Uśmiechnąłem się gdy tylko spostrzegłem, że Alan zerka w moją stronę. Podszedłem więc bliżej z uwagą wyczekując wyjawienia powodu jego zainteresowania moją osobą. Nie, żebym właśnie tego nie pragnął.
Nie miałem pojęcia dlaczego ten chłopak pałał do mnie niechęcią, a widać było dystans, który wokół siebie roztaczał, szczególnie przy mnie. Owszem, dotykanie go nie było nadzwyczajnie dobrym pomysłem, bo wtedy bez względu na to kim ów dotykający był, Alan kamieniał skutecznie, odcinając się tym samym od otoczenia. Rozmowy z innymi jednak przychodziły mu dość naturalnie i gładko... No chyba, że odzywał się do mnie, wtedy burczał. A ja dziwnym trafem byłem zafascynowany właśnie nim i miałem ogromną ochotę zmienić jego nastawienie do mnie.
- Mówiłem ci, że nie ma za co - przypomniałem mu. - Następnym razem, jeśli będziesz miał taki kłopot to wystarczy mi powiedzieć, wiesz? Akurat co jak co, ale myszy straszyć potrafię.
W gruncie rzeczy potrafiłem straszyć nie tylko myszy. Zdecydowana większość zwierząt reagowała na mnie nader żywo... wiejąc na złamanie karku w kierunku bliżej nie określonym, a byle dalej ode mnie. W sporej ilości istot żywych budziłem podobne reakcje, szczególnie jeżeli byli to ludzie. Chyba nigdy nie zdołam zapomnieć krzyków jakie wydawali z siebie, gdy udało mi się zmaterializować po raz pierwszy. Teraz wydawało mi się to zabawne i... wręcz piękne, ale wtedy zdecydowanie nie było mi do śmiechu.
- Dalej będziesz polował na przysmaki? - spytałem licząc po cichu na to, że może do czegoś się nieco przydam.
- Nie. - rzucił rujnując moje nadzieje, oczywiście. - Wracam już do domu.
- A to cię chętnie odprowadzę - zaproponowałem, choć nie... to nie była propozycja. Zrobiłbym to nawet gdyby protestował, a oczywiście to zrobił. Zaczął od "Nie trzeba, sam przecież trafię" po "Dam sobie radę, nie rób sobie kłopotu" (słodziuchno, że próbował być uprzejmy i nie warczeć na mnie), a gdy radośnie wymruczałem, że to dla mnie nie kłopot sapnął zrezygnowany z czymś co brzmiało jak: "A rób co chcesz". No więc robiłem co chciałem.
Całą drogę szedłem grzecznie, trzymałem nawet łapki przy sobie i nie wydawałem niepotrzebnych dźwięków. Widać było, że Alan nie miał ochoty na pogawędkę ze mną, a szkoda, bardzo szkoda. Cóż, nie można mieć wszystkiego na raz, choć niezwykłe było to jak bardzo chciałem mieć go właśnie całego i to najlepiej w tej chwili. Najpierw jednak potrzebowałem czegoś co rozbiłoby tę jego grubą, twardą skorupę, którą tak lubił się otaczać.
Stanęliśmy pod domem, a gargulec odwrócił się do mnie z krótkim "To cześć", ale ja chciałem więcej. Sięgnąłem więc do jego policzka i pogładziłem go lekko patrząc przy tym w te jego śliczne jasnoszare oczka. Oczywiście od razu zastygł z nieco rozchylonymi ustami, bo chyba miał mi coś jeszcze do powiedzenia. Mnie nie przeszkadzało to jednak by musnąć kciukiem jego dolną wargę i posłać mu kolejny piękny uśmiech.
- To dobrej nocy - wyszeptałem bliziutko jego ucha, by ledwie chwilkę znów stać się niczym więcej jak niewidzialnym obłoczkiem.
Tym razem jednak nie miałem zamiaru się oddalać. Noc była najnudniejszą porą dnia, a ja miałem ochotę jeszcze nieco poobserwować obiekt mych westchnień.
Przeniknąłem szybciutko do wnętrza budynku i minąłem śpiącą na kanapie Deidre. Była w swej zdecydowanie atrakcyjniejszej, kobiecej formie. W gruncie rzeczy miałem dość... szeroki gust, jeśli szło o względy estetyczne i nie tylko. Nie potrafiłem przy tym powiedzieć jasno co w kim mnie interesowało i dlaczego. Tylko czy warto było mi się nad tym zastanawiać gdy stojąc spokojnie w pomieszczeniu mogłem przypatrywać się temu, jak Alan wreszcie otwiera drzwi i przekracza próg domu, jak starając się cicho poruszać zdejmuje kurtkę i kieruje się dalej?
<Mru Mru! Alanku, podglądam Cię!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz