Tobio wrócił do podziemi, by tym razem na własną rękę znaleźć mentora, a ja... ja zostałem na ławce, wciąż lekko osłabiony i naprawdę bardzo skołowany.
Nie miałem pojęcia co się tak właściwie stało. Skąd ta czułość w dotyku chłopaka? Co ona oznaczała? O ile w ogóle oznaczała cokolwiek... Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego. Zawsze przecież uciekałem od innych istot kiedy tylko próbowały zbliżyć się do mnie za bardzo. Krępowałem się i obawiałem. Szczególnie kiedy ktoś wydawał się zdecydowanie silniejszy ode mnie. Tak samo było przy Tobio. Czułem się skrępowany i wystraszony, z tym, że te ostatnie kilka chwil, było... przyjemne, nawet bardzo. Nie rozumiałem też dlaczego chłopak mi pomógł. Przecież wyglądał na takiego, który nie dbał o innych. Szczególnie kiedy byli kimś takim jak ja... Od zawsze więcej było ze mną kłopotu, niż pożytku z moich działań, umiejętności czy choćby samego faktu istnienia. W końcu nawet mój ojciec był bardzo zawiedziony tym jaki jestem. Pozwolił mi tu przybyć, sądząc po prostu, że do niczego mu się i tak nie przydam...
Westchnąłem ciężko, przygnębiony. Mimo słońca i ciepłego wiatru, owiewającego moje ciało zrobiło mi się chłodno. Nie lubiłem tego uczucia. Nie cierpiałem wstydu, zagubienia i poczucia bezużyteczności. Na powrót czułem się tak, jakbym nigdzie nie pasował, nie miał żadnego miejsca w świecie.
Potarłem ramiona i ruszyłem do budynku Akademii. Musiałem odwiedzić bibliotekę. Czytanie mi pomagało, tak jak przyswajanie nowej wiedzy. Kiedy zajmowałem czymś umysł nie myślałem. Tak było lepiej. Tak byłem spokojny.
Ruszyłem pospiesznie do biblioteki. Starając się nie zwracać na siebie uwagi innych. Chciałem po prostu wziąć coś do czytania i wrócić do lasu. Do mojego drzewa, strumyka... do jedynego miejsca, gdzie czułem się bezpieczny.
Zazwyczaj o tej porze czytelnia była dość pusta. Szczególnie dział odnośnie leczenia i magii runicznej, bo w gruncie rzeczy mało kto się tym interesował. A jeżeli już to woleli po prostu praktykę z mistrzem Aphisem czy w Gaju, gdzie pobierało się nauki odnośnie leczniczych ziół. Tylko ja lubiłem czytać o tym tak po prostu, choć nie miałem w tym specjalnie dużych zdolności.
- Wybacz, nie chciałem przeszkadzać - rzuciłem do dziewczyny stojącej przy półce, kiedy spojrzała na mnie twardo. Jej oczy były puste i zimne. Czy ja naprawdę musiałem mieć takiego pecha i na każdym kroku spotykać kogoś, kto będzie mnie przerażał?
- Nie przeszkadzasz, tylko czegoś szukam - rzuciła i odsunęła się.
W tym momencie wydawała mi się... smutna? Tak, wiedziałem, że nieumarli odczuwają emocje inaczej, jakby mniej? Ale i tak przecież byli istotami, jak każde inne...
- M-może... - nie wierzyłem, że to mówię, naprawdę nie wiem po co pakowałem się w kolejną pomoc komuś, kto i tak pewnie da sobie radę beze mnie, ale... tak już czasem ze mną było. - Może ja mógłbym pomóc? Jeśli mi powiesz czego szukasz...
- A wiesz coś na temat run? Szczególnie wplatanych w ciało? - spytała, jednak jej ton wskazywał, że wątpi zdecydowanie w to, że mógłbym takową wiedzę posiadać.
- Ja... niezbyt. Ale może pan Urian by wiedział - stwierdziłem.
- Urian? - to ją zaciekawiło.
- Tak... Urian Ik'Ramaj, ale nie lubi kiedy się do niego zwraca jego nazwiskiem. On jest szamanem, ale posiada wiedzę też o innych rzeczach. Często czytuje stare księgi o runach, a nawet nekromancji... Ma nawet własny zbiór. Może on będzie wiedział coś o tym, czego szukasz? Pozostaje także Hatsar, ale z nim ciężko czasem porozmawiać...
- A gdzie ich znajdę? - spytała pospiesznie.
- Są w podziemiach. T-tam na pewno będzie ktoś, kto pokaże ci drogę - dodałem w pośpiechu, mając nadzieję, że nie czeka mnie po raz drugi dziś rola przewodnika w tamto miejsce.
- Dziękuję. - Dziewczyna wyszła dość szybko, a ja odetchnąłem z ulgą i pozbierałem książki, których potrzebowałem.
(Alalri? Znalazłaś Uriego?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz