Pierwszy dzień w tym dziwnym miejscu. Nie przywykłem do takiego nietypowego otoczenia. Cóż... za długo żyłem w tym pospolitym, ludzkim świecie. Byłem pewny, że niedługo się jakoś dostosuję.
Przekroczyłem próg budynku uważnie się rozglądając. Z tego co mówili mi rodzice, miałem trafić pod skrzydła mistrza Hatsar'a. Uczył on posługiwania się czarną magią, a ja z daleka przejawiałem zainteresowania właśnie nią. Miałem tego dnia się z nim spotkać, by mógł zadecydować, czy mnie przyjmie, ale byłem pewny, że tak. Byłem zbyt utalentowany, by mnie nie przyjąć z powodu specyficznego charakteru. Jestem, jaki jestem i wszyscy z mojego otoczenia musieli to zaakceptować. Moim jedynym wtedy zmartwieniem był fakt, że kompletnie nie znałem tego budynku. Nie posiadał on również żadnej mapki na korytarzu, która mogłaby ewentualnie pokierować do jakiejś sali. Nie wiedziałem nawet, gdzie jest coś takiego jak "Informacja", a szukać mi się zbytnio nie chciało. Tym bardziej nie chciałem o to nikogo pytać. Nie potrzebuję cudzej pomocy.
Minuty mijały nie ubłagalnie, a ja, jak kretyn, kręciłem się po budynku szukając czegoś w rodzaju gabinetu mojego przyszłego mistrza. Oczywiście udawałem, że zwiedzam. Nie będę przecież wszem i wobec pokazywał, że się pogubiłem. Korytarze były jednak tak zatłoczone, że mało kto zwracał na mnie uwagę. Wmieszałem się w tłum. Sprawiło to jednak, że kompletnie się zgubiłem. Akademia była wielka i pełna różnych przedsionków i dobudówek. Trudno było się w tym wszystkim połapać.
Postanowiłem zatrzymać się i chwilę poczekać. Być może znajdzie się jakiś nauczyciel, który mnie pokieruje. Stanąłem sobie więc na boku i obserwowałem ludzi uważnym i groźnym wzrokiem. Znaczy się... ludzi, trudno ich było nazwać istotami ludzkimi. Niektórzy mieli rogi, ogony i tym podobne atrybuty, a inni byli nadzwyczaj niscy, wysocy lub posiadali wyjątkowy kolor skóry. Stworzenia z bajek i baśni. Ja na szczęście nie różniłem się od ludzi prawie wcale... no, nie licząc mutacji, kiedy to mogłem mieć krucze skrzydła lub szpony. Matka nauczyła mnie jak panować nad przemianami, ale mimo ćwiczeń, nie zawsze udawało mi się mieć nad tym kontrolę.
Udało mi się też zauważyć bardzo dobre cechy uczęszczających do tej szkoły stworzeń. Niektóre były zniewalająco piękne i pociągające. Taki właśnie przypadek dzielił ze mną korytarz. Gdybym nie był zimnym i wyprutym z uczuć sukinsynem to powiedziałbym, że się zakochałem. Ów mężczyzna był wyjątkowo skąpo ubrany, ale to również było w tym świecie na porządku dziennym. Miał bardzo jasną karnację, która jak dla mnie wydawała się nieco sina lub nawet niebieska. Do tego dochodziły, również niebieskie, włosy i oczy. Jego ślepka lśniły żywym błękitem, ale nie mogły się równać z moimi. Ciałko też miał niczego sobie i powiem szczerze, że chętnie obejrzałbym je z bliska, ale... po co na samym wstępie łamać cudze serca? Mam lepsze rzeczy do roboty. Mimo wszystko bardzo chciałem się przyjrzeć bliżej temu osobnikowi. Co kilka chwil moje źrenice szły ku niemu, by zaraz znów przerzucić się na okno lub sufit.
Kiedy któryś raz z rzędu obróciłem swój wzrok w stronę niebieskowłosego, ten również odwrócił się do mnie. Na początku miał nieco wystraszone spojrzenie, ale zaraz stało się bardziej... pochlebiające dla mnie. Tak, słodziutki! Utop się w gorącej smole moich oczu. Może on wie coś więcej o tej szkole? - pomyślałem. A co mi tam... raz się żyje.
Już od samego początku naszej konwersacji miałem ochotę troszkę go wystraszyć, ale nie wyglądał na chojraka, więc uznałem to za zbędne. Grzecznie spytałem, co wie na temat tego miejsca. Chyba nie był też zbytnio kumaty, ale to szczegół. Był za to cholernie posłuszny, a do tego strachliwy. Bardzo dobrze. Wie z kim ma do czynienia. Dowiedziałem się stosunkowo niewiele, a do dyrektorki nie miałem zamiaru iść.
- Powiedz mi... wiesz, gdzie swój gabinet ma mistrz Hatsar? - spytałem krzyżując ręce na piersi. Chłopak zrobił minę, jakbym go spytał "Znasz może jakieś odludne miejsce, gdzie moglibyśmy się bzyknąć?". Normalnie wewnętrzny zawał. Skrzywiłem się lekko i czekałem na odpowiedź, którą znowu było kiwnięcie głową.
- To skoro wiesz, gdzie to jest, to może byś mi POWIEDZIAŁ. - Poirytowany dałem nacisk na ostatnie słowo - Przecież cię nie zjem za to, że mi powiesz, jak dojść do jednej z tysięcy sali znajdujących się w tym budynku. - Niebieskooki zrobił tylko przerażoną minę. Byłem pewny, że zaraz mi się poryczy na tym korytarzu. Nabrał powietrza do płuc i zaczął tłumaczyć mi drogę tak chaotycznie, że już na początku chciałem mu powiedzieć, żeby się zamknął. Na dodatek jąkał się jak jasna cholera. Aż uszy puchły. Po co marnować piękny głosik na takie coś? Bez sensu. Po chwili tłumaczenia, przerwałem chłopakowi:
-Wiesz co... ty już lepiej nic nie mów, bo się zająkasz na śmierć - mruknąłem.
- Powiedz mi... wiesz, gdzie swój gabinet ma mistrz Hatsar? - spytałem krzyżując ręce na piersi. Chłopak zrobił minę, jakbym go spytał "Znasz może jakieś odludne miejsce, gdzie moglibyśmy się bzyknąć?". Normalnie wewnętrzny zawał. Skrzywiłem się lekko i czekałem na odpowiedź, którą znowu było kiwnięcie głową.
- To skoro wiesz, gdzie to jest, to może byś mi POWIEDZIAŁ. - Poirytowany dałem nacisk na ostatnie słowo - Przecież cię nie zjem za to, że mi powiesz, jak dojść do jednej z tysięcy sali znajdujących się w tym budynku. - Niebieskooki zrobił tylko przerażoną minę. Byłem pewny, że zaraz mi się poryczy na tym korytarzu. Nabrał powietrza do płuc i zaczął tłumaczyć mi drogę tak chaotycznie, że już na początku chciałem mu powiedzieć, żeby się zamknął. Na dodatek jąkał się jak jasna cholera. Aż uszy puchły. Po co marnować piękny głosik na takie coś? Bez sensu. Po chwili tłumaczenia, przerwałem chłopakowi:
-Wiesz co... ty już lepiej nic nie mów, bo się zająkasz na śmierć - mruknąłem.
- Prze-przepra-przepraszam - wydusił w końcu. Ja tylko uniosłem jedną brew w geście zdziwienia. Nawet z niego poczciwe stworzonko... i tak cudownie płochliwe. Niezły byłby z niego sługusek. Apropo sługuska... wpadłem na bardzo fajny pomysł.
- Będzie lepiej jak mnie tam zaprowadzisz - rzuciłem rozkazującym tonem. Niebieskowłosy dał mi jasno do zrozumienia, że niechętnie by to zrobił, a ja z reguły bardzo nie lubiłem, jak mi się odmawiało. Zrobiłem w jego stronę krok i nachyliłem się nad nim. Położyłem palec wskazujący na jego mostku i zacząłem nim delikatnie zataczać przypadkowe wzorki.
- Chyba nie chcesz mnie zdenerwować już pierwszego dnia w nowej szkole, prawda? - uśmiechnąłem się ironicznie i puściłem chłopakowi wściekłe spojrzenie. On tylko cichutko pisnął i przymknął powieki - To jak będzie? - dopytałem - Zaprowadzisz mnie tam, gdzie chcę? - chłopak pokiwał głową na "tak" i spuścił nisko głowę, jakby chciał mi powiedzieć "Zrobię wszystko co chcesz, ale odsuń się... boję się ciebie". Wyszczerzyłem ząbki w triumfalnym uśmieszku i poklepałem leciutko policzek niebieskookiego.
- Grzeczny chłopiec. - odsunąłem się od chłopaka, by mi zaraz nie zszedł na zawał - No to prowadź - odkleił się o ściany i ruszył korytarzem, a ja zanim. Przy okazji przyglądałem mu się. Jego ruchy były płynne i pełne gracji, ale co chwila traciły rytm. Jego strach psuł mi pokaz.
- Jak się będziesz tak cykał, to zaraz się potkniesz o własne nogi. Ja na pewno nie będę cię zbierał z gleby - fuknąłem.
<Hessan?>
- Będzie lepiej jak mnie tam zaprowadzisz - rzuciłem rozkazującym tonem. Niebieskowłosy dał mi jasno do zrozumienia, że niechętnie by to zrobił, a ja z reguły bardzo nie lubiłem, jak mi się odmawiało. Zrobiłem w jego stronę krok i nachyliłem się nad nim. Położyłem palec wskazujący na jego mostku i zacząłem nim delikatnie zataczać przypadkowe wzorki.
- Chyba nie chcesz mnie zdenerwować już pierwszego dnia w nowej szkole, prawda? - uśmiechnąłem się ironicznie i puściłem chłopakowi wściekłe spojrzenie. On tylko cichutko pisnął i przymknął powieki - To jak będzie? - dopytałem - Zaprowadzisz mnie tam, gdzie chcę? - chłopak pokiwał głową na "tak" i spuścił nisko głowę, jakby chciał mi powiedzieć "Zrobię wszystko co chcesz, ale odsuń się... boję się ciebie". Wyszczerzyłem ząbki w triumfalnym uśmieszku i poklepałem leciutko policzek niebieskookiego.
- Grzeczny chłopiec. - odsunąłem się od chłopaka, by mi zaraz nie zszedł na zawał - No to prowadź - odkleił się o ściany i ruszył korytarzem, a ja zanim. Przy okazji przyglądałem mu się. Jego ruchy były płynne i pełne gracji, ale co chwila traciły rytm. Jego strach psuł mi pokaz.
- Jak się będziesz tak cykał, to zaraz się potkniesz o własne nogi. Ja na pewno nie będę cię zbierał z gleby - fuknąłem.
<Hessan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz