Nie panowałem za dobrze nad swoimi zdolnościami. No, dobrze - wcale nad nimi nie panowałem, co od wielu lat irytowało mnie niezmiernie. Ale! To było nie tylko dziwne. To było zadziwiająco niepokojące, zważywszy na fakt, że aura chłopaka była... twarda. To chyba najlepsze określenie. Z czymś takim jeszcze się nie spotkałem. Instynktownie przyglądałem się, jak ciemna otoczka wokół chłopaka zaczyna falować, dopasowywać się do ruchów chłopaka. Z jednej strony przypominała ciecz, a z drugiej sprawiała wrażenie, jakby układała się w rodzaj jakiejś osłony. Dopiero po chwili zrozumiałem, że gapię się na chłopaka. Na pewno nie był z moich stron. Wyróżniałby się na tle przeciętnego człowieka. Różowe włosy zaklasyfikowałyby w tych czasach do społeczności homoseksualnej, ale dziwne włosy to nic.
Rogi. Jeszcze dziwniejsze niż włosy - rogi. Wyglądał dzięki nim jak diabeł czy demon, ale aura temu zdecydowanie przeczyła. Chwila? Czy ona zna język? Żałowałem jak diabli, że nie uczyłem się
Wspólnej za młody czy jakiegoś innego języka nieco bardziej znanego, niż jednego z durnych ludzkich języków. Całkowicie niepotrzebnych w tym zakręconym świecie. Uścisnąłem dłoń chłopaka, zastanawiając się ile potrafi powiedzieć po mojemu i czy przyjdzie mi jednak zaliczyć ten dzień do udanych. Skóra chłopaka
skamieniała. Dosłownie. Jakiej on jest rasy? Gargulec? Kiwnąłem głową, posyłając rozmówcy przyjazny uśmiech. W jego towarzystwie czułem się nieswojo, ale nie chciałem, żeby wziął to do siebie. Raczej potrzebowałem się po prostu przyzwyczaić do tego świata, tak różnego od tego, z którego pochodzę. Tutaj wszystko wydawało się być nieucywilizowane albo raczej - zapomniane. Jakby właśnie trwała jesień średniowiecza. Bez nowoczesnych technologii, bez zrozumienia dla innowacyjności, które wniosły późniejsze czasy. Za to z magią. Nie dało się ukryć - cały tutejszy świat tętnił nią. Nawet powietrze przesiąknęło tajemniczą, wciąż nie do końca zbadaną energią, rozciągniętą na całe miasto. Po chwili ruszyliśmy przed siebie. Nadal nie pałałem wielką przyjaźnią do chłopaka, ale wydawał się w miarę... normalny. Nawet z różowymi włosami i skręconymi rogami. Pokazał mi najpierw wejście do podziemi akademii, od którego odciągał mnie prawie siłą. Miejsce idealne dla mnie, gdybym nie był tchórzem. Z drugiej strony moja miłość do historii nieraz przewyższała nienawiść do wysiłku fizycznego. Potem zostałem przeprowadzony przez setki sal, korytarzy i dziwnych przejść. Nie muszę dodawać, że z miewałem problemy z zapamiętaniem drogi w prostym korytarzu, co dopiero mówiąc o tak piekielnie zawiłej konstrukcji. Przysięgam! To zamczysko musiał projektować sam Szatan. Do tego pewnie po paru głębszych kieliszkach, jeszcze z zamkniętymi oczami. Nie zdziwiłbym się, gdyby mazał na ślepo, kreśląc pierwsze lepsze linie na kartce. Kolejne pokazywane przez Alana rzeczy były niemniej interesujące, ale mój umysł wciąż krążył wokół niezbadanych podziemi. Po jakimś czasie wróciliśmy prawdopodobnie do głównego holu, akurat gdy od nadmiaru krętych ścieżek zaczynało mi się wręcz w głowie kręcić.
- Dzięki - powiedziałem do Alana, starając się nadać głosu przyjazną barwę. Nie bardzo się udało, zabrzmiało to bardziej jak pisk. Irytujące. Natomiast - miałem nadzieję, że zrozumiał, że faktycznie jestem wdzięczny. Gdybym samotnie spróbował ogarnąć tutejsze zawiłości prawdopodobnie zniszczyłbym w przypływie złości przynajmniej kilka ścian, a tego raczej tutejsza dyrektorka nie mogłaby zignorować. Tym bardziej, że byłem nowy, jak się nie sprawdzę, to pewnie wywalą mnie na zbity pysk, z krzyżykiem na drogę. Podrapałem się po głowie, zastanawiając się, gdzie teraz powinienem się udać. Gabinet dyrektorki? Mają tu jakiś akademik, nie wiem, bursę? Albo jest w pobliżu internat? Chociaż raczej sensowniej byłoby najpierw znaleźć jakiś w miarę czysty hotel i zatrzymać się na noc. Tym bardziej, że o tej porze raczej nikogo z kadry nie powinno tutaj być.
- Em, jest tutaj coś w rodzaju internatu? - spytałem chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz