Łazienka była malutkim pomieszczeniem, które, ku mojemu zaskoczeniu, w
jakiś przedziwny sposób było zaopatrzone w bieżącą wodę. Nawet u mnie w
domu nie posiadałam żadnych rur i mechanizmów, które doprowadzałyby,
choćby deszczówkę, do toalety. Najczęściej wraz z rodziną udawałam się
do specjalnych łaźni, gdzie znajdowały się nie tylko miednice z ciepłą
wodą, ale także większe baseny oraz specjalnie oddzielone pomieszczenia z
saunami. A tutaj… można by to nazwać swego rodzaju luksusem. Ściągnęłam
z siebie zniszczoną suknię i z ulgą obmyłam obolałe ciało gąbką. Każda
ranka piekła delikatnie pod wpływem ciepłej wody. Dopiero spoglądając w
lustro zauważyłam, jak bardzo jestem blada oraz jak mocno podkrążone mam
oczy. Wyglądałam fatalnie, nawet jak na jeden dzień spędzony w lesie.
Może Tarix rzeczywiście miał rację… Może nie nadaję się na uczennicę
Akademii? A dodatkowo - pozwolił mi zanocować u siebie, mimo że mógł
mnie po prostu zostawić na jakiejś ulicy. To miłe. Bardzo miłe. Rozumiem
moje wcześniejsze obawy, jednak prawdopodobnie nie były one słuszne.
Ciekawe, czy wszyscy uczniowie Akademii są tacy życzliwi… Spojrzałam na
drewnianą szafkę i uchyliłam ją nieco. Zanim znalazłam pudełeczko z
ziołową maścią, musiałam w niej chwilę pogrzebać. W końcu wyciągnęłam
lekarstwo i rozsmarowałam je delikatnie w zranione miejsca. Poczułam
przyjemny, rozchodzący się po ranach chłód, który niwelował w dużej
mierze wcześniejsze pieczenie. W końcu ubrałam się z powrotem w mocno
zszarganą sukienkę i wyszłam z łazienki. Ponownie uderzyło mnie
wrażenie, jak dużo znajduje się tu różnorodnych przedmiotów, od
malutkich łańcuszków, po dziwne urządzenia, najpewniej służące do
tworzenia magicznych mikstur, (choć nigdy wcześniej takowych nie
widziałam). Chłopak krzątał się w kuchni, która znajdowała się naprzeciw
łazienki. Kiedy zajrzałam do środka, elf zdążył już ściągnąć masę
przedmiotów ze stołu oraz taboretów, ustawiając drewniane talerze i
kubki z wodą. Jak tylko zauważył, że się mu przyglądam, skłonił się i
uśmiechnął nonszalancko:
- Zapraszam na kolację.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, po prostu usiadłam na stołku i zaczęłam jeść. Chleb z jakiegoś rodzaju serem były skromnym, lecz sytym posiłkiem. Po dniu błądzenia nawet sam bochenek wydawał mi się wyśmienitą potrawą.
- Opowiedz mi coś o sobie - zagadał nagle Tarix, dopijając do końca wodę z kubka.
- O sobie? Nie wiem, czy jest cokolwiek ciekawego, co mogłabym opowiedzieć… - spojrzałam z zakłopotaniem na pusty już talerz.
- To może inaczej. Ja zadam jakieś pytanie, a ty, jak będziesz chciała, odpowiesz na nie. Dobrze? - elf dolał sobie wody z dzbanka i spojrzał na mnie wyczekująco, a ja kiwnęłam głową na zgodę. W końcu sporo mi pomógł. Powinnam mu się odwdzięczyć, chociaż szczerością.
- No więc… Kim jesteś?
- Przecież mówiłam. Nazywam się Coral Clothier - spojrzałam na niego, lekko rozbawiona.
- Nie o to mi chodzi. Jakiej jesteś rasy? - kolejny raz dolał sobie wodę do kubka. A może to nie jest woda?
- Ach… Jestem aniołem.
- Nie jest was zbyt dużo, co?
- Prawda. Rzadko kiedy para aniołów posiada dziecko, a więcej niż jedno uważa się za ogromną liczbę pociech - zaczęłam opowiadać. Im więcej słów wypowiadałam, tym łatwiejsza zdawała mi się rozmowa - Ja jestem jedynaczką.
Pociągnęłam łyk wody i ciągnęłam opowieść dalej:
- Właśnie dlatego rodzice nie chcieli wypuszczać mnie z domu. Jest nas coraz mniej, więc każdy anioł, który opuści Niebo jest wielką stratą dla naszej rasy…
- To dlaczego w ogóle zechciałaś dołączyć do Akademii? - wzrok Tarixa niespodziewanie utknął na mnie, co ponownie mnie speszyło. Moje policzki oblał delikatny rumieniec.
- Pewnie nie wyjechałabym tutaj, gdyby nie to… Oni zaaranżowali już całe moje życie. Znaleźli za mnie odpowiedniego męża, wybrali mój przyszły dom, zdecydowali, ile będę mieć dzieci… - nagle dotarło do mnie, że okropnie się rozżalam i brzmi to fatalnie. Umilkłam, a w moim gardle wyrosła ogromna gula, która utrudniała mi oddychanie. Tarix siedział chwilę w milczeniu, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć. Wyciągnął nogi do przodu, jednocześnie pochylając się do tyłu na taborecie:
- Chciałabyś jutro, przed pójściem do Liliope, poznać miasto?
<Tarix?>
- Zapraszam na kolację.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, po prostu usiadłam na stołku i zaczęłam jeść. Chleb z jakiegoś rodzaju serem były skromnym, lecz sytym posiłkiem. Po dniu błądzenia nawet sam bochenek wydawał mi się wyśmienitą potrawą.
- Opowiedz mi coś o sobie - zagadał nagle Tarix, dopijając do końca wodę z kubka.
- O sobie? Nie wiem, czy jest cokolwiek ciekawego, co mogłabym opowiedzieć… - spojrzałam z zakłopotaniem na pusty już talerz.
- To może inaczej. Ja zadam jakieś pytanie, a ty, jak będziesz chciała, odpowiesz na nie. Dobrze? - elf dolał sobie wody z dzbanka i spojrzał na mnie wyczekująco, a ja kiwnęłam głową na zgodę. W końcu sporo mi pomógł. Powinnam mu się odwdzięczyć, chociaż szczerością.
- No więc… Kim jesteś?
- Przecież mówiłam. Nazywam się Coral Clothier - spojrzałam na niego, lekko rozbawiona.
- Nie o to mi chodzi. Jakiej jesteś rasy? - kolejny raz dolał sobie wodę do kubka. A może to nie jest woda?
- Ach… Jestem aniołem.
- Nie jest was zbyt dużo, co?
- Prawda. Rzadko kiedy para aniołów posiada dziecko, a więcej niż jedno uważa się za ogromną liczbę pociech - zaczęłam opowiadać. Im więcej słów wypowiadałam, tym łatwiejsza zdawała mi się rozmowa - Ja jestem jedynaczką.
Pociągnęłam łyk wody i ciągnęłam opowieść dalej:
- Właśnie dlatego rodzice nie chcieli wypuszczać mnie z domu. Jest nas coraz mniej, więc każdy anioł, który opuści Niebo jest wielką stratą dla naszej rasy…
- To dlaczego w ogóle zechciałaś dołączyć do Akademii? - wzrok Tarixa niespodziewanie utknął na mnie, co ponownie mnie speszyło. Moje policzki oblał delikatny rumieniec.
- Pewnie nie wyjechałabym tutaj, gdyby nie to… Oni zaaranżowali już całe moje życie. Znaleźli za mnie odpowiedniego męża, wybrali mój przyszły dom, zdecydowali, ile będę mieć dzieci… - nagle dotarło do mnie, że okropnie się rozżalam i brzmi to fatalnie. Umilkłam, a w moim gardle wyrosła ogromna gula, która utrudniała mi oddychanie. Tarix siedział chwilę w milczeniu, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć. Wyciągnął nogi do przodu, jednocześnie pochylając się do tyłu na taborecie:
- Chciałabyś jutro, przed pójściem do Liliope, poznać miasto?
<Tarix?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz