Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

wtorek, 12 stycznia 2016

Lunsaris - Problemy ze słuchem (do Deidre)(08.04.217 r.)

Potrzęsłam głową, przypatrując się nowo poznanemu osobnikowi. Dałabym sobie głowę uciąć, że jeszcze przed momentem... A może nie? Przechyliłam głowę w prawą stronę, chcąc uzyskać lepszy kąt widzenia, ale w efekcie tylko zasłoniłam sobie całą twarz włosami. Zaraz, co ja robię? Przeklęte smocze nawyki. Lunz! Od dzisiaj żadnych, ŻADNYCH zwierzęcych zachowań, kiedy jesteś człowiekiem. Ludzie nie przechylają tak głowy i nie węszą językiem!
Dwiema rękami odgarnęłam włosy do tyłu, dzięki czemu nadal mogłam przypatrywać się mężczyźnie.
- Eee... - stałam tak, z otwartą buzią, próbując sobie przypomnieć, o co w ogóle spytał. Tak, smoki też mają napady sklerozy. Myśl, idiotko! Trzeba jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Nie dosłyszałaś - twój problem, radź sobie. I przy okazji wypadałoby jakoś poprawić jakość swoich wypowiedzi. No tak. Nie zamierzałam przepraszać drugi raz, tym razem za brak pojęcia o tym, co do mnie ten człowiek mówi, postanowiłam rozwiązać sprawę iście zręcznie. Na pewno jeszcze się sobie nie przedstawialiśmy!
- Zacznijmy może od tego, że nawet nie znam twojego imienia. Ja jestem Lunz. I właściwie to czemu nie? - to nie tak, że nie miałam pojęcia, na co się zgadzam, po prostu wydawało mi się, że złożył jakąś propozycję.
- Słucham? - patrzył na mnie, mrużąc lekko oczy, a ja miałam nadzieję, że nie domyśli się tego, że kompletnie go nie słuchałam.
- Jestem tu nowa! - zaczęłam, trochę za głośno. - Zdecydowanie nowa! - za dużo entuzjazmu, Lunz, jeszcze raz. - Znaczy się... Po prostu kompletnie nie ogarniam tego terenu, nie wiem, gdzie co jest... - nieładnie kłamać, Haryarti. Westchnęłam i odruchowo pogładziłam rękojeść miecza. W sumie, to jakby tak przyjrzeć się mojemu rozmówcy, to całkiem był przystojny. No i wydaje mi się, że miły. Co z tego, że nie znam jego imienia, nie mam pojęcia, kim jest. On chyba też nie zdaje sobie sprawy, że tak właściwie mam 147 lat, białe pióra i 12 metrów w kłębie. Przecież to nieistotne informacje. Ten facet co prawda zalatywał trochę driadą, ale chyba nią nie był. Nie wnikałam, nie chciałam psuć przyjemności ze spotkania.
- Jak masz na imię? - spytałam tak po prostu, lekko się uśmiechając.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz