Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

piątek, 5 lutego 2016

Tarix - Nowy domek? A może stary? (do Coral)(09.04.217 r.)

- Takie... zboczenie zawodowe - stwierdziłem i rozmasowałem łydkę, choć okazało się to niezbyt dobrym pomysłem, bo tylko nacisnąłem rozcięcie, z którego wesolutką stróżka puściła się krew. No ładnie mnie wstrętny futrzak urządził.
- Dlaczego to w ogóle robisz, przecież tylko narażasz się innym - stwierdziła kiedy wreszcie wyszliśmy z zarośli i zaczęliśmy się kierować w stronę budynku Akademii.
- To... No po prostu taki już jestem - rzuciłem z westchnieniem. - Czasem coś mi się podoba i... no muszę to mieć. Lubię do tego wszystko wiedzieć, włazić w każdy kąt, a zamknięte drzwi czy uchylone okno na piętrze to dla mnie jak taki wielgachny napis "Tu jest coś ciekawego! Chodź i sprawdź!". No i nie potrafię się oprzeć.
- Tylko, że masz przez to kłopoty - powtórzyła coś oczywistego. - Co jeżeli coś w końcu ci się stanie? 
- Oj tam, nic mi nie będzie, potrafię sobie radzić świetnie.
- Ale i tak chyba marny z ciebie złodziej skoro wszyscy wiedzą, że nim jesteś. - No i te słowa okazały się... jakoś zadziwiająco sensowne? 
Otworzyłem ładnie usta, żeby coś jej odpowiedzieć, po czym je zamknąłem, bo pierwszy raz nie miałem nawet co odpyskować... To takie dziwne dla kogoś, kto mógł nie zamykać ust i zarzucać innych słowami, jak ja to zwykłem robić. 
Było w tym w końcu więcej prawdy niż chciałbym przyznać i w gruncie rzeczy gdyby nie fakt, że zabijanie czy nawet jakieś bardziej radykalne kary to pewnie już gniłbym w jakimś lochu lub robił za smaczne danie dla trupojadów. 
- To nie do końca tak... tu po prostu każdy każdego zna... Pomieszkasz tu kilka miesięcy to poznasz każdą dziurę. Jakoś się przez to... rozleniwiłem - rzuciłem i znów zdałem sobie sprawę z czegoś dość niezwykłego... Faktycznie straciłem czujność... stałem się leniwy. 
W świecie z którego pochodziłem moja rasa lekko nie miała. Tam tez kradłem, oczywiście i to nawet w mieście, tylko, że... tam byłem po prostu dzikusem, do tego smarkaczem, jednym z setek innych. A po nas spodziewano się z założenia tego co najgorsze. Każdy z nas w końcu musiał kraść i mordować biedaków we śnie. Z jednej strony anonimowość, ale z drugiej kiedy działo się cokolwiek złego w pobliżu, to zawsze pierwsze podejrzenia padały na kogoś takiego jak ja, więc zawsze trzeba było mieć się na baczności i umieć zwiać... tutaj jakoś tego zaniechałem... 
- Naaaah! - syknąłem zirytowany - Nic dziwnego, że Zoe tak się zdziała, że w moim domu jest dziewczyna. 
- Zdziwiła? - Głos dziewczyny uświadomił mi, że moje słowa... Powiedziałem to na głos? Serio? A do tego Coral podchwyciła temat... Noż... 
- To nie tak, że nie lubię dziewczyn czy coś! - pospieszyłem szybko z tłumaczeniem, ale musiałem przystanąć, bo poczułem, że się pogrążam. - No chodzi o to, że jesteś... normalna - wzruszyłem ramionami. Zdecydowanie nie byłem w formie. Dziwne, bo nie przypominam sobie, żebym przy kimś innym plótł bzdury. - No ładna, miła... porządna... - dodałem w końcu. - Przeważnie ci porządni omijają mnie szerokim łukiem lub patrzą mi na ręce... Ale mniejsza. Chodźmy wreszcie do Liliope.
Do "gabinetu" pani dyrektor, który to w gruncie rzeczy był kompleksem komnat, który za każdym razem wyglądał inaczej, doszliśmy w kilka chwil. Nie pukałem nawet, nie było potrzeby. Jeżeli drzwi były otwarte, znaczyło to tyle, że pani dyrektor jest w swoich komnatach i przyjmuje gości.
- Witam - zaszczebiotała blada kobieta siedząca na sporej ławie. No ładnie, ładnie, zrobiła tu sobie ogród. Wszędzie rosły, tak rosły, nie w donicach, ale bezpośrednio w spękanej posadzce, krzewy o białym kwieciu. - Miło cię w końcu zobaczyć Coral. Mam nadzieję, że Akademia ci się podoba - dodała i poprawiła długie włosy, falujące lekko na wietrze, którego nie można było wyczuć. 
- Tak... Ale... skąd zna pani...? - zaczęła dziewczyna.
- Znam każdą istotę, która tu przebywa... Prawda, Trix? - posłała mi promienny uśmiech, a ja bardzo starałem się nie gapić.... w rozcięcie jej sukni... szaty, czy czym tam był ten skrawek materiału, który mało co zasłaniał. Niestety, ale męska (i nie tylko) część społeczności miała niemałe kłopoty z koncentracją przy rozmowie z Liliope z czego ona aż za dobrze zdawała sobie sprawę i wykorzystywała o wręcz okrutnie. 
- Przyszliśmy tutaj, bo Coral musi się gdzieś zatrzymać i inne takie - ponagliłem.
- Gi się tym zajmie - odparła jasnowłosa  - Wierzę też, że pomożesz nowej znajomej - znów ten słodki uśmiech.
No i tak dowiedzieliśmy się całe... nic.
- Nie przejmuj się - stwierdziłem, widząc zdezorientowaną minę Coral - Ona często tak ma.
- A ten... Gi? - spytała.
- Ta... Gi to kobieta i do tego.... jeszcze dziwniejsza niż Liliope. Jak ona znajdzie ci miejsce do zamieszkania to... szkoda gadać. Chodź - pociągnąłem ją za rękę.
Wyszliśmy z budynku i stanęliśmy na dziedzińcu.
- Tam - wskazałem odpowiedni kierunek - znajduje się akademik. Taki blok jak to niektórzy nazywają. Wiesz, mnóstwo identycznych pokoi. Plus taki, że nie musisz się o nic martwić, jest tam stołówka, biblioteka, no i ogarnięcie pokoiku to nie wyzwanie. Problem taki, że prywatność tam zerowa. Wyjdziesz na korytarz? Mnóstwo osób... A za ścianą możesz mieć czystego wroga ciszy i spokoju. Alternatywą są gospody. W miasteczku są cztery. Każda trochę inna, ale zasada podobna. Dostaniesz pokój i nawet coś do jedzenia co nie jest tym pomyjowatym czymś ze stołówki akademika, ale najczęściej coś za coś. Jak ktoś cię wyśle po zielsko do lasu, to idziesz... Jak każe sprzątnąć, sprzątasz. No chyba, że masz pieniądze. Wtedy sprawa jasna. Na koniec można po prostu zadomowić się w jakimś domku, w którym nikt nie mieszka. To najwygodniejsze, bo sama sobie rządzisz i ustalasz zasady, z tym, że musisz się też sama martwić o jedzenie i choćby drewno, żeby nie zmarznąć w nocy. Masz wybór. Póki co możesz zostać u mnie, a jak już coś sobie znajdziesz to postaram się jakoś ci pomóc. 

<Co ty na to Coral? Przyjmiesz jeszcze troszkę moje towarzystwo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz