Prezeczytaj zanim zaczniesz pisać:

niedziela, 31 stycznia 2016

Tarix - Mamy trochę wspólnego (do Coral)(08-09.04.217 r.)

Zaprowadziłem Coral do mojej sypialni. Tak, niestety w moim skromnym domku sypialnia była tylko jedna, bo i czego więcej potrzebowałem?
Cieszyłem się, że została. Nie koniecznie z tego, że przyjdzie mi spać na kanapie, oj nie, ale w gruncie rzeczy, choć wstyd się było do tego przyznać, w końcu miałem jakąś tam swoją reputację, martwiłby się o to, że stanie jej się coś złego. Niby nikt tu nikogo za często nie mordował, ale jednak bywało nieprzyjemnie, szczególnie jak nie znało się miejsca i ludzi. Można było wpaść na kogoś, kto nie przepadał za towarzystwem i nie czekając na wyjaśnienia zabierał się do bitki.
Zanurkowałem w szafie i wyciągnąłem jedną ze swoich obszernych koszul.
- W tym będzie ci trochę wygodniej spać - rzuciłem nie wiedząc czy przyjmie ubranie, czy znów oberwę albo zostanę zwyzywany od zboczeńców.
- Dziękuję - stwierdziła jednak.
- I nie martw się, nie zamierzam ci przeszkadzać, czy nawet tu wchodzić - wyjaśniłem. - A za tamto... To nie była moja wina..  nie zamierzałem cię całować. Znaczy... jesteś ładna, ale ja nie mam w zwyczaju nikogo napastować, dobra?
Niezbyt wiedziałem dlaczego się tłumaczę, ale... Nie chciałem, żeby anielica pomyślała o mnie bogowie jedni widzą co, a na Zoe miałem zamiar się jeszcze zemścić... Oj już ja jej utrę tego wilczego nosa.
- Dobrze... Wierzę ci - stwierdziła i nawet lekko się uśmiechnęła. Czyli nie było tak źle.
- To dobrej nocy. - Wyszedłem z sypialni i wziąłem futrzaną narzutę, którą okryłem się układając na kanapie.
Dość długo nie mogłem zasnąć, sam nie wiem dlaczego. Może to dlatego, że mebel jednak nie należał do najwygodniejszych? Tak, to na pewno było to... Bo przecież fakt, że w moim łóżku leży ładna dziewczyna, która na dodatek wydawała się mnie lubić nie mógł mi przeszkadzać, prawda?

Rano obudził mnie szelest.
Poderwałem się z kanapy, rozglądając pospiesznie.
- Obudziłam cie? Przepraszam - rzuciła Coral spłoszona.
- Nie... to nic takiego. I tak przeważnie wcześnie wstaję - kłamałem... bardzo. Miałem nawyk niezmiernie okropny, mianowicie wylegiwałem się do południa, albo i dłużej, a później biegałem po nocach. Teraz czułem się jak niezbyt świeże zombie po upadku z urwiska. - Jak się spało? - zagadnąłem dziewczynę, chcąc oddalić temat od swojej osoby.
- Dobrze, dziękuję jeszcze raz za wszystko i przepraszam, że cię uderzyłam... to był taki odruch i...
- Spokojnie. Ostatnimi czasy sporo zarabiam po głowie. Jakiś taki sezon mam na to, ale jak już mam być bity, to wolę jak to miał dziewczyna, a nie opasły krasnolud - uśmiechnąłem się i wstałem, żeby się przeciągnąć. moje kości i ścięgna zaczęły trzeszczeć i strzelać w proteście, ale cóż, trzeba było się ruszyć.
Po krótkim śniadaniu i wymianie kilku zdań, ruszyliśmy w miasto.
Chodziliśmy niespiesznie, a ja pokazywałem Coral wszystkie miejsca, które powinna na początek znać. Zaczęliśmy od bramy miejskiej, po budynki mieszkalne także blok z niedużymi mieszkaniami, gdy ktoś wolał kisić się na kupie w pokoiku zamiast posiadać własny dom, rynek i co ważniejsze sklepy, kuźnię, w której mój uwielbiany krasnolud rzucił za mną młotkiem. Ledwie się uchyliłem.
- Wszędzie cię tak kochają? - spytała dziewczyna, ale twarzyczkę miała pogodną.
- Mniej więcej - przyznałem i pociągnąłem ją za rękę, by w pośpiechu skręcić w jedną z alejek. Wskoczyłem na nieduży murek i dalej na jeden z niższych budynków, a dziewczyna dołączyła do mnie używając swoich skrzydła.
- Przydałyby mi się takie - stwierdziłem. - Wtedy to dopiero nikt by mnie nigdy nie dorwał.
- Chyba byś się rozczarował... Są o wiele delikatniejsze niż się zdaje - skrzywiła się lekko.
- No i? Co z tego? Każdy ma swoje wady. Moją jest zdecydowanie nadpobudliwość i... lepkie łapy jak już zdążyłaś zauważyć.
- Więc kiedy mówiłeś, że jesteś złodziejem...
- Nie żartowałem - dokończyłem za nią. - Od zawsze byłem... inny. Wiesz. Ty odeszłaś z domu, bo rodzice narzucali ci to jaka masz być. Ze mną było nieco podobnie. Mieszkałem w spokojnej wiosce, gdzie wszystko zawsze było takie samo, poukładane, nudne... Ja też miałem taki być. Miałem zostać łowcą, jak mój ojciec, wziąć za żonę porządną, pracowitą kobietę, taką jaka była moja matka... A ja chciałem się wyszaleć, zobaczyć świat i korzystać z życia na swój sposób, nawet jeżeli jest głupi i kiedyś za to porządnie oberwę. Nie żałuję...

<Coral? Później do samej Akademii pójdziemy ^,^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz