Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

wtorek, 12 stycznia 2016

Yael - Lew, ja i nieznajomy (08.04.217 r.)

Był późny wieczór. Gwiazdy jarzyły się na niebie wskazując drogę podróżującym, podczas gdy ja dokładałam gałęzie do ognia. Wieczorami było wystarczająco zimno, by przekonać mnie do rozpalenia ogniska. Będąc pewna, że wszystkie szczątki korony drzewa znalazły się pośród płomieni, usiadłam na podmarzłej ziemi podkulając kolana pod brodę i obejmując je ramionami. Spoglądałam w skrzące się drewno. Tuż za mną, pod drzewem spał Arion. Słyszałam za sobą jego ciche pomruki. Zachowywał się jak każdy kot, tylko większy. O wiele większy. Dokoła nas była cisza, co tłumaczył fakt, że znajdowaliśmy się w samym środku lasu. Mimo wszystko dla mnie było stanowczo za cicho.
- Arion - odezwałam się odwracając się w stronę zwierzęcia.
Lew uniósł lekko łeb i spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczami.
- Gdzie idziemy jutro? - spytałam bardziej siebie niż jego.
Towarzysz ziewnął tylko i powrócił do spania. Czyli nie idziemy nigdzie w najbliższym czasie. Westchnęłam i ponownie zwróciłam głowę ku ognisku. Mimo, że trafiłam do Akademii nie przebywałam w okolicach zabudowań. Wolałam Gaj. Cóż z tego, że niedługo zapewne będę musiała się zjawić pośród innych istot. Na razie jestem tutaj i mogę cieszyć się chwilą, nieprawdaż? Z tą myślą, zupełnie nieświadomie zasnęłam.
Zaspana otworzyłam oczy dopiero, gdy poczułam znajome szturchnięcie. Arion stał nade mną i próbował mnie dobudzić… Ale czemu? Dłonią przetarłam oczy i rozejrzałam się w koło. Ognisko przygasło, a noc rozświetlały jedynie gwiazdy. Uznałabym, że wszystko jest w najlepszym porządku, gdyby nie odgłosy kroków. Ktoś musiał być niedaleko…Czyżby zwabił go ogień? Nie zastanawiając się długo butem dogasiłam pozostałości ogniska i najciszej jak umiałam ruszyłam w kierunku najbliższego drzewa. Bezszelestnie na łapach podążył za mną śnieżnobiały lew. Dotarłszy do wyznaczonego miejsca, schowałam się za potężnym świerkiem i wtopiłam w cień. Nie miałam ochoty na jakąkolwiek konfrontację. Chwyciłam rękojeść mizernego miecza i dałam znak towarzyszowi, że może się oddalić. Wiedziałam, że gdyby cokolwiek się zdarzyło jest w pobliżu. Sparaliżowana wyczekiwałam osobnika, który postanowił przerwać mój sen. Ujrzawszy ową postać zacisnęłam mocniej palce na broni. Wolałam być ostrożna, skąd mogę wiedzieć kogo tu spotkam? Może zupełnie mnie nie zauważy i pójdzie dalej?

<Ktoś do wspólnego ogniska?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz