Bardzo,
ale to bardzo nie podobała mi się napotkana osoba. Chłopak miał w ręce nóż
umazany jeszcze świeżą krwią. Miodowe włosy były rozwiane w różnych kierunkach,
jakby dopiero co bardzo się z czymś męczył (na przykład mordowaniem), a pas
przypięty do bioder miał zapewne podoczepiane mnóstwo umiejętnie ukrytych
broni. Jednak jego wzrok, z lekka zakłopotany i, mimo że równocześnie
wyzywający, nie zdawał się kryć złych intencji. Nie było w nich choćby krzty żądzy mordu.
- Ech… Jak chcesz tutaj tak stać w milczeniu, to sobie
stój. Ja idę dobić ostatki Kinkajzów i wracam. – Machnął nożem w stronę, z
której właśnie przybiegł i szybkim ruchem zawrócił. A ja nadal stałam jak
zaklęta, próbując w jak najkrótszym czasie przemyśleć wszystkie za i przeciw
podążenia za nim. W końcu wygrała część mnie, która nie miała zamiaru spędzić
kolejnych godzin wśród potencjalnych kryjówek ośmionożnych potworków, więc
zawołałam za nieznajomym, nim jeszcze zdążył zniknąć za konarami rozłożystych
drzew.
- Zaczekaj!
Zatrzymał się, jakby niechętnie, a ja złapałam w ręce
rąbki sukienki i zaczęłam biec w jego stronę. Przez dzisiejszy wysiłek, kiedy w
końcu stanęłam koło niego, złapałam zadyszkę. Nim wydusiłam z siebie choćby
słowo minęło parę minut.
- Przepraszam… ale wiesz może, gdzie znajdę… Akademię
Ciemnej Nocy? – wysapałam i spojrzałam na niego spod grzywki, która już
całkowicie opadła mi oczy. Mężczyzna na początku zrobił nieco zdziwioną minę,
jednak po chwili ponownie przybrał maskę pewnego siebie władcy ,,wszystkiego co
żyje’’.
- Jak już wspominałem, znam tutaj sporo osób. I tak,
wiem gdzie jest Akademia, bo sam do niej chodzę – uśmiechnął się dumnie, po
czym ruszył energicznym krokiem w dalszą drogę. Zaczęłam za nim iść, z trudem
dotrzymując mu kroku, mimo, że był ode mnie nieco niższy.
- A po co szukasz Akademii? – zapytał, nie zatrzymując
się choćby na chwilę – Odwiedzasz rodzinę?
- Nie. Zostałam do niej zapisana.
Nagle elf stanął jak wryty, by spojrzeć na mnie,
jakbym właśnie powiedziała zarazem coś zabawnego i absurdalnego.
- Ty? – jego mina wykrzywiła się w dziwnym grymasie –
Nie jestem pewny czy to miejsce dla… ciebie.
- Dlaczego? – Dopiero teraz zrozumiałam, że ów grymas
był próbą niewybuchnięcia śmiechem, co nieco mnie zirytowało.
- Wiesz, w Akademii uczysz się głównie umiejętności
praktycznych… Nieczęsto będziesz używała tam książek czy notatek. – Ponowił
marsz, nie przestając mówić.
- Wiem o tym – odpowiedziałam, nadal lekko obruszona
jego uwagą. Uważał mnie za bezbronną dziewczynę!
- Ech… Skoro już cię wybrali, to raczej były jakieś ku
temu powo… - nie skończył, gdyż znienacka wyskoczyły z krzaków małe postacie,
wyglądające niczym skrzyżowanie gada z kurczakiem. Nim jednak zdążyłam
cokolwiek uczynić, choćby unik, elf wyciągnął za pasa sztylet (a może już miał
go wcześniej w dłoni?) i po chwili z potworków pozostały tylko kwilące ciała.
Rzeczywiście, wydawały odgłosy niczym cierpiący człowiek.
- Teraz już nie wydaję się taki straszny, co? –
zapytał, szczerząc się przy tym od ucha do ucha i wycierając broń o jakiś mech
na drzewie.
- Może… - odrzekłam, mimo, że miał rację. Wcześniej
powątpiewałam w istnienie tych stworków – teraz je widziałam, słyszałam i
czułam (strasznie śmierdziały). Elf rozejrzał się czy przypadkiem owe Kinkajzy
gdzieś się jeszcze nie pochowały i już miał wejść w głąb krzaków, kiedy nagle
przystanął i zwrócił twarz w moją stronę. Jego szare oczy delikatnie zalśniły.
- Nawet nie wiem jak się nazywasz. Ja jestem Tarix.
- Coral. Mam na imię Coral.
< Tarix? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz