Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

piątek, 22 stycznia 2016

Coral - Mówili, że będzie łatwo... (08.04.217 r.)


Skok, z raczej metafizycznego Nieba, ku innej rzeczywistości był jak kubeł zimnej wody na rozgrzane ciało. Samo przeniesienie można porównać do przejścia przez okno. Znajdujesz się w miłym, przytulnym domku, gdy nagle dookoła ciebie materializują się nieznane dotąd kształty. Dziwne odgłosy dochodzą zewsząd, a zapachy drażnią twój delikatny nos. Siedzisz na zimnej ziemi i zastanawiasz się, co dalej. Jak ja.
- Wskazówki… Jakieś wskazówki… - mruczę pod nosem, jednocześnie strzepując grudki piasku przyczepione do atłasowej, szmaragdowej sukienki. Siedzę pod liściastym drzewem od dobrych piętnastu minut, zastanawiając się czy znam jakieś informacje na temat tego, jak zachowuje się w środku głuszy. Płócienną torbę, która zawierała pliki papieru oraz komplet różnorodnych ołówków, trzymałam kurczowo na kolanach, jakby to ona mogła pomóc mi znaleźć kierunek, w którym powinnam się udać. Niestety, im dłużej siedziałam bezczynnie, tym bardziej stawałam się niespokojna. Gdyby ten las nie był tak gęsty, mogłabym wzbić się bez problemu w powietrze! A tak pozostaje jedynie używać, zmęczonych już wcześniejszym błądzeniem, nóg. Westchnęłam cichutko i wstałam. Dopóki jest słońce, jakoś sobie poradzę. Jednak, jeśli zapadnie zmrok… Nie, nie myśl o tym. Maszeruj. W końcu gdzieś dojdziesz. Gdzieś, gdzie będzie wiadomo, jak trafić do tej feralnej Akademii. 
Zaczęłam przedzierać się przez krzaki, modląc się w duchu, aby wszelakie ośmionożne stworzenia zdecydowały się nie zwracać na mnie uwagi (tak, nie tylko ludzie się modlą, aniołom też się zdarza). Wyobraźnia podsuwała mi obraz owłosionego, ogromnego pająka, który przyczepia się do fałdy mej sukni i zaczyna powolną wędrówkę ku górze… Gdy nagle usłyszałam krzyk. Początkowo byłam pewna, że to jedynie wytwór mojego przerażonego umysłu. Jednak, gdy przystanęłam, wrzask się ponowił. I znowu. Dreszcze przeszyły moje ciało. Chciałam zawrócić, oddalić się od źródła tego strasznego krzyku. Jednak nie mogłam tego zrobić. Ten ktoś… Ten ktoś mógł potrzebować pomocy. A jakie jest prawdopodobieństwo, że spotka na swojej drodze kogoś innego? Małe, bardzo małe.
Przełknęłam ślinę i zwróciłam twarz w stronę, z której spodziewałam się usłyszeć odgłosy cierpiącego. I nie pomyliłam się. Teraz wrzask zmienił się w cichsze postękiwania, których nadal nie mógł zagłuszyć nawet trzaski gałęzi pod moimi stopami i szelest liści o skrawki materiału. A mogłaś wziąć jakąś broń! Albo chociaż mapę! Przynajmniej wiedziałabyś, gdzie odnaleźć jakąś pomoc. W którymś momencie marszu zauważyłam, że odgłos całkowicie umilkł. Ponownie nieprzyjemne uczucie rozeszło się po moim ciele. Owa cisza była nienaturalna… Żadnych śpiewów ptaków, żadnych odgłosów liści, ocierających się o siebie pod wpływem wiatru. Nic. Byłam pewna, że za chwilę serce wyskoczy mi z klatki piersiowej i ucieknie siną w dal. I gdyby nie to, że niespodziewanie jakiś cień zaczął sunąć płynnie między drzewami, zapewne bym zemdlała. Jednakże adrenalina zrobiła swoje, a moje ciało pod wpływem nowej energii zareagowało błyskawicznie. Ruszyłam pędem w przeciwną stronę, nie oglądając się drugi raz za siebie. Leć! Leć! I pewnie wzleciałabym w powietrze, równocześnie raniąc skrzydła, gdybym nie usłyszała wołania:
- Zaczekaj! Stój!

< Ktoś? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz