- Internetu? - spojrzałem na niego zdumiony, próbując z resztek pamięci o świecie ludzi wygrzebać, czym owy "internet" był. Przypomniałem sobie urządzenia, które towarzyszyły ludziom w każdej chwili ich życia. Małe lub większe, będące nieodłącznym elementem wyposażenia, wręcz częścią ich samych. Wpatrzeni w ekrany komunikowali się za pomocą tego z resztą świata. I chyba właśnie w tej całej komunikacji pomagał im "internet". - Nie, zniszczyłoby to harmonię tego świata - uśmiechnąłem się delikatnie, odsuwając się, gdy Orion przypadkiem znalazł się zbyt blisko mnie. Miałem nadzieję, że tego nie zauważył, w końcu z pewnością było to mniej dostrzegalne niż moja skóra, która przy każdym, nawet najmniejszym dotyku stawała się litą skałą. - Z takich rzeczy, które są w twoim świecie mamy jedynie kanalizację. Nawet lampy mamy naftowe.
Chłopak przyglądał mi się przez chwilę w osłupieniu. Po chwili uśmiechnął się szeroko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Czyżbym coś przekręcił?
- Internat, nie internet - poprawił mnie, przykładając dłoń do ust, by powstrzymać głośny śmiech. - Miejsce, gdzie uczniowie mogą mieszkać do czasu, kiedy nie ukończą edukacji.
Westchnąłem ciężko, miłym uśmiechem starając się zamaskować zażenowanie. Moja znajomość języka ludzi była na poziomie komunikatywnym, jednak umiejętność słuchania całkowicie mi to utrudniała.
- Są stancje, mieszkania, które możesz u kogoś wynająć za wykonywanie drobnych prac albo po prostu płacąc. Są także nieodpłatne pokoje, które przydziela dyrekcja - wyjaśniłem. - Jednak sprawdzenie wszystkich preferencji zajmuje im trochę czasu, zwłaszcza, że teraz przybyło sporo studentów. Musisz udać się do dyrektorki i złożyć coś na wzór wniosku. - Wskazałem ciemne drzwi, obok których staliśmy. Za nimi mieścił się gabinet dyrektorki, najważniejsze pomieszczenie w całej Akademii. Potocznie nazywaliśmy je Sercem.
Orion przyglądał się drewnianemu skrzydłu, jakby zaraz za nim czaiło się jego przeznaczenie. Chociaż faktycznie tak było. Wiele zależało od dyrektorki. To czy nadamy się do Akademii, jak i to czy znajdziemy miejsce, gdzie będziemy mogli zatrzymać się choć na kilka dni. Ze swoich początków pamiętam, że spędziłem noc na dachu zamku, nie mając gdzie się podziać, dopóki nie został przydzielony mi pokój. Dopiero później poznałem Deidre, który zaproponował mi znalezienie wspólnego mieszkania, w którym będziemy sami, bez żadnych osób trzecich ingerujących we wszystko co robimy. Posiadanie zbyt dużej ilości współlokatorów niekorzystnie na nas wpływało.
Zerknąłem przez okno, dostrzegając na placu Adriela, rozmawiającego w najlepsze jasnowłosą dziewczyną, której towarzyszyło ogromne, białe zwierze. Zacisnąłem wargi, czując jak nieprzyjemna gula zbiera mi się w gardle, a w płucach nagle zabrakło tlenu. Z trudem przełknąłem ślinę, czując jak ucisk staje się coraz większy, coraz bardziej odczuwalny.
Zwróciłem się ponownie do ciemnowłosego człowieka, starając się skupić na nim całą swoją uwagę. Choć musiałem przyznać, że nie było to łatwe. Moje myśli swobodnie poruszały się między moją reakcją, a osobą jasnowłosej, którą ujrzałem pierwszy raz w życiu. Nie pozwalały mi się skupić na tym co chciałem przekazać, ani na tym, co powiedzieć powinienem.
- Możesz na kilka nocy zatrzymać się u mnie. Oczywiście, jeżeli chcesz - zaproponowałem, pocierając nerwowo kark. Nie podobała mi się wizja kolejnej osoby w mieszkaniu moim i Dej, jednak nie wyobrażam sobie, że miałbym pozwolić mu spać na zewnątrz. Zresztą gdyby Dei się o tym dowiedział, poświęciłby mi najmniej dwa dni, by uświadomić mi, że takie postępowanie jest karygodne. - Tylko musiałbyś na mnie chwilę poczekać, za niedługo mam zajęcia z fechtunku. Jednak profesor szybko się ze mną upora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz