Strasznie czułam się niezręcznie, myśląc, że kolejne kilka dni spędzę w
domu Tarixa. Elf wcale nie musiał być dla mnie uprzejmy, a mimo to był.
Jakby uważał, że sama sobie nie poradzę…
- Spróbuję samodzielnie znaleźć dla siebie jakieś miejsce w Akademii – odparłam, zaciskając dłonie w piąstki, aby dodać sobie odwagi. Elf otworzył buzię, jakby chciał coś powiedzieć, zamknął ją, po czym się odezwał:
- Jak chcesz – burknął i skierował się powolnym krokiem w stronę wyjścia z budynku Akademii. Kroki stawiał ospale, jakby od niechcenia, a w jednej ręce bawił się małym sztyletem. Czemu miałam wrażenie, że zrobiłam coś źle? Dziwne, nieprzyjemne uczucie, które rozeszło się po moim ciele nakazywało szybko zmienić zdanie i pójść gdzieś razem z elfem. Może razem moglibyśmy poszukać dla mnie nowego mieszkania… Ale zanim tutaj przybyłam, postanowiłam być całkowicie niezależna! Nie pozwolę, aby znowu moje życie zależało od kogoś innego. Raz skorzystałam z jego gościnności – drugi raz to już za dużo. Z nieco podbudowaną pewnością siebie zawróciłam i zaczęłam kierować się do akademiku. Już z daleka ogromny hałas dawał o sobie znać. Po drodze spotkałam parę osób, większość z nich uśmiechniętych i zadowolonych z jakiegoś powodu. Niebieskowłosy chłopak o delikatnej urodzie zdawał się wyróżniać spośród innych osób swoim cichym zachowaniem. Siedział na ławeczce obok dużego krzewu róż, rozglądając się dookoła z lekko strachliwym spojrzeniem. Zastanawiałam się, czy mógłby mi jakoś pomóc zdobyć informacje na temat pokoi, jednak po chwili dosiadł się do niego brunet o dziwnej aurze…Demon. Automatycznie zawróciłam, nie chcąc choć w najmniejszym stopniu mieć do czynienia z przedstawicielem tej plugawej rasy. Najwyraźniej ów płochliwy chłopak miał pecha i zainteresował czarnowłosego. Będąc tutaj od dwóch dni ani razu jeszcze nie natknęłam się na przedstawicieli rasy demonów… Mimo, że słyszałam o ich obecności w Akademii. Może miałam nadzieję, że są to tylko plotki? Kątem oko jeszcze spojrzałam na chłopaków, którzy, o dziwo, wyłącznie ze sobą rozmawiali. Żadnej kłótni, żadnej walki… Zwyczajna konwersacja. Czy ludzie kompletnie różnych od siebie ras naprawdę potrafią ze sobą koegzystować? Nagle wpadłam na coś i upadłam do tyłu, wprost w grządkę kolorowych irysów.
- Przepraszam – wyszeptałam, bojąc się, że wpadłam na kogoś, kto wyładuje na mnie swój gniew. Kompletnie nie spoglądałam, dokąd się kierują, całkowicie skupiając się na tamtej niespotykanej parze!
- Nic się nie stało – czyjś lekko rozbawiony głos dobiegł do mnie z góry. Uniosłam głowę i oczy moje i nieznajomej spotkały się na chwilę. Demon! Kolejny! Dziewczyna złapała za moją dłonie, podniosła do góry i przybliżyła twarz bliżej moich włosów:
- Idziesz na spotkanie nieopodal lasu? – zapytała, już ciszej, wskazując na drogę kierującą do ozdobnej bramy za akademikiem.
- Spotkanie…? – odpowiedziałam pytaniem, próbując ukryć mój strach bliskością białowłosej demonicy. Musze jakoś się stąd wydostać!
- No, przecież od wczoraj zapowiadał Ennorath, że zdobył niemały zapas krasnoludzkiego miodu! – jej policzki momentalnie zaczerwieniły się, a oczy mocniej rozbłysły – Ale będzie zabawa!
- Nie jestem pewna, czy… - nie dokończyłam, gdyż dziewczyna placem nakazała mi milczeć.
- Ćśś! Żaden z nauczycieli nie może się dowiedzieć – rozejrzała się dookoła, a potem spokojniej dodała – Jesteś nowa, prawda?
- Skąd wiesz? – nie potrafiłam zlikwidować drżenia mojego głosu. A nawet miałam wrażenie, że im bardziej się starałam, tym gorzej mi to wychodziło.
- Aniołeczku, tutaj starszyzna nie trzęsie się jak galareta przed naturalnymi wrogami – zaśmiała się głośno, klepiąc mnie przy tym w ramię – Chodź ze mną! Wtajemniczę cię trochę w nocne życie uczniów Akademii.
Bardzo, ale to bardzo chciałam grzecznie odmówić, ale nim zdążyłam choć wydukać jedno słowo, demonica przełożyła całe swoje ramię ponad moimi barkami i pociągnęła mnie za sobą w nieznaną mi stronę. Opowiadała przy tym dużo na temat Akademii, uczniów, nauczycieli i o natłoku zajęć, na które nie ma czasu, mimo że ,,cholernie’’ chciałaby w nich uczestniczyć. Mijaliśmy jakieś świeżo wydeptane ścieżynki za budynkiem akademiku, jednocześnie zauważając z pewną dozą niepokoju, że nie tylko my przeczesujemy się w nieznaną mi stronę. Co chwila przemówienie dziewczyny przerywały ciche chichoty, to znów tupoty stóp lub odgłos przypominający pędzące węże. I nagle wysunęliśmy się z pośród krzaków wprost na polanę. Jedno ogromne ognisko buchało dookoła ogromnym żarem. Parę nimf siedziało nieco z boku, prawdopodobnie unikając zbyt bliskiego kontaktu z roznoszącym się ciepłem. Grupa krasnoludów stała i podpierała się o niedużych rozmiarów, lecz liczne beczki. A moje pierwsze wrażenie brzmiało: Co u licha w mieście robi taka polanka? A może za wykorzystaniem magii utrzymuje się na kamiennych posadzkach roślinność? Albo teleportowaliśmy się w jakiś sposób na skraj Wielkiego Gaju?
- Nie rób takich wielkich, przerażonych oczek – demonica przycisnęła mnie mocniej do siebie i wskazała na grupkę osób o sinawej skórze – Jak tylko oni załatwią nam muzykę, zabawa się zacznie.
I nim odpowiedziałam (chyba już przyzwyczaiła się do tego, że mało mówię) tanecznym krokiem ruszyła między nowo przybywającymi osobami i zaczęła z każdym z osobna się witać. A ja stałam zagubiona między nieznanymi mi ludźmi, wyczuwając od nich dziwną, zwiększającą się aurę szaleństwa. I niespodziewanie, kątem oka zauważyłam znaną mi już rudawą czuprynę. Tarix!
<Tarix? c: Zostaną nieco dłużej i poznają nowe osoby? >
- Spróbuję samodzielnie znaleźć dla siebie jakieś miejsce w Akademii – odparłam, zaciskając dłonie w piąstki, aby dodać sobie odwagi. Elf otworzył buzię, jakby chciał coś powiedzieć, zamknął ją, po czym się odezwał:
- Jak chcesz – burknął i skierował się powolnym krokiem w stronę wyjścia z budynku Akademii. Kroki stawiał ospale, jakby od niechcenia, a w jednej ręce bawił się małym sztyletem. Czemu miałam wrażenie, że zrobiłam coś źle? Dziwne, nieprzyjemne uczucie, które rozeszło się po moim ciele nakazywało szybko zmienić zdanie i pójść gdzieś razem z elfem. Może razem moglibyśmy poszukać dla mnie nowego mieszkania… Ale zanim tutaj przybyłam, postanowiłam być całkowicie niezależna! Nie pozwolę, aby znowu moje życie zależało od kogoś innego. Raz skorzystałam z jego gościnności – drugi raz to już za dużo. Z nieco podbudowaną pewnością siebie zawróciłam i zaczęłam kierować się do akademiku. Już z daleka ogromny hałas dawał o sobie znać. Po drodze spotkałam parę osób, większość z nich uśmiechniętych i zadowolonych z jakiegoś powodu. Niebieskowłosy chłopak o delikatnej urodzie zdawał się wyróżniać spośród innych osób swoim cichym zachowaniem. Siedział na ławeczce obok dużego krzewu róż, rozglądając się dookoła z lekko strachliwym spojrzeniem. Zastanawiałam się, czy mógłby mi jakoś pomóc zdobyć informacje na temat pokoi, jednak po chwili dosiadł się do niego brunet o dziwnej aurze…Demon. Automatycznie zawróciłam, nie chcąc choć w najmniejszym stopniu mieć do czynienia z przedstawicielem tej plugawej rasy. Najwyraźniej ów płochliwy chłopak miał pecha i zainteresował czarnowłosego. Będąc tutaj od dwóch dni ani razu jeszcze nie natknęłam się na przedstawicieli rasy demonów… Mimo, że słyszałam o ich obecności w Akademii. Może miałam nadzieję, że są to tylko plotki? Kątem oko jeszcze spojrzałam na chłopaków, którzy, o dziwo, wyłącznie ze sobą rozmawiali. Żadnej kłótni, żadnej walki… Zwyczajna konwersacja. Czy ludzie kompletnie różnych od siebie ras naprawdę potrafią ze sobą koegzystować? Nagle wpadłam na coś i upadłam do tyłu, wprost w grządkę kolorowych irysów.
- Przepraszam – wyszeptałam, bojąc się, że wpadłam na kogoś, kto wyładuje na mnie swój gniew. Kompletnie nie spoglądałam, dokąd się kierują, całkowicie skupiając się na tamtej niespotykanej parze!
- Nic się nie stało – czyjś lekko rozbawiony głos dobiegł do mnie z góry. Uniosłam głowę i oczy moje i nieznajomej spotkały się na chwilę. Demon! Kolejny! Dziewczyna złapała za moją dłonie, podniosła do góry i przybliżyła twarz bliżej moich włosów:
- Idziesz na spotkanie nieopodal lasu? – zapytała, już ciszej, wskazując na drogę kierującą do ozdobnej bramy za akademikiem.
- Spotkanie…? – odpowiedziałam pytaniem, próbując ukryć mój strach bliskością białowłosej demonicy. Musze jakoś się stąd wydostać!
- No, przecież od wczoraj zapowiadał Ennorath, że zdobył niemały zapas krasnoludzkiego miodu! – jej policzki momentalnie zaczerwieniły się, a oczy mocniej rozbłysły – Ale będzie zabawa!
- Nie jestem pewna, czy… - nie dokończyłam, gdyż dziewczyna placem nakazała mi milczeć.
- Ćśś! Żaden z nauczycieli nie może się dowiedzieć – rozejrzała się dookoła, a potem spokojniej dodała – Jesteś nowa, prawda?
- Skąd wiesz? – nie potrafiłam zlikwidować drżenia mojego głosu. A nawet miałam wrażenie, że im bardziej się starałam, tym gorzej mi to wychodziło.
- Aniołeczku, tutaj starszyzna nie trzęsie się jak galareta przed naturalnymi wrogami – zaśmiała się głośno, klepiąc mnie przy tym w ramię – Chodź ze mną! Wtajemniczę cię trochę w nocne życie uczniów Akademii.
Bardzo, ale to bardzo chciałam grzecznie odmówić, ale nim zdążyłam choć wydukać jedno słowo, demonica przełożyła całe swoje ramię ponad moimi barkami i pociągnęła mnie za sobą w nieznaną mi stronę. Opowiadała przy tym dużo na temat Akademii, uczniów, nauczycieli i o natłoku zajęć, na które nie ma czasu, mimo że ,,cholernie’’ chciałaby w nich uczestniczyć. Mijaliśmy jakieś świeżo wydeptane ścieżynki za budynkiem akademiku, jednocześnie zauważając z pewną dozą niepokoju, że nie tylko my przeczesujemy się w nieznaną mi stronę. Co chwila przemówienie dziewczyny przerywały ciche chichoty, to znów tupoty stóp lub odgłos przypominający pędzące węże. I nagle wysunęliśmy się z pośród krzaków wprost na polanę. Jedno ogromne ognisko buchało dookoła ogromnym żarem. Parę nimf siedziało nieco z boku, prawdopodobnie unikając zbyt bliskiego kontaktu z roznoszącym się ciepłem. Grupa krasnoludów stała i podpierała się o niedużych rozmiarów, lecz liczne beczki. A moje pierwsze wrażenie brzmiało: Co u licha w mieście robi taka polanka? A może za wykorzystaniem magii utrzymuje się na kamiennych posadzkach roślinność? Albo teleportowaliśmy się w jakiś sposób na skraj Wielkiego Gaju?
- Nie rób takich wielkich, przerażonych oczek – demonica przycisnęła mnie mocniej do siebie i wskazała na grupkę osób o sinawej skórze – Jak tylko oni załatwią nam muzykę, zabawa się zacznie.
I nim odpowiedziałam (chyba już przyzwyczaiła się do tego, że mało mówię) tanecznym krokiem ruszyła między nowo przybywającymi osobami i zaczęła z każdym z osobna się witać. A ja stałam zagubiona między nieznanymi mi ludźmi, wyczuwając od nich dziwną, zwiększającą się aurę szaleństwa. I niespodziewanie, kątem oka zauważyłam znaną mi już rudawą czuprynę. Tarix!
<Tarix? c: Zostaną nieco dłużej i poznają nowe osoby? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz