Wpatrywałem się w Coral, czekając na jej odpowiedź.
Musiałem przyznać, że celowo zmieniłem temat. Widać było, że jej nagłe wyznanie ją po prostu speszyło. Nie miałem zamiaru jej dziś męczyć, widać było przecież, że dzisiejszy dzionek dał jej nieźle w kość. Wątpiłem jakoś, żeby wcześniej spotkało ją jednego dnia tyle wrażeń.
- Tak... To dobry pomysł. Dobrze byłoby...
- Cśśśś.... - przerwałem jej i wstałem.
Zdezorientowana Coral wodziła za mną wzrokiem, gdy kilkoma cichymi skokami zbliżyłem się do drzwi wejściowych i szarpnąłem za klamkę. Chwyciłem jasny, płócienny płaszcz i szarpnąłem do góry, wciągając przy okazji jego wierzgającą i warczącą właścicielkę.
Zoe jak zwykle starała się być cicha i włamać niepostrzeżenie, tylko, że co byłby ze mnie za złodziej, gdybym nie potrafił wyczuć innego złodziejaszka? Wystarczył mi nieodpowiedni szelest, a już wiedziałem, że ktoś majstruje przy tym co moje.
Małą rzucała się jak piskorz, kłapiąc przy tym usiana ostrymi ząbkami szczęką i wymachując mi przed twarzą ostrymi pazurkami.
- Cichaj wreszcie, Gicie - burknąłem na nią i puściłem by mogła naciągnąć płaszcz na ramiona i zerknąć na mnie błyszcząc złowrogo ślepkami.
- Skąd wiedziałeś, że to ja? - spytała szybko.
- Zawsze wiem kiedy to ty.... Tylko ty potrafisz próbować wytrychem otwierać niezamknięte drzwi - rzuciłem, na co dziewczyna zrobiła się czerwona jak buraczek, po czym ściągnęła mocniej brwi. Widocznie miała właśnie dostać ataku furii połączonego ze słowotokiem mającym mi zaprezentować zbiór łaciny podwórkowej, jaką przyswoiła w ciągu tej doby, kiedy mnie nie widziała. Zaraz jednak wypościła z głośnym światem powietrze i wlepiła oczęta w Coral, która stała w pewnej odległości, przypatrując nam się z mieszaniną rozbawienia i zaciekawienia.
- Co tu robi dziewczyna?! - wypaliła Zoe i spojrzała na mnie jakbym co najmniej zasiekł jej ojca wykałaczką. Odruchowo potarłem nasadę nosa i westchnąłem.
- Coral, poznaj Zoe - rzuciłem, na co starsza dziewczyna zareagowała uprzejmym "witaj". - Smarku, to jest Coral. Jest moim gościem i będziesz grzeczna, bo inaczej na suchej gałęzi cię powieszę - poradziłem.
- Nie zamierzam...! - zaczęła podniesionym tonem, na co pacnąłem ją w czoło.
- Co ja mówiłem? A tak w ogóle to zdajesz sobie sprawę z tego, że jak nie wrócisz na noc, to Mathar znów napuści na ciebie straż miejską? - spytałem.
- A niech sobie nasyła! Mam ją... - znów ją uciszyłem. - Dobra, dobra... Chciałam Ci tylko pokazać jak Grand urósł! - w tym momencie wyciągnęła zza pazuchy sporych rozmiarów słój okręcony sznurkiem tak, by można go było przytroczyć do paska. W naczyniu leniwie siedziały cztery pająki, z których jeden był naprawdę sporym okazem.
Odwróciłem się gwałtownie, słysząc głuche łupnięcie i zobaczyłem, że Coral leży na podłodze.
Doskoczyłem do dziewczyny nie mając pojęcia co jest grane.
- Nie żyje?! - zapiszczała radośnie Zoe.
- Nie ekscytuj się tak, tylko wody mi przynieś! - warknąłem na nią, a sam pozbierałem nieprzytomną dziewczynę z podłogi i zaniosłem ją na kanapę.
Coral była blada, ale oddychała normalnie. Jedyne co zauważyłem to to, że nabiła sobie sporego guza. Mogłem na to zaradzić jedynie tym, że przycisnąłem do niego szmatkę zmoczoną w lodowatej wodzie.
- Po prostu ja tym oblej, zaraz się obudzi - fuknęła moja natrętna znajoma, kiedy lekko potrząsnąłem anielicą, próbując ją ocucić.
Naprawdę nie miałem pojęcia co ją dziś ugryzło. Zoe zawsze bywała małym, wrednym stworzeniem, którego wszędzie było pełno, ale nie bywała aż tak uszczypliwa wobec nowych osób.
- Przestaniesz marudzić wreszcie? - zirytowałem się.
- Jak ja tak bardzo lubisz to ja przeleć! - warknęła mi w odpowiedzi i walnęła mnie w tył czaszki akurat kiedy pochyliłem się nad Coral. W porę wyhamowałem, ale kiedy dziewczyna wreszcie otworzyła oczy moja twarz była ledwie milimetr od jej. No i stało się to co było aż nazbyt prawdopodobne. Zarobiłem ślicznego "liścia", a po pokoju rozległ się najpierw krzyk Coral, później rechot Zoe...
<Kobiety mnie pobiły :') >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz