Mój pierwszy dzień w akademii okazał się bardzo miłym doświadczeniem.
Nie uniknąłem oczywiście ciekawskich spojrzeń oraz dużego zakłopotania, w
końcu tyle tu ludzi.
Żyjąc pośród górskich stoków Dho rzadko kiedy
spotykałem osobę zdolną mówić, nie licząc malutkich Wisów, czyli
stworków które potrafiły naśladować innych.
Właśnie kończyła się lekcja z
Systematyki Świata Magicznego. Opowiadano na niej o tylu niezwykłych
stworzeniach. Bogactwo otaczającego mnie obecnie świata zachwycało.
Wyszedłem z klasy, kierując się do wskazanego mi wcześniej pokoju, który
miał do mnie należeć. Po pokonaniu paru metrów, poczułem uderzenie.
Podobnego mi wzrostu dziewczyna, wpadła na mnie (a może to ja na
nią...) i od razu przeprosiła. Nie zdążyłem odpowiedzieć jej w żaden
sposób, gdyż widocznie zmieszana szybko poszła dalej. U mych stóp
ujrzałem czarny, skórzany zeszyt. Z pewnością należał do wcześniej
spotkanej osoby. Podniosłem go. Nie przyjrzałem się jej dobrze i nie
znałem jej imienia ani nazwiska. Jedyne co mogłem w tej sytuacji zrobić,
to poszukać jakiś informacji w moim znalezisku. Już pierwsza strona
odkryła przede mną funkcję tego zeszytu. Był to rysownik. Kolejne kartki
ozdobione zostały pięknymi szkicami roślin oraz zwierząt. Ich
kompozycja, świetnie zachowany światłocień i proporcje... niezwykłe były
to dzieła. Z pewnością podobne do rzeczywistości, lecz bardziej
nasycone i artystyczne.
Nagle ogarnął mnie wstyd. Nie powinienem tego
otwierać. Rysunki te były z pewnością prywatnymi przeżyciami ich
autorki. Jak ja bym się poczuł, gdyby ktoś odkrył mój notes z lirykami.
Pełen wstydu i ciągle pozbawiony nazwiska dziewczyny, postanowiłem użyć
ostatecznej metody. Cichym zaklęciem przywołałem grupkę pająków o
cieniutkich nóżkach. Delikatnie się po mnie wspięły i weszły na zeszyt.
Po chwili zbiegły z niego i rozpoczęły prędką wędrówkę. Z wielką
ostrożnością, by nie zdeptać żadnego z mych małych przyjaciół, zacząłem
podążać za nimi. Po chwili pająki przystanęły przed drewnianymi
drzwiami. Uznały zapewne , że wykonały swe zadanie gdyż szybko
czmychnęły w panice, nie rozpoznając we mnie już swego pana.
Przez
chwilę zastanawiałem się, jak skonstruować zdanie, by nie wyszło z
moich ust nic głupiego. 120 lat, a podczas nich kontakt wyłącznie z
Danielem i Wisami. Chyba powinienem jednak odejść i oddać ten zeszyt
jakiemuś nadzorcy. Niestety, obracając się nieopatrznie, mój but uderzył
w drewniane drzwi. Co ja zrobiłem... teraz z pewnością wyrwie mi się
jakieś głupstwo. A poza tym: TO DZIEWCZYNA. Matko Święta, niech chociaż
będzie jakąś papuśną i miłą osóbką, która mnie nie zawstydzi. Albo
niech będzie pryszczata, bądź choć trochę szpetna.
Drzwi się uchyliły. A
niech to...
- Tak ?- odparła delikatnym i melodyjnym głosem właścicielka pokoju. Jej długie, srebrzyste włosy niesfornie opadały pojedynczymi kosmykami na twarz. Oczy turkusowego odcienia, wpatrywały się we mnie, a ich górną powiekę zdobił rząd pięknych, długich, hebanowych rzęs. W skrócie, gorzej już być nie mogło. Speszony, zacząłem coś dukać, lecz szept, który wydał się z moich ust, był niezrozumiały nawet dla mnie. W akcie ostateczności wyciągnąłem ku niej zeszyt z rysunkami. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a następnie jej twarz oblała się rumieńcem. Staliśmy więc tak, jak dwóch durniów nie potrafiąc nic powiedzieć. Po pewnym czasie, postanowiłem wydać z siebie pierwsze słowo. W końcu, kalkulując okres zawstydzenia, ja trwałem w nim dłużej.
- Należy on chyba do ciebie... mam nadzieję, że mi wybaczysz, gdyż przejrzałem parę stron - dziewczyna lekko się speszyła. - Znaczy, chciałem tylko poszukać twojego imienia, by wiedzieć komu go zwrócić. Zawartość.. - dziewczyna spojrzała na mnie z napięciem. Czyżby chciała dowiedzieć się co sądzę o jej dziełach? - ...zadziwiła mnie. Bardzo pięknie rysujesz. Nie tłumacz to oczywiście mojej ciekawości i przeglądania dalszych stron, jednak... - nie mogłem odnaleźć żadnego wytłumaczenia na to co zrobiłem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Nic nie szkodzi. To ja powinnam być bardziej ostrożna. I... dziękuję za wcześniejszą pochwałę. To tylko zwykły szkicownik, nie ma w nim nic konkretnego - dziewczyna z widocznym zakłopotaniem mówiła o sztuce, którą stworzyła - Może wejdziesz do środka? - spytała, nadal przyjaźnie się uśmiechając. Lekko zawstydzony, odparłem na jej miły gest skinieniem.
- Tak ?- odparła delikatnym i melodyjnym głosem właścicielka pokoju. Jej długie, srebrzyste włosy niesfornie opadały pojedynczymi kosmykami na twarz. Oczy turkusowego odcienia, wpatrywały się we mnie, a ich górną powiekę zdobił rząd pięknych, długich, hebanowych rzęs. W skrócie, gorzej już być nie mogło. Speszony, zacząłem coś dukać, lecz szept, który wydał się z moich ust, był niezrozumiały nawet dla mnie. W akcie ostateczności wyciągnąłem ku niej zeszyt z rysunkami. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, a następnie jej twarz oblała się rumieńcem. Staliśmy więc tak, jak dwóch durniów nie potrafiąc nic powiedzieć. Po pewnym czasie, postanowiłem wydać z siebie pierwsze słowo. W końcu, kalkulując okres zawstydzenia, ja trwałem w nim dłużej.
- Należy on chyba do ciebie... mam nadzieję, że mi wybaczysz, gdyż przejrzałem parę stron - dziewczyna lekko się speszyła. - Znaczy, chciałem tylko poszukać twojego imienia, by wiedzieć komu go zwrócić. Zawartość.. - dziewczyna spojrzała na mnie z napięciem. Czyżby chciała dowiedzieć się co sądzę o jej dziełach? - ...zadziwiła mnie. Bardzo pięknie rysujesz. Nie tłumacz to oczywiście mojej ciekawości i przeglądania dalszych stron, jednak... - nie mogłem odnaleźć żadnego wytłumaczenia na to co zrobiłem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Nic nie szkodzi. To ja powinnam być bardziej ostrożna. I... dziękuję za wcześniejszą pochwałę. To tylko zwykły szkicownik, nie ma w nim nic konkretnego - dziewczyna z widocznym zakłopotaniem mówiła o sztuce, którą stworzyła - Może wejdziesz do środka? - spytała, nadal przyjaźnie się uśmiechając. Lekko zawstydzony, odparłem na jej miły gest skinieniem.
< Oriabi? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz