Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

środa, 13 stycznia 2016

Deidre - Taki tam.. pan od paprotek (do Lunsaris)(08.04.217 r.)

Uśmiechnęła się do mnie! Uśmiechnęła! - zaszczebiotało coś we mnie, ale bardzo szybko to zdusiłem. Nie teraz, naprawdę nie teraz. Nie wolno jej spłoszyć. W końcu była ładna i na dodatek wyglądała na miłą... 
Skup się, do cholery! - warknąłem na siebie. 
- Deidre - odpowiedziałem na jej pytanie i również starałem się ładnie uśmiechnąć. Mojej kobiecej połówce uśmiechanie się wychodziło lepiej, ale ta musiała na chwilę poczekać. - Ale spokojnie możesz mówić jak wszyscy, po prostu Dei. 
- Dobrze - rzuciła i przygryzła nieco dolną wargę.
Wziąłem głęboki oddech, tak, żeby się uspokoić i wymyślić coś kreatywnego, co pozwoliłoby nam spędzić nieco czasu razem i to w atmosferze zgoła lepszej niż obecna.
- Jeżeli mi powiesz czego chcesz się uczyć to chętnie pokażę ci gdzie odbywają się poszczególne zajęcia - zaproponowałem w pośpiechu.
- Cóż, chyba dobrze byłoby się zorientować gdzie z czym się udać - przyznała. 
Miałem nadzieję, że pytanie o jej zdolności jej nie krępowało. W końcu bądź co bądź było dość osobiste. Moce często zdradzały rasę, to mogło dawać wskazówki co do pochodzenia, a to były rzeczy, którymi wielu nie lubiło się od tak dzielić. 
- To może zacznijmy od walki bronią białą? - spytała.
- Pewnie. - Poprowadziłem ją w stronę głównego dziedzińca Akademii, gdzie odbywały się lekcje fechtunku. - Walki wręcz uczy Zarogh - zacząłem wyjaśniać. - Zajęcia bywają... dość nieprzyjemne, a sporo uczniów zmuszonych jest poszukać pomocy kogoś kto zna się na leczeniu. Tylko wiesz, do Gaju daleko, a Aphis niezbyt się przejmuje czymś co nie zagraża zdrowiu. Trochę się niektórzy męczą. Ale przynajmniej po zajęciach mam robotę - uśmiechnąłem się rad ze swej roli i zajęcia, które nie tylko pomagało mi nieco dorobić, ale i przy okazji komuś pomóc.
- Masz robotę? Jesteś uzdrowicielem? - spytała.
Interesuje się tym co robię! Interesuje się MNĄ! - rozbrzmiało mi w głowie. Cisza! Spokój! - nakazałem jednak. Zawsze kiedy się ekscytowałem, rozczulałem, smuciłem czy rozpierała mnie radość zmieniałem aparycję na tę bardziej skłonną do szczebiotu ku chwale emocji. 
- Tylko zielarzem. Zbieram zioła, wytwarzam z nich różne specyfiki, czasem wplatam w mikstury odrobinę magii - wyjawiłem. - Swojej magii mam niezbyt dużo, nie to co mój tata, przez co muszę korzystać z żył jeżeli chcę zrobić coś więcej niż pogadać z paprotką lub wyhodować sobie jakąś na ramieniu. 

<Lunz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz