Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

środa, 3 lutego 2016

Coral - A było siedzieć w domu... (do Tarixa)(09.04.217 r.)

To miasto jest przeogromne! Mury otaczające wszystkie budynki, rynki i samą Akademię zdają się ciągnąć w nieskończoność. Trudno było mi ukryć zachwyt, jaki ogarnął mnie po ujrzeniu w świetlne dziennym budynków, które wczorajszego wieczoru nie wydawały się odróżniać od najzwyklejszych budowli. A może po prostu cała paleta barw, jaką można było tu dostrzec, a której brakowało w Niebie, tak mnie oszołomiła? Nim zdążyliśmy choćby w połowie zwiedzić całą okolicę, zobaczyłam tajemniczą drogę wysypaną drobnymi, kolorowymi kamyczkami, odchodzącą od głównej ulicy.
- Dokąd ona prowadzi? – zapytałam, wskazując na dalszą, ukrytą między wiszącymi gałązkami wierzby, ścieżkę. Stałam chwilkę, dalej przypatrując się dróżce, próbując dostrzec to, co kryje się za drzewami, jednak nie zauważyłam niczego, co zaspokoiłoby moją ciekawość.
- Tarix? – ponownie spytałam, zaskoczona brakiem odpowiedzi, jednocześnie odwracając głowę do tyłu. Chłopak kucał tuż pod otwartym oknem jakiegoś niezbyt dużego domu. Ruchem ręki nakazał mi milczeć, a sam zwinnie wskoczył do środka… Włamał się! Na moich oczach! Rozejrzałam się nerwowo dookoła, sprawdzając czy nikt inny tego nie widział. Na szczęście, w pobliżu kręciła się tylko dwójka dzieci, która była zajęta męczeniem jakiegoś stworzonka w słoiku. Podbiegłam pod okno i zajrzałam dyskretnie do środka.
- Tarix? – szepnęłam, starając zbytnio nie wychylać się w głąb pomieszczenia – Jest środek dnia! Lepiej stąd chodźmy, zanim ktoś zauważy, że…
Nie zdążyłam dokończyć, gdyż jakaś ręka zacisnęła się na moim ramieniu.
- Co zauważy?
Pisnęłam przerażona i zaskoczona. Próbowałam wyrwać się szybkim machnięciem ręki, jednak poskutkowało to jedynie silnym bólem rozchodzącym się przez cały bark. Spanikowana, użyłam mocy Uśpienia i uderzyłam napastnika łokciem w brzuch. Zadziałało. Nieznajomy lekko rozluźnił dłoń, a ja zacisnęłam paznokcie na skórze jego ręki najmocniej jak mogłam. Tym razem, mimo że moja moc nie poskutkowała jak powinna, całkowicie mnie puścił, a ja pędem uciekłam, nie patrząc, dokąd się kieruję. Nie oglądaj się za siebie, nie oglądaj się! Mijałam wiele zdziwionych osób, jednak dla mnie wszyscy zlewali się jedynie w kolorową masę. W końcu, zmęczona i zdyszana, przystanęłam pod drzewem jednej z wierzb, chcąc złapać oddech. Dotarłam w pobliże niedużego jeziora, którego brzegi w większości porośnięte były krzakami najróżniejszego rodzaju oraz różnobarwnymi roślinami. Ponownie trafiłam do Gaju? A może jest to jeszcze teren Akademii… Poczekać chwilę, czy już zawrócić? A co z Tarixem? Te pytania nachodziły na siebie, całkowicie zaprzątając moją głowę. Chodziłam nerwowo koło brzegu nieskazitelnie czystej wody, od czasu do czasu przyglądając się tafli jeziora, oglądając własne odbicie. Nagle kątem oka dostrzegłam nieznaczny ruch i nim wykonałam choćby obrót szyją, czyjaś dłoń zamknęła mi usta, by drugą rękę zacisnąć na moim brzuchu. W głowie zawirowała mi panika jak chmura ostrych opiłków żelaza. Napastnik pociągnął mnie do tyłu, chowając siebie i mnie między dużymi liśćmi krzewów. Chciałam jakoś uciec, ponownie, jak najdalej, lecz w tym samym momencie koło mojego ucha usłyszałam szept oraz ciepły oddech na skórze:
- Ćśś…
Tarix. Burza, która przed chwilą rozpętała się w mojej głowie nieco opadła, jednakże nie do końca zniknęła. Ręce puściły mnie, jednak bałam się wykonać choćby najmniejszy gest. Elf nie zachowywałby się tak bez powodu, prawda? Kucaliśmy, ukryci w zaroślach, jak małe dzieci bawiące w chowanego. Spojrzałam spod oka w kierunku, z którego wcześniej nadeszłam, przeczuwając szóstym zmysłem zbliżające się zagrożenie. I rzeczywiście: drogą zbliżał się wysoki, o kruczoczarnych włosach, dziwnym chodzie i pociągłej twarzy chłopak. Wyglądał, jakby coś nie pozwalało mu na zbytnie zgięcie nogi, ręki, bądź nawet głowy. Kiedy był już nieco bliżej, zauważyłam także jego pusty, nieobecny wzrok, którym ogarniał obszar dookoła siebie. Jakby się zgubił w otaczającej go rzeczywistości… Czy to może być ta sama osoba, która wcześniej złapała mnie, zaglądającą przez okno? Nie wydawało mi się… Wcześniejsza postać zdawała się bardziej… obecna. I zdecydowana. A chłopak, który przed chwilą koło nas przeszedł, mimo że utrzymywał się jakoś na nogach, mógłby w każdej chwili paść. Niczym marionetka, której odcięto sznurki… Odwróciłam głowę w stronę elfa, aby się zapytać szeptem o tego dziwnego nieznajomego, jednak Tarix zdawał się zaprzątnięty jakimiś nieprzyjemnymi myślami. Zmarszczył brwi i wpatrywał się intensywnie w oddalający cień chłopaka. Nie spodobał mi się jego wzrok. Zdawał się w jednej chwili zamienić w, ociekającą pogardą, zawiść.
- Nieumarły… - wyszeptał, aby następnie krzyknąć – Au!
Drgnęłam, słysząc nagły okrzyk elfa. Spojrzałam, spłoszona, na chłopaka, a ten wpatrywał się z gniewem w stworzonko, które znikąd zmaterializowało się koło jego stóp. Kotowate zwierzę, z wydłużonym tułowiem, wbiło pazury w łydkę elfa, aby następnie mocno pociągnąć łapki wraz ze strzępami spodni.
- Wredne stworzenie – krzyknął i pewnie oddałby pięknym za nadobne kopiąc istotkę, jednak zwinny zwierzak już po chwili zniknął w gąszczu roślin, pozostawiając za sobą jedynie ciche echo uderzenia łapek o suchą ziemię. Ponownie zwróciłam twarz na Tarixa i poczułam ulgę. Znów wyglądał, jak dawniej – chociaż zły, jego wzrok nie przypomniał już oczu zabójcy. Nie chciałam teraz drążyć tematu tego nagłego ukrycia w krzakach, więc szybko zagadałam:
- Jak mogłeś włamać się, w środku dnia, do czyjegoś domu?

<Tarix? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz