadowolony z siebie krótko przed tym, jak Coral, Samantha i Yennefer wreszcie skończyły grzebać w stertach tkanin.
Nakręciłem pozytywkę i postawiłem na stoliku, a już po chwili po pomieszczeniu rozeszła się śliczna, dźwięczna melodyjka. Wraz z tym jak tryby ruszyły wieczko otworzyło się, by ukazała się tańcząca w rytm muzyki syrenka o złotawym ogonie i jasnych włosach.
- O Boziu! Trix, jesteś cudotwórcą! Już myślałam, że nikt tego nie zrobi - ucieszyła się Sam.
- A pewnie, ze jestem! - wypiąłem dumnie pierś. - To jak, gotowa? - spytałem Coral, która wyglądała teraz jak najbardziej normalnie i na powrót uroczo w zwiewnej, szmaragdowej sukience na grubych ramiączkach, sięgającej nieco za kolana.
- No to mu się mniej podoba... mówiłam, żeby zostawić tamto - fuknęła Yen za co miałem ochotę ją pacnąć.
- A wręcz przeciwnie, bo w tamtym w życiu bym jej stąd nie wypuścił - burknąłem, co wywołało falę chichotu pod tytułem "zazdrosny jest jak nic".
Szybko rozliczyłem się z Sam i mogliśmy wreszcie wyjść.
- To... teraz idziesz na zajęcia? - spytała moja towarzyszka.
- Owszem. skoczymy do mnie, zostawimy zakupy i będę musiał na trochę zniknąć. Za jakieś dwie godziny powinienem być z powrotem o ile Fulbur mnie nie zatłucze - uśmiechnąłem się krzywo, bo zajęcia z żywą pochodnią należały do tych, które lubiłem najmniej. Już alchemia była lepsza... Choć tam mi się nudziło kiedy okazywało się, że trzeba zaparzyć kolejny naparek o działaniu taki, że aż żadnym...
<Ja wiem, że to aż o niczym xD Następne będzie bardziej pasjonujące, obiecuję. A ty masz nieco wolnego od mej osoby... Tylko wiesz, nie ciesz się tym za bardzo, dobrze? T^T >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz