Biegłam. Gdzie? Przed siebie, tak z całą pewnością. A może jednak skręcę? Zatrzymałam się patrząc w stronę domu, miejsca, gdzie sama przemieszkałam tyle lat. Teraz to miejsce nie znaczyło dla mnie więcej niż nic. Tylko zastanawia mnie, jak ja do niego trafiłam? Dlaczego nic nie pamiętam? Jakbym zaczynała życie od nowa w wieku czternastu lat, jakbym nie miała przeszłości. Trudno! - pomyślałam i biegłam dalej. Nagle aż stanęłam ze zdziwienia. Kiedy popatrzyłam w dół, zobaczyłam wielką bliznę na mojej nodze. Widziałam ją już nieraz, ale teraz zaciekawiła mnie o wiele bardziej, niż wtedy. Co się mogło stać, wtedy, tak dawno? Obok blizny znalazłam coś czarnego. Mały napis w nieznanym mi języku... Znałam człowieka, który jest magiem, czy też czarodziejem. Wczoraj wypuściłam mojego konia i chciałam, żeby zdziczał. Ale nie. Jednak jeszcze się przyda. Nie był daleko, co kilka godzin wracał patrząc na moją drobną osobę z niedowierzaniem. Gwizdnęłam i wykrzyknęłam jego imię. Hielo. Czekałam może z minutę i zobaczyłam galopującego do mnie konia. Moja matka kupiła go za ciężkie pieniądze. Że jeszcze nikt go nie wziął, ani nie zabił, to był cud. Nie miałam siodła, uzda wykonana była z roślin, jako wędzidło miał dokładnie wykrojone w walec drewno. Wodze, które uplotłam z włókien tworzyły cienką linę, przez co nie były zbyt mocne i mogły się rozerwać o byle grubszą gałąź.
Wsiadłam na ogiera i popędził w stronę, którą kazałam mu się udać. Po godzinie jazdy zwolniłam i zapukałam w drzwi chaty staruszka. Otworzył natychmiastowo, jakby to wypatrywał gości... Pokazałam mu napis na mojej nodze, który mógł wiele znaczyć.
- Cine.
Usłyszałam. Przeraziłam się. Cine, to miasto, w którym trwa wieczna wojna, stworzenia głodują, a zwierzęta umierają za ludzi, elfy, driady, nimfy... Podziękowałam i wskoczyłam znów na koński grzbiet. To ja byłam jedną z tych, którzy zabijali, aby ocalić siebie? Moi bliscy umarli. To było wtedy. Matka później, postrzelono ją, kiedy sprzeciwiła się władcy.
- Cine.
Usłyszałam. Przeraziłam się. Cine, to miasto, w którym trwa wieczna wojna, stworzenia głodują, a zwierzęta umierają za ludzi, elfy, driady, nimfy... Podziękowałam i wskoczyłam znów na koński grzbiet. To ja byłam jedną z tych, którzy zabijali, aby ocalić siebie? Moi bliscy umarli. To było wtedy. Matka później, postrzelono ją, kiedy sprzeciwiła się władcy.
Po chwili zamyślenia nie wiedziałam już gdzie jestem. Łąka, duża łąka. I jezioro. Nie spotkałam nikogo po drodze do tego miejsca. Było tak pięknie i powietrze było takie czyste i świeże... Ale tu coś zaczęło mnie śledzić. Coś, albo i ktoś. Stuknęłam konia łydką. Ten jednak wolał pić wodę z jeziora. Nagle coś go spłoszyło, straciłam nad nim kontrolę i...
- Hielo!
Wrzasnęłam za koniem pędzącym już beze mnie na grzbiecie. Teraz siedziałam cała w błocie na ziemi. On i tak wróci, o to się nie boję. Skoczyłam w ubraniach do wody, aby się opłukać. Po chwili wyszłam na ląd i skierowałam dużą ilość powietrza na siebie, musiałam się teraz wysuszyć. Nasłuchiwałam tym samym, czy aby ktoś nie czai się w krzakach. Może wreszcie kogoś poznam, nie będę taka odizolowana od świata, chociaż lubię to. Lubię samotność, nie wiem czemu. Zawsze byłam samotna, a przynajmniej odkąd pamiętam.
- Hielo!
Wrzasnęłam za koniem pędzącym już beze mnie na grzbiecie. Teraz siedziałam cała w błocie na ziemi. On i tak wróci, o to się nie boję. Skoczyłam w ubraniach do wody, aby się opłukać. Po chwili wyszłam na ląd i skierowałam dużą ilość powietrza na siebie, musiałam się teraz wysuszyć. Nasłuchiwałam tym samym, czy aby ktoś nie czai się w krzakach. Może wreszcie kogoś poznam, nie będę taka odizolowana od świata, chociaż lubię to. Lubię samotność, nie wiem czemu. Zawsze byłam samotna, a przynajmniej odkąd pamiętam.
Coś szumiało, ale uznałam, że to tylko liście. Nagle usłyszałam kroki. Tak, to już musiały być czyjeś kroki. Bałam się? Nie. Chciałam się dowiedzieć któż to tak spłoszył mojego rumaka, że dzielny ogier aż mnie zrzucił. Nagle usłyszałam rozpaczliwe rżenie, co doprowadziło mnie co najmniej do szału. Obracałam się próbując wykryć, z której to strony. Usłyszałam jakiś szept, mężczyzna, zdecydowanie. Obróciłam się w prawo, gdzie zobaczyłam przez ułamek sekundy dłoń. Nucąc sobie dla otuchy podeszłam do wysokiego gąszczu.
- Dziękuję za przechowanie wierzchowca, drogi elfie. Kogo ja miałam się spodziewać, nie ma bardziej tajemniczych istot na tym świecie... - powiedziałam całkowicie bez wyrazu. Nie odpowiedział. Wsiadłam obojętnie na konia i wzięłam patyk jako bat. Galopowałam po jednym uderzeniu batem w zad. Kiedy usłyszałam, że mam poczekać. Zatrzymałam konia i poklepałam rzucając patyk w krzak. Czekałam, nie patrzyłam na elfią istotę głowę wyższą ode mnie.
- Skąd jesteś? - zapytałam nadal nie odwracając wzroku.
- Co sprowadza cię do akademii?
Świetnie, pytanie za pytanie...
- Jakiej znowu akademii? Ja uciekałam przed samotnością!
Zdziwiłam się. Jakim cudem trafiłam do jakiejś akademii?
- Akademia Ciemnej Nocy. Dla istot magicznych jak i ludzi - wyjaśnił mi. - Jesteś człowiekiem? - Końcowe pytanie trochę mnie rozbawiło.
- Czy nimfy są aż tak podobne do ludzi? - Na mojej twarzy pojawił się pierwszy nieśmiały uśmiech od jakiegoś roku, może i dwóch lat - Jak myślisz, mogę dołączyć?
- Na pewno. Spytaj Adriela.
Dał mi znak, że mam iść za nim. Zeskoczyłam z Hielo, a ten sam szedł za nami. Bał się chyba, że znów będę próbowała go zostawić. Ech, co ten koń we mnie widzi? Ja tylko lubię zwierzęta, nie oczekuję niczego od nich. Dotarliśmy. Przed nami ukazał się duch. Niezbyt się zlękłam, widziałam już duchy. Nie jestem przecież człowiekiem...
- Witaj. Jak ci na imię?
Zapytał patrząc przenikliwie na mnie. Elf też popatrzył na mnie pytająco.
- Roxanne. A ten tu za nami to Hielo. Będzie grzeczny.
Odpowiedziałam. Koń na samo wypowiedzenie przeze mnie swojego imienia położył łeb na moim ramieniu.
- Czy ja... mogłabym tu zostać? - spytałam.
- Dziękuję za przechowanie wierzchowca, drogi elfie. Kogo ja miałam się spodziewać, nie ma bardziej tajemniczych istot na tym świecie... - powiedziałam całkowicie bez wyrazu. Nie odpowiedział. Wsiadłam obojętnie na konia i wzięłam patyk jako bat. Galopowałam po jednym uderzeniu batem w zad. Kiedy usłyszałam, że mam poczekać. Zatrzymałam konia i poklepałam rzucając patyk w krzak. Czekałam, nie patrzyłam na elfią istotę głowę wyższą ode mnie.
- Skąd jesteś? - zapytałam nadal nie odwracając wzroku.
- Co sprowadza cię do akademii?
Świetnie, pytanie za pytanie...
- Jakiej znowu akademii? Ja uciekałam przed samotnością!
Zdziwiłam się. Jakim cudem trafiłam do jakiejś akademii?
- Akademia Ciemnej Nocy. Dla istot magicznych jak i ludzi - wyjaśnił mi. - Jesteś człowiekiem? - Końcowe pytanie trochę mnie rozbawiło.
- Czy nimfy są aż tak podobne do ludzi? - Na mojej twarzy pojawił się pierwszy nieśmiały uśmiech od jakiegoś roku, może i dwóch lat - Jak myślisz, mogę dołączyć?
- Na pewno. Spytaj Adriela.
Dał mi znak, że mam iść za nim. Zeskoczyłam z Hielo, a ten sam szedł za nami. Bał się chyba, że znów będę próbowała go zostawić. Ech, co ten koń we mnie widzi? Ja tylko lubię zwierzęta, nie oczekuję niczego od nich. Dotarliśmy. Przed nami ukazał się duch. Niezbyt się zlękłam, widziałam już duchy. Nie jestem przecież człowiekiem...
- Witaj. Jak ci na imię?
Zapytał patrząc przenikliwie na mnie. Elf też popatrzył na mnie pytająco.
- Roxanne. A ten tu za nami to Hielo. Będzie grzeczny.
Odpowiedziałam. Koń na samo wypowiedzenie przeze mnie swojego imienia położył łeb na moim ramieniu.
- Czy ja... mogłabym tu zostać? - spytałam.
<Adriel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz